Za i przeciw Hynka. W Grand Prix biznes ponad widowiska. Koniec sezonu na początku lipca? Róbmy terminarze z głową

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik (kask niebieski) i Fredrik Lindgren (kask biały)
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik (kask niebieski) i Fredrik Lindgren (kask biały)

Biznes wygrywa z widowiskiem. Grand Prix potrzebuje odświeżenia i otwarcia się na nowe lokalizacje. Od lat kisimy się w tym sosie. Znaleźliśmy kilka niedoróbek w terminarzu Nice 1 LŻ i 2 Ligi Żużlowej.

[b]

ZA nowymi lokalizacjami w Grand Prix.[/b]

W ostatnich latach próżno szukać nowych lokalizacji w cyklu Grand Prix. Zapanowała stagnacja. Zawodnicy wciąż wracają na te same tory. Nie tylko oni uważają, że batalii o indywidualne mistrzostwo świata przydałoby się odświeżenie i wkroczenie na nowe areny. W nadchodzącym sezonie dojdzie zaledwie do dwóch zmian na mapie Grand Prix. W Danii Horsens zostanie zastąpione przez Vojens, natomiast w Polsce Wrocław przelicytował Gorzów. Tyle, że to żadna nowość. Parafrazując tekst piosenki Maryli Rodowicz "ale to już było..." Dalej nestorka naszej sceny muzycznej śpiewała "i nie wróci więcej". A tu wróciło i znów mamy do czynienia odgrzewanymi kotletami. Czasem naprawdę ciężkostrawnymi. Oba miasta gościły już bowiem najlepszych żużlowców naszego globu. Było to co prawda dawno, ale jednak. Nie można też zapominać o tym, że w zeszłym roku na stadionie Olimpijskim zorganizowano pierwszą edycję Speedway of Nations, a w Vojens odbywały się też finały DPŚ. To tylko przykłady pierwsze z brzegu, które przywołując historię można mnożyć.

Na razie cyrk objazdowy kisi się we własnym sosie, ale ostatnie doniesienia prasowe napawają optymizmem. Miejmy nadzieję, że nie tylko dla zamknięcia ust malkontentom. Armando Castagna, prominentny działacz FIM, podczas wakacji w Argentynie podjechał na tor do Bahia Blanca i zapytał szefów klubu, czy byliby w przyszłości zainteresowani tym, aby sprowadzić elitę do Ameryki Południowej. Próbę generalną mają już za sobą. W 2012 Bahia Blanca organizowała ostatnią rundę IMŚJ. W podobnym kontekście przewijał się też temat Azerbejdżanu, który na razie ma z żużlem tyle wspólnego co Ireneusz Nawrocki z uregulowaniem zaległości wobec zawodników Stali Rzeszów. Znając życie skończy się na mydleniu oczu, a Greg Hancock, który silnie lobbował jedną z rund w Stanach Zjednoczonych, być może jej doczeka, ale już jako 70-letni ambasador albo członek teamu swojego syna.

ZOBACZ WIDEO Janusz Kołodziej był na granicy wyczerpania. Krok od anoreksji

Wydaje się, że ekspansja na nieodkryte żużlowo kontynenty jest ciekawym rozwiązaniem, ale poza "przerobioną" Australią to nadal melodia przyszłości. Szefowie cyklu umieją liczyć i dla nich na pierwszym miejscu stoi biznes, dlatego "uderzają" w  rejony gwarantujące im wyciągnięcie największych pieniędzy. To dlatego z GP szybko wyleciały choćby kompletnie nierentowna Finlandia, czy Włochy. A i Łotwy, która gromadziła sporą rzeszę kibiców nie ma już w kalendarzu.

Na dalszy plan schodzą widowiska. Z każdym sezonem coraz trudniej przychodzi nam do głowy przypomnienie sobie turnieju, który oczarowałby nas swoją atrakcyjnością, a mijanki wspominalibyśmy jeszcze długo po jego zakończeniu. Łatwiej jest nam wymienić obiekty, z których wieje nudą i nadawałyby się do szybkiej wymiany na inny. Zdajemy sobie sprawę, że o ile Praga jest nie do ruszenia, to już takie Teterow, czy Krsko pożegnalibyśmy bez żalu. Za Słowenią przemawia jeszcze chociaż fakt, że posiada w GP swojego przedstawiciela. W Niemczech natomiast jest mnóstwo fajnych stadionów, torów do walki. Bez zbędnego ryzyka wysnujemy tezę, że każdy byłby lepszy od obecnej areny GP.

Gdyby nie chodziło tylko o finansową stronę i tego "kto da więcej" rozważylibyśmy kandydatury Francji i Rosji. Zwłaszcza ten pierwszy kraj przeżywa prawdziwy rozkwit. Od kilku sezonów funkcjonuje tam liga, a na pierwszy turniej legendarnej już serii Speedway Diamond Cup przyszło kilka tysięcy ludzi. Wystarczyło zapewnić parę przyzwoitych nazwisk. Z kolei przywołana wyżej część rynku wschodniego coraz mocniej rozpycha się łokciami. W GP z powodzeniem występują już Artiom Łaguta i Emil Sajfutdinow, a do ścigania powróci niedługo Grigorij - brat żużlowca MRGARDEN GKM-u Grudziądz. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem Grisza w niedalekiej przyszłości nie jest bez szans na dołączenie do rodaków.

PRZECIW końcowi sezonu w lipcu i ściskowi w terminarzu

Po kilku miesiącach czekania, w czwartek PZM wreszcie opublikował terminarze Nice 1.LŻ i 2. Lidze Żużlowej. Panowie w granatowych marynarkach byli zmuszeni podumać dłużej ponieważ nie przyznali licencji Stali Rzeszów. Następne opóźnienie wynikało z ogłoszenia konkursu na dziką kartę. Ostatecznie, obie niższe ligi pojadą w w siedmio-drużynowym składzie, przez co w każdej kolejce jeden zespół będzie pauzował.

Po głębszej analizie, w oczy rzuca się kilka rzeczy, które w naszej opinii "centrala" mogła rozegrać inaczej, lepiej. Przede wszystkim, w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach niektóre zespoły zakończą sezon już w lipcu. Zakładając najbardziej pesymistyczny scenariusz takie Wilki Krosno i ROW Rybnik ostatni mecz u siebie odjadą 6 lipca. To czysto hipotetyczna refleksja, bo trudno przypuszczać, aby Rekiny jako główny faworyt rozgrywek Nice 1 LŻ. nie załapały się do fazy play off. Przytoczony przykład ukazuje jednak pewną ułomność i niedoróbkę terminarza.

Warto zastanowić się, czy nie postarać się w przyszłości rozciągnąć trochę ten rozkład jazdy w czasie. Przynajmniej u progu rozgrywek panuje w nim nieprawdopodobny ścisk. Kolejka goni kolejkę, nie ma praktycznie czasu na odpoczynek. Później odstępy są odrobinę większe, ale i tak do lipca pędzimy na zapalenie płuc. W maju np. miesiącu komunii, na cztery weekendy zagospodarowane są aż trzy. Takie uroczystości odbierają widownię, a to odbija się na wpływach z biletów. To małe rzeczy, ale na dłuższą metę istotne.

Planowanie pierwszej serii spotkań na ostatni weekend marca jest świetnym posunięciem marketingowym. PGE Ekstraliga startuje dopiero tydzień później więc wszystkie oczy żużlowego kibica, tak spragnionego ryku motocykli po zimowej przerwie, będą zwrócone właśnie na jej zaplecze. Problem w tym, że pogoda o tej porze roku lubi być kapryśna z naciskiem na niesprzyjającą. Minione sezony pokazały, że wiele zespołów ma problem by wyjechać w ogóle w podobnym terminie na tor i odbyć pierwszy trening, a co dopiero przystąpić do inauguracji.

W tej sytuacji chyba lepiej byłoby kosztem daty marcowej wbić się po prostu gdzieś w sierpniu, a nawet wrześniu. Aura w drugiej połowie roku jest zdecydowanie bardziej przewidywalna, a co najważniejsze przyjaźniejsza do uprawiania żużla. Ubiegłe lata pokazały, że w Polsce jeździ się stosunkowo długo, panuje złota polska jesień, jest przyjemnie Najważniejsze jednak, by wszystko robić z głową. Nikt przecież nie pozjadał wszystkich rozumów, a rozmawiać i konsultować się naprawdę warto.

Źródło artykułu: