Tegoroczne ściganie dla Mateusza Panicza rozpoczęło się dosyć późno, bowiem dopiero pod koniec kwietnia, gdy w Rybniku wystartował w turniejach eliminacyjnych DMPJ. Pierwsze turnieje z udziałem wrocławianina mogły jednak napawać optymizmem, bowiem stale kręcił on wyniki w okolicach dwucyfrowych.
- Myślę, że z początku sezonu mogę być zadowolony. Teraz jest trochę gorzej, ale czynię wszystko, aby znów wrócić z wynikami do tego, co prezentowałem na przełomie kwietnia i przez cały maj - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty, junior Betard Sparty Wrocław.
Dobre wyniki Panicza utrzymywały się mniej więcej do początku czerwca. Od częstochowskiej rundy DMPJ, która miała miejsce siódmego dnia tego miesiąca, poza turniejem eliminacyjnym MIMP, junior nie mógł przebić się na wyższy wynik, niż siedem "oczek". - Ciągle szukamy, w czym tkwi problem, ale szczerze mówiąc, to jesteśmy trochę zagubieni. Myślę, że robimy wszystko, aby było tak jak na początku sezonu, ale nie idzie - dodaje nasz rozmówca.
ZOBACZ WIDEO Żużlowiec Falubazu odpiera zarzuty: Nie spanikowałem
Zawodnik, choć teraz jest w małym kryzysie, to wykorzystał dobry początek sezonu i przekonał swoją jazdą trenera Dariusza Śledzia, który w meczu Betard Sparty z Moje Bermudy Stalą Gorzów dał mu szansę debiutu w PGE Ekstralidze. Pierwsze ligowe ściganie udane nie było, bowiem przyniosło one dwa starty i zerowy dorobek. - Na pewno był stres, ale i fajne doświadczenie, bo teraz uczestniczę w meczach, ale spod numeru rezerwowego. Start w meczu PGE Ekstraligi był niesamowitym przeżyciem i wierzę, że kiedyś to zaprocentuje. Byłoby fajnie, gdyby udało się jeszcze w tym sezonie powalczyć o ligowe punkty, ale dobro drużyny jest najważniejsze i nie ma co się dziwić, że jeżdżą Przemek z Michałem.
17-latek przynajmniej na razie nie ma co liczyć również na wypożyczenie np. do 2. Ligi Żużlowej, by tam nabierać ligowego objeżdżenia. - Chciałbym gdzieś jeździć, bo jednak same zawody młodzieżowe, to tylko dwa, czasem trzy dni w tygodniu, więc tej jazdy trochę brakuje.
Z pozytywnych wieści dotyczących wychowanka Sparty na pewno jest fakt, że awansował on do finału Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski Juniorów. Z opolskiego turnieju odpadło za to kilku bardziej doświadczonych i rozjeżdżonych rywali, jak chociażby Fabian Ragus, Mateusz Tudzież, Denis Zieliński czy Karol Żupiński. - Do Zielonej Góry na finał jadę z nastawieniem, że fajnie byłoby stanąć na podium i taki cel sobie wyznaczam. Jednakże zdaję sobie sprawę, że taki sam plan ma piętnastu innych młodzieżowców. Mnie cieszy, że jestem w gronie finalistów i tak w pełni zadowoli mnie każde miejsce w pierwszej ósemce.
Młody jeździec z Dolnego Śląska u progu kariery może liczyć na wsparcie wielu doświadczonych osób. Na co dzień jego trenerem jest wspomniany Dariusz Śledź, wrocławskiej młodzieży pomaga również od niedawna Greg Hancock, a sam zawodnik korzysta z usług byłego mechanika m.in. Vaclava Milika - Roberta Ruszkiewicza.
- Jest to na pewno niesamowite uczucie, że mogę współpracować z takimi ludźmi. Z panem Robertem dogadujemy się doskonale, ciężko pracujemy na dobre wyniki i wydaje mi się, że jego osoba daje mi naprawdę wiele. Na pewno czymś, czego nie da się opisać, jest również współpraca z byłym, wielokrotnym mistrzem świata. Greg spędza z nami wiele czasu na treningach, dowiadujemy się od niego wielu wartościowych rzeczy i szybko analizujemy to, co robimy źle - mówi.
Mateusz Panicz swoją przygodę z żużlem rozpoczynał od klasy 250cc i już od pierwszych treningów, ze względu na sylwetkę wielu określało go połączeniem śp. Tomasza Jędrzejaka z Maksymem Drabikiem. We Wrocławiu wierzą, że wkrótce junior nawiąże sukcesami do tych dwóch osobistości, które sięgały po medale mistrzostw Polski, świata i Europy.
Czytaj także:
- eWinner Apator będzie szukał juniora. Jest tylko jeden warunek
- Urocza Aleksandra podjęła wyzwanie. Kibice żużla są zachwyceni