Sandra Rakiej: Ostanie lata upłynęły pod znakiem dominacji Nicki'ego Pedersena. Teraz to ty powróciłeś na czołową pozycję w gonitwie o tytuł mistrza świata. Co według ciebie stanowi o przewadze zawodnika nad innymi żużlowcami? W końcu w dzisiejszych czasach macie taki sam dostęp do tunerów czy najlepszych części do motocykli... To chyba nie jest więc kwestia sprzętu.
Jason Crump: Zgadzam się z taką opinią. Spójrzmy właśnie na Pedersena, który w ostatnich latach był po prostu fenomenalny. On do sezonu był przede wszystkim doskonale przygotowany zarówno fizycznie, jak i psychicznie. U mnie zawiodła właśnie ta druga strona. Ścigałem się na żużlu przez tyle lat i w pewnym momencie zabrakło mi już entuzjazmu do walki, który w tym momencie miał Nicki. Oczywiście w zawodach ligowych, bez wyjątku czy była to Polska, Szwecja, Anglia, cały czas byłem w stanie zdobywać spore ilości punktów. W Grand Prix trzeba jednak "podkręcić" swoje starania jeszcze o jakieś dwadzieścia procent, a ja nie miałem szczęścia, żeby to zrobić. Myślę, że taka forma przychodzi zawodnikom raz na jakiś czas. Wtedy gra wszystko. Podstawą jest jednak solidne przygotowanie.
W związku z tym ciężej niż kiedykolwiek przepracowałeś ubiegłą zimę?
- Tak, zaraz gdy skończył się ubiegły sezon, usiadłem i przemyślałem sobie kilka spraw, jednocześnie ustalając pewien plan. Wziąłem się ostro za przygotowanie fizycznie, które opierało się nie tylko na jeździe na motocyklu żużlowym albo motocrossowym. Bardzo dużo biegałem, pracowałem nad wytrzymałością.
Co ze sferą psychiki?
- Przygotowanie mentalne to kompletnie osobny rozdział. Od wielu już lat pracuję ze specjalistą, który pomaga mi radzić sobie z tą wielką presją. W tym sezonie zdaje się to przynosić większe efekty niż kiedykolwiek.
Może po prostu ty się zmieniłeś?
- Chyba tak. W tym roku moje zaangażowanie jest o wiele większe. Uświadomiłem sobie, że w poprzednich sezonach nastawiony byłem tylko i wyłącznie na zdobycie tytułu, a nie na czerpanie przyjemności z jazdy. Teraz wiem, że takie podejście w moim przypadku nie przynosi efektu. Obecnie ściganie się znów przynosi mi radość, radość wygrywanie, a wygrywanie jeszcze więcej radości. Tak się teraz napędzam!
Skoro o psychologii mowa, słyszałeś o tym, że Nicki Pedersen stwierdził, że prowadzisz z nim jakąś grę? Chodziło mu o to, że przed Grand Prix przyszedłeś do niego do boksu, przywitałeś się i zacząłeś rozmowę. On odebrał to jako psychologiczne zagrywki z twojej strony.
- Ja po prostu uważam, że tak powinienem był postąpić. Zaczął się nowy sezon walki o tytuł mistrza świata, więc podszedłem do każdego zawodnika, uścisnąłem dłoń i życzyłem powodzenia. Z mojego punktu widzenia tak to po prostu wygląda i nie miałem żadnych ukrytych intencji. Przepraszam Nicki'ego jeżeli odebrał to inaczej.
Wy żużlowcy musicie być naprawdę twardymi ludźmi, co udowadniałeś nie raz niewiarygodnymi akcjami na torze. Czy Jason Crump ma inne oblicze? Boisz się czegoś?
- Tak jak każdy człowiek boję się wielu rzeczy. Troszczę się o życie moich najbliższych...
Ale ja mam na myśli rzeczy bardzo przyziemne. Mdlejesz przy pobieraniu krwi?
- Absolutnie nienawidzę igieł! Przed takimi badaniami zawsze panikuję. Nienawidzę chodzić do dentysty, nienawidzę wszystkiego, co wiem, że przyniesie mi ból.
Nie masz więc żadnych innych ekstremalnych hobby?
- Raczej nie. To, co lubię robić w wolnym czasie, to jazda na motocrossie, gokartach i w te dyscypliny wkręciłem także moje dzieci. Gdy wyjeżdżamy do Australii to również poświęcam wiele czasu na sporty wodne. Generalnie lubię aktywną rozrywkę, ale głównie jest to bardziej zabawa z dziećmi niż dostarczanie sobie adrenaliny.
Żużel w życiu tak utytułowanego sportowca musi absorbować mnóstwo czasu. Czy masz jakiekolwiek inne marzenia poza tymi stricte związanymi ze speedway'em?
- Oczywiście! Moje życie pełne jest marzeń, mam wiele ambicji. Jeżeli jest się dzieckiem i chce się zostać sportowcem, na przykład piłkarzem, to wiadomo, że marzy się, aby zdobyć mistrzostwo świata. Ja byłem taki sam i jestem niezmiernie dumny, że udało mi się osiągnąć w żużlu to, co się da. Niemniej jednak dla mnie równie istotne jest to, żeby moja rodzina była szczęśliwa. Moim marzeniem jest, żebyśmy zawsze czerpali przyjemność z czasu, który spędzamy razem. To wspaniałe uczucie móc oglądać jak moje dzieci dorastają i spełniają wyznaczone przez siebie cele.
Myślisz, że celem twojego syna Setha, który wychowuje się w rodzinie, w której speedway obecny był od lat, również stanie się ściganie na żużlu?
- Seth jak na razie jest bardzo dobrym tenisistą. Oczywiście ja nie mogę wybrać jego ścieżki życiowej, ale jeżeli będzie chciał zająć się żużlem, ja mu w tym pomogę. Ale tak szczerze mówiąc to ja poświęciłem tej dyscyplinie całe swoje życie, więc nie miałbym nic przeciwko, gdybym mógł w końcu pooglądać jakiś inny sport.
Domyślam się więc, że pękłbyś z dumy widząc go w Australian Open?
- To byłoby rzeczywiście spełnieniem marzeń!
Jason apropos Australii. Jak to jest z twoją narodowością. Oczywiście twoi rodzice wywodzą się z antypodów, ale ty przyszedłeś na świat w Anglii, bo tam startował i mieszkał twój ojciec. Choć startujesz pod australijską flagą, nie czujesz się trochę Brytyjczykiem?
- Rzeczywiście w Anglii spędziłem bardzo dużą część mojego dzieciństwa. Niemniej jednak, gdy mój ojciec zakończył karierę, przeprowadziliśmy się do Australii. Nigdy nie miałem więc problemu ze swoją tożsamością. Wiedziałem jakie mam korzenie i to samo przekazałem moim dzieciom. Moi rodzice pokazali mi, że takie jest po prostu życie, pochodzimy z antypodów, ale ojciec pracował w Anglii. Moje dzieci też urodziły się w Wielkiej Brytanii, ale podróżują z australijskim paszportem.
Dużo czasu spędzasz w swojej ojczyźnie?
- Niestety nie tak dużo, jak bym sobie tego życzył. Generalnie po sezonie jedziemy do Australii na jakieś dwa miesiące. Wiąże się to z faktem, że moje dzieci chodzą do szkoły w Anglii, a nauczyciele nie są zbyt skorzy do pozwalania im na aż tak długie wakacje...
Jason, opowiedz jak wygląda żużel w Australii!
- Z tamtejszym speedway'em nie jest za dobrze. Za każdym razem, gdy jakiś młody chłopak przyjeżdża do Europy i z powodzeniem ściga się na żużlu, to jestem pod ogromnym wrażeniem. Szczerze mówiąc, gdy z nimi później rozmawiam, okazuje się, że trenowali na takich obiektach, o których w ogóle nie miałem pojęcia. I uwierz mi, że nie przypominają one profesjonalnych torów żużlowych. Dlatego właśnie na podziw zasługuje fakt, że w kraju, gdzie jest tak mało zawodów, tak mało możliwości do uprawiania tego sportu, ciągle "produkujemy" utalentowanych zawodników.
Czy jako mistrz świata jesteś tam popularny?
- Nie odczuwam dużego zainteresowania mediów moją osobą. Co prawda w ciągu ostatnich siedmiu lat wziąłem udział w co najwyżej dziesięciu zawodach w Australii. Więc w sumie nie ma się co dziwić. Skłamałbym, gdybym powiedział, że moje sukcesy w ogóle się tam nie liczą. Europejski żużel a ten australijski to są jednak dwa całkiem inne światy.
Uczucie bycia najlepszym zawodnikiem na świecie musi być czymś niesamowitym. Czy ciebie jest w stanie wzruszyć, zafascynować coś przyziemnego?
- Jasne! Jestem najnormalniejszym człowiekiem. Co prawda nie idę codziennie do pracy w biurze czy na budowie, jestem po prostu żużlowcem, który miał w swoim życiu wiele szczęścia. To co osiągnąłem, nie przysłania mi jednak codzienności. Doceniam wszystko to, co robią ludzie, którzy nie uprawiają zawodowego sportu.
Czy w związku z tym, gdy przyjedziesz do domu po zawodach i twoja żona Melody powie: Jason pora skosić trawę, grzecznie maszerujesz na podwórko?
- Nawet nic mi nie mów! W ostatnią wolną sobotę spędziłem okrągłe pięć godzin kosząc trawnik wokół naszego domu...