Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Z sentymentem pożegnał pan niedawno zakończony rok 2021?
Paweł Przedpełski, żużlowiec Apatora Toruń, uczestnik cyklu Grand Prix: Zdecydowanie tak. Najważniejsze, co wydarzyło się w moim życiu miało miejsce w zeszłym roku i były to oczywiście narodziny córeczki. Pod tym kątem był to na pewno najwspanialszy rok. Sportowo też był dobry, bo jedno z marzeń, jakim był awans do Grand Prix, też się spełniło. Miniony rok był naprawdę pomyślny.
Kontuzje w sporcie żużlowym to zawsze przykra sprawa. Można jednak powiedzieć, że ta, która przytrafiła się panu latem, była swego rodzaju zrządzeniem losu?
Dokładnie. Bardzo chciałem być podczas porodu. Szczęście w nieszczęściu, że przytrafiła mi się kontuzja i "dzięki" temu mogłem być w tym wyjątkowym momencie z moją partnerką. Gdybym był zdrowy, miałbym tego dnia mecz w Szwecji. Przez kontuzję nie mogłem tam wystąpić. Byłem za to przy narodzinach córeczki. W tym przypadku sprawdziło się przysłowie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Oczywiście nikt nie chce być celowo połamany, bo wiadomo, że to wiąże się z bólem i cierpieniem, a także przerwą w sezonie. Jeśli już miałem pauzować, to wydarzyło się to wszystko w idealnym momencie.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mecze w poniedziałki? Ekspert komentuje: "Silniejszy będzie dyktował warunki"
"Tata Paweł, aktualnie najszczęśliwszy człowiek na świecie" - podpisał pan wpis na mediach społecznościowych po narodzinach córeczki. Na bazie tej euforii kilka dni później awansował pan do Grand Prix?
Na pewno miałem to z tyłu głowy. Chciałem ten fantastyczny tydzień w moim życiu zakończyć miłym akcentem i postawić tę przysłowiową wisienkę na torcie w postaci awansu do Grand Prix. Udało się to zrobić, choć walczyłem wówczas z ogromnym bólem. W Żarnowicy jechałem 12 dni po złamaniu ręki, nogi i żeber. Doskwierał mi wówczas jeden z gorszych bóli, z jakimi przyszło mi się mierzyć w karierze.
Tylko pan wie pewnie, ile to kosztowało?
Dokładnie. Dzięki temu jest podwójna satysfakcja, że przezwyciężyłem ten ból. Z zaciśniętymi zębami i wieloma puszkami lodu, dałem radę.
Najszczęśliwszy tydzień w pana życiu?
Zdecydowanie. To co wydarzyło się w tamtych dniach, było przecudowne.
Jak zmieniło się pana życie od narodzin dziecka?
Wszystko się zmienia. Jakby nie było, rodzice muszą podporządkować swoje życie dziecku. Według mnie jest teraz lepiej. Wszystko poukładaliśmy tak, że jesteśmy szczęśliwi, patrząc jak córka rośnie. Staram się być bardzo czynnym tatą. Codziennie spacery itd. Czasami jest to niemożliwe, aczkolwiek w 90 procentach tego życia związanego z rodzicielstwem uczestniczę. Razem z partnerką wychowujemy córkę. Bardzo mi zależało na tym, by te pierwsze miesiące życia córki spędzić z najbliższymi. Później zacznie się sezon, a w nim wiadomo, od zawodów do zawodów i często jest się poza domem.
W jakich czynnościach życiowych pomaga pan w domu swojej partnerce?
We wszystkich. Dla mnie bycie ojcem jest jednym wielkim szczęściem. Wszystko kręci się wokół niej. Każdego dnia rano, jak wstajemy i widzimy ten szczery uśmiech na twarzy dziecka, jest to bezcenne. Tak mały człowiek nie udaje, to wszystko, co wykonuje jest w stu procentach szczere. Każdego dnia aż łezka w oku się kręci ze szczęścia i wzruszenia, że mamy taką iskierkę w domu.
Żużlowcy bywają często w rozjazdach poza domem. Czy z racji tych wyjazdów ominęły pana jakieś ważne wydarzenia w życiu córeczki?
Jestem zawodnikiem, który ceni sobie zawsze po zawodach powrót do domu i wyspanie się w swoim łóżku. Nawet, kiedy mam zawody dzień po dniu i czasami trzeba nadrobić drogi, to wolę wrócić do domu i następnego dnia rano zjeść śniadanie i pojechać na kolejne zawody. Póki co, nic ważnego z życia córeczki mnie nie ominęło. Aktualnie jesteśmy na etapie pierwszych treściwych pokarmów, które je córka i towarzyszę jej w tych kolejnych nowych czynnościach.
Czy narodziny dziecka zmieniły pana jako sportowca?
Na pewno jest to dla mnie ogromna motywacja i pozytywny kopniak, żeby jeszcze ciężej trenować, choć przecież wcześniej zawsze mocno pracowałem. Mobilizacja, żeby ten wynik sportowy był jeszcze lepszy jest na pewno. Narodziny córki zmieniły moje życie, przy okazji mnie jako człowieka, bo jest to nieuniknione. Na pewno jako sportowca również. Odczuwam jednak, że jest to wyłącznie pozytywna zmiana.
Co zmienił w pana życiu awans do Grand Prix? Poza tym, że spełnił pan pewnie jedno ze swoich marzeń?
Oczywiście, w karierze każdego zawodnika awans do Grand Prix jest ogromnie ważny. Zawsze marzyłem o dostaniu się do tego elitarnego grona. Co zmieniło? Musimy się trochę przeorganizować jako team. Doszło trochę więcej sprzętu, trzeba nieco inaczej rozwiązać kwestie logistyczne, a w kwestiach sportowych, myślę, że przy odrobinie szczęścia będę mógł się pozytywnie pokazać.
Na koniec zapytam jeszcze o Apator Toruń, który znacząco wzmocnił się przed sezonem 2022. Jaką widzi pan swoją rolę w tej nowej drużynie?
Tak jak poprzednio. Mamy bardzo fajny skład, ale na razie to wszystko ciekawie wygląda na papierze. Przyjdzie sezon i przekonamy się, jak to będzie. Czasami mocne drużyny spełniały oczekiwania i to wszystko wypaliło, a bywało tak, że te mocne ekipy nie zawsze osiągały sukces. Z tym jest 50 na 50. Jestem tego zdania, żeby cierpliwie zaczekać do rozgrywek. W klubie nie wywieramy na sobie presji. Jedną z ważniejszych układanek będzie atmosfera. W zespole mamy zawodników, którzy są w stanie ze sobą się dogadać. Zgrzyty są nieuniknione, bo każdy jest sportowcem i wszyscy chcą wygrywać, ale ja patrzę z dużym optymizmem na nowy sezon.
Z tego, co słyszałem, tą atmosferę będziecie budować na zgrupowaniu na Malcie.
Tak. Na przełomie lutego i marca lecimy na Maltę. Bardzo się cieszę, bo będzie okazja pojeżdżenia na rowerze przy fajnych widokach.
Zobacz także:
Zdecydowana reakcja na słowa Pawła Fajdka o Zmarzliku
Woffinden do końca kariery w Betard Sparcie Wrocław?