Jakub Nowak, WP SportoweFakty: Jak się czuje etatowy ekstraligowiec w drugiej lidze?
Damian Baliński, zawodnik Stainer Unii Kolejarz Rawicz:
Jestem zadowolony z podjętej decyzji. Wreszcie wróciła radość z jazdy i trzeba powiedzieć, że poziom drugiej ligi nie jest wcale taki niski. Nie ma odpuszczania. Mecze pokazują, że jest z kim się ścigać. Na pewno jazda w drugim zespole mojej macierzystej drużyny daje mi dużo satysfakcji.
Damian Baliński wraca do PGE Ekstraligi. Mrzonka czy realny scenariusz?
Już raczej nie ma na to szans. W moim wieku byłoby ciężko. No chyba, że złapałbym jakąś niewiarygodną formę. Teraz jednak nawet o tym nie myślę. Trzeba spojrzeć sobie prosto w oczy i przyznać, że ekstraliga to zamknięty temat, który jakiś czas temu mnie przerósł. Nie ma co do tego wracać.
Gdy popatrzymy na kartę pana osiągnięć, zauważamy, że jest ich całkiem sporo. Są przecież medale mistrzostw Polski w kategoriach parowych, drużynowych czy indywidualnych. Do pełni szczęścia zabrakło awansu do cyklu Grand Prix, który zabrał panu defekt w decydującym wyścigu Grand Prix Challenge.
Zawsze znajdzie się momenty, których można żałować. Ja jednak nie patrzę na to wszystko w negatywnym świetle. Nigdy niczego nie dostajemy na tacy. Są zwycięstwa i są porażki, dlatego ja tych złych momentów nie chcę rozpamiętywać. Trzeba żyć dalej i robić swoje. Mimo wszystko mam kilka dobrych osiągnięć. Można powiedzieć, że ja osobiście czuję się spełniony jako sportowiec. Nie zaprzeczę jednak, że zawsze mogło być lepiej, ale najwyraźniej nie było mi to dane.
Sezon 2007 i 2010 to szczyty formy Damiana Balińskiego. Co poszło nie tak w tych słabszych latach?
Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Czas leci tak szybko... Wnioski zawsze starałem się wyciągać. Były dobre lata, ale także dołki w mojej karierze. Tego nie wyeliminujemy, jednak jeszcze raz podkreślę, że nie będę narzekał.
Niektórzy zawodnicy podkreślają, że bardzo trudno jeździ się w lidze pod numerami startowymi 2 i 10. Panu one też przeszkadzały?
Gdy byłem w dobrej formie, to numer startowy mi w niczym nie przeszkadzał. Wtedy wszystko wychodziło według sprawdzonego schematu, tak jak sobie planowałem. Mogłem być zadowolony i nie narzekałem, kiedy dostawałem teoretycznie gorszy numer.
Z kim najlepiej współpracowało się panu w parze? Z Januszem Kołodziejem, Rafałem Dobruckim, a może Krzysztofem Kasprzakiem?
Nie chciałbym tu wybierać, aczkolwiek Janusz jest bardzo koleżeński na torze, jak i poza nim. Wiele dawał od siebie, żeby pomóc drużynie i wprowadzić dobrą atmosferę. Pod wieloma względami można go ocenić na plus, więc chyba jednak Janek.
Chciałbym podziękować kibicom, którzy wspierali mnie przez te wszystkie lata i byli ze mną na dobre i na złe. Jestem wdzięczny także sponsorom oraz klubom Fogo Unii Leszno oraz Stainer Unii Kolejarzowi Rawicz za owocną współpracę i zaufanie, którym mnie obdarzyli.
ZOBACZ WIDEO Start wyścigu żużlowego. Leszek Demski wyjaśnia, kiedy bieg powinien być przerwany