Honorowy prezes i senator myśli o końcu kariery. Wskazuje możliwego następcę

 / Na zdjęciu: Władysław Komarnicki
/ Na zdjęciu: Władysław Komarnicki

- Zawsze potrafiłem w odpowiednim czasie powiedzieć "koniec". Dzisiaj jest jeszcze za wcześnie, by składać ostateczne deklaracje, ale coraz częściej zaczynam mówić o swoim wieku, a to o czymś świadczy - mówi Władysław Komarnicki.

- Polityką interesowałem się od dawna. Prowadząc biznes, trudno nie interesować się tą sferą życia. Od kursu polityki wiele zależy w gospodarce, a to ma bezpośrednie przełożenie na prowadzoną działalność - mówi Władysław Komarnicki, senator RP, honorowy prezes Stali Gorzów.

Do trzech razy sztuka

Jako niezależny kandydat w 2005 i 2011 roku nie dostał się do Senatu. - Polska już wtedy była podzielona na barwy partyjne. Nie byłem członkiem Platformy Obywatelskiej, ale w 2014 roku startowałem z jej rekomendacji. Uzyskałem najlepszy wynik w województwie - wspomina wybory do Sejmiku Lubuskiego.

Stamtąd droga prowadziła już do Parlamentu. Komarnicki został Senatorem RP IX kadencji. - Staram się przede wszystkim pomagać ludziom w ich trudnych sprawach. Nie wypada mi się chwalić tym, co robiłem dla ludzi w czasie pandemii. Być może córka, która napisała ojcu 11 lat temu biografię, zdecyduje się dopisać suplement. Kiedy przestanę być senatorem, opowiem, jak pomogłem w tych czasach ludziom - dodaje.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Rafał Dobrucki kręci nosem! Poszło o zagranicznego juniora

W 2019 roku ponownie został wybrany do Senatu. Otrzymał prawie 25 tysięcy głosów więcej niż cztery lata wcześniej. Pytany o kolejne wybory, unika stanowczej deklaracji. Między wierszami można jednak wyczytać, że nosi się z zamiarem zakończenia pewnego etapu.

- Z tyłu głowy mam godny wiek 76 lat. Chciałbym dojechać do końca kadencji. Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła odnośnie przyszłości, ale wiek ma swoje prawa. Zawsze potrafiłem w odpowiednim czasie powiedzieć "koniec". Dzisiaj jest jeszcze za wcześnie, by składać ostateczne deklaracje, ale wystarczy zauważyć, że coraz częściej zaczynam mówić o swoim wieku, a to o czymś świadczy - zaznacza.

Senator nie kryje, że dla zachowania tężyzny fizycznej jeździ rowerem po kilkanaście kilometrów dziennie. Gra także w tenisa ziemnego. - Mam nadal niezłą pamięć. Wiem jednak, co to jest biologia - dodaje.

- Jeżeli pojawi się godny następca, to go nawet poprę - podkreśla, ale stawia warunki. - Jak będzie miał inklinację pomocy dla ludzi i będzie dbał o ich sprawy, to może liczyć na moje poparcie - dodaje.

Czy takim człowiekiem może być obecny prezes Moje Bermudy Stal Gorzów, Marek Grzyb? - pytamy, bo przecież w środowisku krążą takie plotki. - Podchwytliwe pytanie - śmieje się Komarnicki. - Na razie Marek Grzyb ma jeszcze dużo do zrobienia w karierze zawodowej i w klubie. Byłbym jednak hipokrytą, gdybym nie powiedział, że Marek Grzyb pracuje na rzecz społeczności mojego okręgu, w którym mieszkają też kibice Stali. Zdecydowanie bliższa jest koszula ciału - odpowiada Komarnicki.

Nie stać go było na bilet

Zainteresowanie sportem żużlowym przejawiał od najmłodszych lat. Nie zawsze jednak mógł na żywo oglądać swoich idoli. - Gdybym zwrócił się do rodziców z prośbą, że potrzebuję pieniędzy na bilet na żużel, to popukaliby się w czoło. To były ciężkie czasy. Często wchodziłem na mecz za rękę z dorosłą osobą, bo w tamtych latach była taka możliwość - wspomina dzieciństwo i żużlowe początki Władysław Komarnicki.

Zanim trafił do żużla, namówił państwową firmę, w której pracował, by ufundowała puchary na zawody. - Miałem kiedyś okazję wręczyć taki puchar Edwardowi Jancarzowi. W tym czasie był on ikoną nie tylko Gorzowa, ale całego kraju - zaznacza.

W 2000 roku w Gorzowie odbywały się Indywidualne Mistrzostwa Świata Juniorów. - Ówczesny prezes Les Gondor zwrócił się z prośbą, bym włączył się w pewną inwestycję, która polepsza wizerunek stadionu. Wówczas to był mój pierwszy sponsoring - wspomina.

Niedługo później coraz mocniej zaangażował się w sport żużlowy. - Kiedy zaczęły w oczy zaglądać bankructwo i spadek, do prezydenta Gorzowa, którym był wówczas Tadeusz Jędrzejczak, przyszła potężna armia miejscowych kibiców, by ratować ten klub. Stal była już marką. Kibice nie wyobrażali sobie, że to może być koniec. Wtedy prezydent Jędrzejczak zwrócił się do mnie z prośbą, żebym pomógł uratować ten klub. Włodarz miasta wstawił na prezesa swojego zastępcę Mariusza Guzendę - wspomina.

Wartości, które procentują

- W biznesie jestem postrzegany jako człowiek, który nikogo w życiu nie oszukał. To są wartości, które później procentują - podkreśla z dumą Władysław Komarnicki.

Od 1992 roku był prezesem firmy Interbud-West, która wybudowała m.in. gorzowską galerię Askana, Panoramę, fabryki w Kostrzyńsko-Słubickiej Strefie Ekonomicznej czy słubickie Collegium Polonicum, a także nowy budynek Poczty Polskiej w Gorzowie. - Budowaliśmy w całym kraju. Przebudowywaliśmy m.in. siedzibę Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, budując biurowiec z wkomponowanym wieżowcem przedwojennej Pasty w Warszawie. Kilka dużych inwestycji robiliśmy także za granicą - wspomina swoją działalność w biznesie.

W tym czasie dużo czasu poświęcał także Stali Gorzów. - Bardziej zaangażowałem się w ratowanie klubu niż w swoje firmy, które tworzyłem - nie kryje.

Ściągnął do Gorzowa Golloba

W 2007 roku Stal awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej. Komarnicki dokonał wtedy spektakularnego transferu, ściągając do Gorzowa Tomasza Golloba. Ówczesny najlepszy polski żużlowiec często podkreślał, że przejście do Stali sprawiło, że w 2010 roku wywalczył upragnione mistrzostwo świata.

- Po awansie do PGE Ekstraligi skład wymagał wzmocnień. W tym samym czasie w Tarnowie, gdzie startował Tomasz Gollob, miały miejsce duże turbulencje finansowe. Unia zalegała z płatnościami zarówno Gollobowi, jak i Runie Holcie. Obaj byli do wzięcia i dzięki podpowiedzi trenera Stanisława Chomskiego, który zrobił grunt pod rozmowę z tymi zawodnikami, podjąłem negocjacje ze skutkiem wiadomym - wspomina po latach Komarnicki.

Swego czasu po derbowym meczu, przegranym przez Stal Gorzów, ówczesny prezes klubu w wypowiedzi dla mediów zapytał: "A kto to jest Gollob?", co zostało źle odebrane w środowisku. Honorowy prezes Stali zaznacza jednak, że z Gollobem ma po dzień dzisiejszy bardzo dobre relacje.

- W nerwach powiedziałem to dziennikarzom po tym, jak mieliśmy wygrać w Zielonej Górze, a przegraliśmy. Mecz Tomaszowi Gollobowi wtedy faktycznie nie wyszedł. Kiedy odchodził z Gorzowa, chciałem go wtedy publicznie przeprosić za te słowa. On mi na to nie pozwolił. Powiedział "panie prezesie, proszę mnie nie przepraszać. Miał pan rację. Źle pojechałem wtedy" - tłumaczy.

Tytułu jako prezes nie doczekał

Komarnicki prezesem Stali był do 2012 roku. - Próbowałem odejść w 2011. Ludzie w klubie poprosili mnie, żebym pomógł im stworzyć skład na sezon 2012 - wspomina.

Przy okazji pytamy, jak to było z kredytami, które gorzowski klub jeszcze do niedawna spłacał. - Kredyt brałem co roku. Zawsze na początku. Na końcu roku go spłacałem. W ostatnim roku mojej działalności osiągnąłem taką wiarygodność w banku, który udzielał klubowi kredytu, że przyznano go bez poręczenia - podkreśla.

- Wcześniej zawsze brałem kredyt, którego gwarantem było miasto. Miałem taki autorytet, że Rada Miasta zawsze to przegłosowała. W roku 2012 kredyt został zaciągnięty już przez nowy zarząd i nowego prezesa - wyjaśnia Komarnicki.

Za czasów prezesury Władysława Komarnickiego Stal mistrzowskiego tytułu się nie doczekała. Złote lata nastały w sezonach 2014 i 2016. - Odszedłem z klubu po zdobyciu brązowego medalu. Pozostałe, łącznie z tytułami mistrzowskimi były konsekwencją tego, co zostało wcześniej zrobione - podkreśla.

W przyszłym roku Stal Gorzów obchodzi jubileusz 75-lecia. W klubie jest jasny cel - zdobycie złota. - Nie będzie łatwo, ale prezes Grzyb zmontował skład, który może bić się o najwyższe laury - kończy Komarnicki.

Zobacz także:
Bartosz Zmarzlik wygrał plebiscyt WP SportoweFakty
Zmarzlik: Wygrywanie pomogło mi być gotowym na porażki

Źródło artykułu: