W kontekście niedalekiej przyszłości mówi się o stworzeniu drużyn rezerw przez kluby z PGE Ekstraligi. Miałoby to pomóc zawodnikom, którzy kończą wiek juniorski, a mają problemy z przebiciem się w dorosłym żużlu. Uważam, że forma pomocy i ochrony dla nich jest słusznym pomysłem. Jednym z największych problemów żużla jest bowiem mała liczba zawodników.
Przy okazji warto upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Co mam na myśli? Sporo ośrodków żużlowych w ostatnich latach się wykruszyło. Wystarczy podać przykład Świętochłowic, które kiedyś były prężne. Nie trzeba wracać do czasów Pawła Waloszka, ale wystarczy przypomnieć sobie nawet późniejsze Jerzego Kochmana czy Leszka Matysiaka. Uważam, że ciekawym pomysłem jest to, że kluby ekstraligowe właśnie w takich ośrodkach jak Świętochłowice, Kraków czy Piła mogłyby stworzyć swoje drużyny rezerw. Przyniesie to obopólne korzyści.
Unia Leszno pokazała, że taka współpraca w przypadku Rawicza pozwoliła uratować tam żużel. Stal Gorzów współpracuje z Poznaniem. W drugiej lidze kluby naprawdę borykają się z problemami i pomoc mocniejszych finansowo ośrodków może sprawić, że uda się im przetrwać jak w Rawiczu, a może wrócić na żużlową mapę kraju innym zasłużonym miastom, gdzie jeszcze niedawno był ligowy speedway.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek ubolewa w związku z brakiem kibiców na trybunach. "My jesteśmy dla nich, oni dla nas"
Na pewno trzeba się zastanowić nad pewnymi obostrzeniami. Nie chodzi przecież o to, by te drużyny rezerw były przechowalnią dla zawodników, którzy odcinają już tylko kupony od dawnych sukcesów. To mają być drużyny, w których przeważającą część stanowią młodsi zawodnicy. Warto pamiętać jeszcze o jednym lokalnym aspekcie. Chcąc zainteresować miejscową społeczność warto otworzyć furtkę dla zawodników, którzy jeździli wcześniej w tych klubach czy są związani z danym ośrodkiem poprzez miejsce zamieszkania, a nie zawsze może mają poniżej 24 lat. To zawsze dobrze działa pod względem marketingowym i wizerunkowym jeśli chodzi o kibiców i sponsorów.
Wydaje mi się, że może być problem, żeby drużyny rezerw zbudować tylko i wyłącznie z zawodników do 24 lat. Tych żużlowców może być po prostu za mało. Może trzeba się zastanowić nad dopuszczeniem zawodników zagranicznych, ale z jakimś ograniczeniem wiekowym? Przecież przepis do lat 24 też dotyczy obcokrajowców. Myślę, że w kontekście żużla trzeba patrzeć szerzej. Nie tylko, by ten polski się rozwijał, ale by młodsi zawodnicy zagraniczni też mieli możliwość jazdy. Żużlowcy, którzy nie należą do ścisłej światowej czołówki mają problem ze znalezieniem zatrudnienia w wyższych ligach, więc takie drużyny rezerw mogłyby temu również służyć.
Bardzo sceptycznie podchodzę natomiast do tego, że nawet drużyna zbudowana z własnych wychowanków, ale jadąca kilka dni po pierwszym zespole z PGE Ekstraligi, przyciągnie kibiców na ten sam tor. Nie sądzę, że będzie w stanie to generować zainteresowanie kibiców. Tam, gdzie jest możliwość, trzeba starać się, by te drużyny rezerw mogły występować na innych torach niż te ekstraligowe. Ze szkoleniowego punktu widzenia jest to też ciekawy pomysł. Zawodnicy będą mieli bowiem okazję ścigać się na różnych obiektach.
Nie obawiam się natomiast, że te młode drużyny rezerw będą mocno odstawały od pozostałych drugoligowców. Nie sądzę, by groziły w tej sytuacji pogromy i drenowanie budżetów mocniejszych klubów z 2.LŻ. Już w poprzednim sezonie było kilku juniorów, którzy na zasadzie gościa jeździli w Krośnie, Poznaniu czy Opolu i radzili sobie bardzo dobrze. Nie wieszczę też tego, że te drużyny rezerw będę skazywane z góry na jakieś wysokie porażki czy wręcz klęski. Nie wydaje mi się, że będzie jakaś duża przepaść, żeby te zawody były nudne i groziły pogromami w tej lidze. Generalnie pomysł z drużynami rezerw w kontekście szkolenia jest dobry. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach i warto je odpowiednio przemyśleć i przedyskutować przed wcieleniem w życie.
Zobacz także: Apator pożałuje oddania Doyle'a
Zobacz także: Grzegorz Walasek o planach na nowy sezon