Legendarny polski klub o krok od katastrofy. Gdzie się podziała słynna magia?

WP SportoweFakty / Łukasz Forysiak / Kibice w Zielonej Górze
WP SportoweFakty / Łukasz Forysiak / Kibice w Zielonej Górze

Gdy zdobywali medale, nad ich stadionem latały samoloty, a na trybunach siedzieli celebryci. Obecność w kultowym serialu sprawiła, że logo z Myszką Miki stało się rozpoznawalne w całej Polsce. Teraz żużlowemu Falubazowi grozi katastrofa.

Klub z Zielonej Góry, choć nie jest tym najbardziej utytułowanym na mapie polskiego żużla, to przez długi czas był numerem jeden pod względem medialności. Pozostali patrzyli na niego z zazdrością i uznaniem. Do dziś w Zielonej Górze mogą pochwalić się największą liczbą fanów w social mediach. To pozostałości po tak zwanej "magii Falubazu", która powstała w czasach prezesury Roberta Dowhana.

Zielonogórzanie zdobyli w tamtym okresie dwa złote medale DMP (2009 i 2011), srebrny (2010) i brązowy (2008). Ostatni tytuł mistrza Polski klub wywalczył w 2013 roku. Prezesem był już wprawdzie Marek Jankowski, ale zmiana na funkcji szefa klubu była podyktowana w dużej mierze tym, że Dowhan został senatorem.

W sezonie 2021 drużyna, która wygrała zaledwie dwa mecze, może spaść z najwyższej klasy rozgrywkowej. Do katastrofy dojdzie, jeśli w niedzielę ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz pokona Eltrox Włókniarz Częstochowa.

ZOBACZ WIDEO Apator potwierdza zainteresowanie Drabikiem! Co z Miedzińskim?

Otwierałeś lodówkę, a tam Falubaz

Kiedyś akcje marketingowe organizowane przez klub odbijały się echem w całej Polsce. - Jako mieszkaniec Zielonej Góry też zastanawiałem się, co się stało z tamtą magią. Na przestrzeni kilku czy kilkunastu lat to się gdzieś zatarło. Być może w sporcie jest tak, że po lepszych latach są te gorsze. Mam jednak wrażenie, że nie ma już tej mody, która była nie tylko wśród kibiców. Chodzi o całą otoczkę. Kiedyś Falubaz był żużlową Legią Warszawa. Nadawał narrację, a inni starali się to naśladować. To przekładało się na zainteresowanie zawodników. W Zielonej Górze chcieli jeździć najlepsi, a teraz klub zbiera okruchy z rynku - mówi nam Maciej Noskowicz, komentator Canal+.

- Magii Falubazu już nie czuję, bo nie dzieje się tyle, co kiedyś - wspomina Robert Dowhan i po chwili wymienia liczne akcje w szkołach, rajdy rowerowe, przeloty samolotów nad stadionem czy własną gazetę. Klub zorganizował także jako pierwszy z pompą klubową telewizję, a o drużynie było głośno w serialu 39 i pół, który oglądała cała Polska. Falubaz w ogólnopolskich mediach promowali też celebryci, między innymi znana projektantka Ewa Minge.

- Mieliśmy nawet własne cukierki i wodę, która całkiem nieźle się sprzedawała. Prowadziliśmy także fundację, która pomagała dzieciakom. Nawet nie potrafię tego wszystkiego teraz wymienić. Często te inicjatywy brały się z tego, że lubiłem jeździć na mecze piłkarskie do Niemiec. Zawsze coś z tych wypraw przywoziłem i to wdrażaliśmy - wspomina Robert Dowhan, były prezes klubu.

Słowacki grzech

Co ciekawe, jeszcze rok temu Falubaz walczył o medale. Po sezonie 2020 drużyna straciła jednak swojego lidera Martina Vaculika, który przeniósł się do Moje Bermudy Stali Gorzów. Brak Słowaka okazał się bardzo odczuwalny.

- To źle wyglądało, bo odszedł ważny zawodnik. Klub mówił, że prowadzi z nim rozmowy, a dziennikarze, także na waszym portalu, rozpisywali się, że jego transfer do Gorzowa jest od dawna załatwiony. Ich informacje się zresztą ostatecznie potwierdziły. Później klub opowiadał, że Słowak odszedł, bo chciał jeździć ze swoim przyjacielem Bartoszem Zmarzlikiem. Kibice tego przekazu raczej nie kupili. Moim zdaniem ten temat został po prostu przespany - ocenia Jacek Frątczak, były menedżer klubu z Zielonej Góry.

Trzeba jednak również pamiętać, że Falubaz miał dużego pecha, bo aż trzy mecze na własnym torze przegrał minimalnie. Gdyby nawet jedno z tych spotkań udało się rozstrzygnąć na własną korzyść, to utrzymanie w elicie byłoby już pewne.

– To prawda, aczkolwiek brak siły rażenia był widoczny w wielu meczach. Brakowało armaty i nie było już tak skutecznych juniorów. Mam wrażenie, że zespół został zbudowany na podstawie przesłanek, że rok temu było nie najgorzej, więc teraz jakoś też damy sobie radę. Te wszystkie założenia jednak nie wypaliły. Było zbyt dużo pobożnych życzeń, a zbyt mało konkretów - twierdzi Maciej Noskowicz, komentator Canal+.

Za rok wcale nie musi być lepiej

Falubaz oczywiście nie jest bez szans na utrzymanie w PGE Ekstralidze, bo ZOOleszcz DPV Logistic GKM nie będzie faworytem niedzielnego meczu z Eltrox Włókniarzem Częstochowa. Drużyna z Grudziądza spisywała się do tej pory jeszcze gorzej od zielonogórzan.

Jeśli Falubaz ostatecznie utrzyma się w najwyższej klasie rozgrywkowej, to drużynie będzie potrzebna przebudowa, by nie doszło do powtórki z rozrywki. Pytanie tylko, czy są na nią szanse. - Klub potrzebuje minimum jednej armaty. Naprawiania tego, co stracił w związku z odejściem Martina Vaculika. Takich zawodników na rynku jednak praktycznie nie ma. To oznacza, że kolejny sezon może być znowu trudnym doświadczeniem - przekonuje Noskowicz.

- O transferach trzeba myśleć wcześniej. W moich czasach nie działaliśmy za pięć dwunasta. Pomysły, kogo ściągnąć, rodziły się w mojej głowie nawet dwa lata wcześniej. Później pilnowałem tematu. To był proces. Teraz klub zapewnia, że po utrzymaniu nie będzie problemów ze wzmocnieniem składu, ale trudno mi w to uwierzyć, bo obserwuję rynek i widzę, że najważniejsze karty zostały już rozdane. Mam jednak nadzieję, że wnioski zostaną wyciągnięte, bo cały czas jestem sercem za Falubazem. Chciałbym, żeby znowu był wielką marką - podsumowuje Dowhan.

Źródło artykułu: