Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Drużyna Włókniarza zostanie dość mocno odmłodzona. Za Doyle'a, Holtę i Przedpełskiego przychodzą Smektała, Woryna i Jeppesen. Co pan na to?
Rafał Osumek, były zawodnik częstochowskiego Włókniarza: Trochę szkoda straty Pawła Przedpełskiego. Raz, że to w dalszym ciągu młody zawodnik, a dwa, że w ostatnim czasie dało się u niego zauważyć progres. Co do pozostałej dwójki, oni byli już wiekowi, jednak wie pan, jak to jest. Trudno przewidzieć czyjąś formę, jak ktoś pojedzie, bo sezon sezonowi nierówny. Dla przykładu Kacper Woryna jest młodym zawodnikiem, a raczej nie ma za sobą udanego sezonu. Nie jest za to wcale powiedziane, że w roku 2021 będzie tak samo. Może w jego przypadku się to odwróci i będzie punktować na oczekiwanym poziomie. Jak już powiedziałem, dyspozycję na ileś miesięcy przed trudno przewidzieć. Zawodnicy, którzy mają przyjść do Włókniarza, są młodzi, perspektywiczni, rozwijający się i nam częstochowianom pozostaje wierzyć, że to będzie szło do przodu, a co za tym idzie, wyniki będą dobre.
Zostańmy przez moment przy Kacprze Worynie. Czy pana zdaniem zmiana otoczenia, po raz pierwszy w karierze, może wpłynąć na niego pozytywnie?
Od początku kariery jeździł w Rybniku, ten sezon miał akurat słabszy. Niewykluczone, że zmiana jest mu potrzebna i wyjdzie mu to na dobre. Nowe otoczenie, inni zawodnicy, działacze. Wcale nie jest powiedziane, że to jest zły pomysł.
Najlepszy przykład to wspomniany przez pana Paweł Przedpełski, który po transferze z toruńskiego klubu odżył.
Dokładnie tak, rzeczywiście Paweł dobrze jeździł i byłem przekonany, że władze Włókniarza go utrzymają i zostanie w klubie...
ZOBACZ WIDEO Żużel. Pawlicki nigdy nie wyobrażał sobie, że może go spotkać taki sezon
Myślę, że kierownictwo Włókniarza chciało, by został, ale przeważyło przywiązanie do rodzinnego miasta.
Wiadomo, że zawsze ciągnie do domu. Szkoda, bo naprawdę się u nas fajnie rozwijał i coraz lepiej się prezentował. Każdemu klubowi zależy na tym, aby się wzmocnić. Mam nadzieję, że w przypadku Włókniarza zmiany zawodników wyjdą na korzyść.
Czy jest pan zaskoczony, że Włókniarzowi udało się przekonać Bartosza Smektałę z Fogo Unii Leszno? Na pewno przepis o zawodniku do 24. roku życia wpłynął na politykę klubów i rynek transferowy, bo przecież również Dominik Kubera opuszcza mistrzów Polski.
Zgadza się, dwóch młodych zawodników, którzy w dalszym ciągu się rozwijają. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego i że Bartosz Smektała trafi do Częstochowy. Jest to dobry zawodnik i na pewno miał wiele korzystnych ofert, a zdecydował się na Włókniarz. Ten ruch oceniam pozytywnie w wykonaniu działaczy z prezesem częstochowskiego klubu na czele. Sądzę, że z tego transferu będą same korzyści, bo Smektała to niezwykle perspektywiczny zawodnik.
Miniony sezon wg mnie Włókniarz przegrał, bo moim zdaniem była to drużyna, która powinna pojechać o medale. Teraz ten skład się zmienia, tak jak rozmawiamy, szykuje się młodszy zespół. Czy pana zdaniem ta młodzieńcza fantazja spowoduje to, że Włókniarz znów będzie walczyć o medale?
Składy są wyrównane i moim zdaniem wpływ na to ma też wspomniany przepis U-24. Gdyby nie to wiekowe ograniczenie, to myślę, że Kubera ze Smektałą z Leszna by się nie ruszyli. Tymczasem oni przejdą do innych klubów i z miejsca je wzmocnią. Dlatego uważam, że szykuje nam się pasjonująca rywalizacja. Wśród drużyn, które powinny powalczyć o medale widzę Włókniarz i życzyłbym sobie, aby skończyło się to miejscem na podium.
Za to jednym z wygranych przegranego dla Włókniarza sezonu był moim zdaniem Jakub Miśkowiak. Zaimponował panu?
Oczywiście. Widać, że cały czas się rozwija, uczy. Jest młodym zawodnikiem, a mimo to już dużo osiągnął. Jeszcze sporo pracy i nauki przed nim, jednak jego kariera jest według mnie dobrze prowadzona. Dobrze, że wujek Robert z nim jest, jeżdżą razem na zawody. Szkoli go, doradza mu. Sądzę, że dużo przed Jakubem.
Liderami Włókniarza mają być Madsen i Lindgren, do tego młodzi zawodnicy i juniorzy. W 1996 roku, kiedy zdobywaliście złoty medal, wyglądało to trochę podobnie. Był Drabik ze Screenem, niedoceniany Stachyra oraz młode wilczki w osobach pana i Sebastiana Ułamka.
Zgadza się. Wówczas to nawet byliśmy uważani za drużynę do spadku. Skład nie był powalający, planów na pozycje medalowe nie było, ale podeszliśmy do rozgrywek spokojnie. Parliśmy do przodu i skończyło się to finałem. Wygraliśmy go, mimo że wszyscy skazywali nas na porażkę. Nawet po pierwszym meczu, który zwyciężyliśmy u siebie dziesięcioma punktami, to słyszeliśmy, że w Toruniu już chłodzą się szampany, bo oni tę "dychę" na spokojnie odrobią. My tam pojechaliśmy na luzie i w efekcie zakończyło się to dla nas mistrzostwem Polski. Nawet ten sezon pokazał, że nazwiska nie jadą. Wręcz przeciwnie. Niekiedy przy super składzie różnie to bywa. Wracając do tamtego roku, jechaliśmy bez żadnej presji na medal.
I właśnie do tej mniejszej presji chciałem nawiązać. W tym roku drużyna była złożona z trzech światowych gwiazd i solidnego zaplecza. Teraz będzie wyglądać to nieco inaczej. Czy nawiązując choćby do tego 1996 roku, pana zdaniem może to pomóc drużynie?
Niewykluczone. W przypadku, gdy mamy skład złożony z nazwisk światowego formatu, to każdy już przed sezonem zakłada, kto ile zdobędzie punktów i wymagania są bardzo wysokie. Wówczas to już na plecach ciąży. Tymczasem z teoretycznie słabszym składem można dużo zwojować i zrobić dobry, zadowalający wynik.