- Muszę przyznać, że trochę się pogubiłem w tym wszystkim. Tor był zupełnie inny niż na treningu i to wprowadziło trochę nerwów w moim teamie. W dziewiątym biegu wygrałem start i byłem na prowadzeniu. W jeden z łuków wszedłem bardzo wąsko, ale popełniłem błąd, "postawiło mnie", i aby ratować się przed upadkiem, wyjechałem na zewnętrzną. Tam już jechał Grzesiek Walasek i doszło między nami do kolizji. Tak naprawdę nie wiem, jak to się stało, że obaj dojechaliśmy do końca biegu, bo wyglądało to bardzo źle. Praktycznie cudem uniknęliśmy upadku - powiedział "Świder".
Świderski twierdzi, że kolizja z Grzegorzem Walaskiem miała spory wpływ na jego postawę w dalszej części zawodów: - Podczas kolizji z Grześkiem moja noga wpadła pod jego motocykl. Niestety, była to ta noga, którą dość mocno obiłem w Rawiczu. Ból był na tyle silny, że nie mogłem rywalizować z innymi tak jak planowałem.
Żużlowiec Jaskółek nie załamuje się jednak, i wierzy, że w przyszłym sezonie znowu powalczy o awans do cyklu: - Cóż, nie udało się tym razem. Trochę szkoda, bo długo czekałem na tę szansę, ale upadek w półfinale IMP i jego skutki odczuwałem dziś dość mocno. Byłem bardzo skoncentrowany i pozytywnie nastawiony, ale z bólem ciężko wygrać. Odkładamy nasze plany na przyszły rok.