Polak prowadził Ukraińców w rosyjskiej lidze. "Szybko chciałem wracać"

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Grzegorz Dzikowski
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Grzegorz Dzikowski

Grzegorz Dzikowski kończy 28 stycznia 63 lata. Legendarny zawodnik Wybrzeża jako trener prowadził drużyny z kilku polskich miast. W 2008 roku nieoczekiwanie objął Szachtar Czerwonograd - zespół z Ukrainy, który zgłosił się do ligi rosyjskiej.

Przez całą swoją karierę zawodniczą, Grzegorz Dzikowski reprezentował Wybrzeże Gdańsk i chociaż na stałe do pierwszego zespołu wszedł dopiero w wieku 21 lat, do dziś z 1 557 punktami zdobytymi dla swojego klubu jest czwartym najskuteczniejszym zawodnikiem swojego klubu, a w 1985 roku uzyskując średnią biegową 2,633 walnie przyczynił się do srebrnego medalu gdańszczan w DMP.

Jako trener, Grzegorz Dzikowski trzykrotnie obejmował Wybrzeże, które prowadził łącznie przez 9 lat. Ponadto był szkoleniowcem ekip z Częstochowy, Lublina, Ostrowa Wielkopolskiego oraz Czerwonogradu. Tę nieoczekiwaną propozycję otrzymał przed sezonem 2008. Dziś biorąc pod uwagę stosunki dyplomatyczne pomiędzy Ukrainą, a Rosją, ówczesna propozycja wydaje się czymś niemożliwym do powtórzenia.

Nieoczekiwana propozycja ze wschodu

Rok po tym, jak Grzegorz Dzikowski przestał być trenerem Wybrzeża Gdańsk, otrzymał telefon zza wschodniej granicy. Szachtar Czerwonograd szykował się do ligi rosyjskiej. Klub z miejscowości oddalonej od polskiej granicy o nieco ponad 20 kilometrów zdecydował się na starty w Rosji. - Przyszła propozycja ze strony prezesa Szachtara i się dogadaliśmy. W efekcie pojechałem do Czerwonogradu - wspomniał Grzegorz Dzikowski w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Indywidualne Mistrzostwa Polski w zmienionej formule. Majewski: To będzie nowa jakość

Wcześniej w lidze rosyjskiej startowała drużyna z innego miasta na Ukrainie - Równego. Dla drużyny z Czerwonogradu była to nowość. Uczyli się oni profesjonalnego żużla. W lidze (wówczas Drużynowe Mistrzostwa WNP) ostatni raz Szachtar startował w 1992 roku - Tu nie ma co porównywać z Polską, tam nic nie było i wszystko trzeba było zaczynać od podstaw. Nie było ani bandy dmuchanej ani sztucznego oświetlenia, a przyjeżdżając tam oni zaczęli robić to na szybkiego by zdążyć przed sezonem. Udało się to, choć działacze włożyli w to bardzo dużo pracy. My w międzyczasie trenowaliśmy i dla mnie jako trenera najważniejszy był tor, który trzeba było cały czas poprawiać i robić na miarę warunków, jakie były - przyznał Dzikowski.

Czy wobec tego nie pojawiły się myśli o powróceniu do Polski? - Na pewno chciałem szybko nawrócić, wsiąść w samochód i jechać z powrotem, ale jak powiedziałem słowo, to musiałem dotrzymać obietnicę. To się udało. Startując w lidze rosyjskiej zapłaciłem trochę frycowego, ale założenia gdy przyjeżdżałem były takie, by nie przegrywać meczów za wysoko, a byliśmy blisko podium w Drużynowych Mistrzostwach Rosji - ocenił trener.

Za Dzikowskim przyszło kilku jego byłych podopiecznych z Gdańska. W Szachtarze startowali wtedy m.in. Ukraińcy Andrij Karpow, Aleksandr Borodyj, Andrij Kobrin, Rosjanie Rusłan Gatiatow, Kirił Cukanow i Władimir Dubinin, a także obcokrajowcy "z zachodu" - Magnus Zetterstroem, Tomasz Chrzanowski, Matej Ferjan i Krzysztof Jabłoński. Zespół zajął 4. miejsce, tracąc punkt do Turbiny Bałakowo. W Czerwonogradzie trenował też młody Aleksandr Łoktajew. - Od samego początku było widać, że miał papiery. Później się pogubił, ale jako młody chłopak wygrywał z seniorami i mógł wiele osiągnąć - przyznał trener.

Pocztówka z przeszłości

W 2008 roku w Polsce żużel był w pełni profesjonalny, a w naszym kraju startowali wszyscy najlepsi zawodnicy na świecie. Różnice między ligą polską, a rosyjską były kolosalne. - To było widać. Kiedy u nas weszło zawodowstwo, to tam żużel zatrzymał się na poziomie lat osiemdziesiątych-dziewięćdziesiątych. Później zrobili jednak duży krok do przodu w stosunku do tego, co było wtedy. Widać to po zawodnikach z Rosji, którzy do nas przyjeżdżają i próbują zawalczyć - ocenił Dzikowski.

Rosjanom na pewno nie brakowało charakteru do żużla. - W lidze rosyjskiej było wielu młodych chłopaków, którzy tam jeździli, ale brakowało im sprzętu. Można stamtąd wyrwać duże talenty. W samej Rosji szkolenie było wówczas na jeszcze wyższym poziomie. W Bałakowie czy we Władywostoku były szkółki z dużą ilością sprzętu i wyglądało to tak, jak u nas w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych. Może ten sprzęt nie wyglądał wizualnie, ale sprawność techniczną miał wysoką jak na możliwości finansowe - przekazał trener.

Podróż na koniec świata

Liga rosyjska była już wówczas kadłubowa. Występowało w niej pięć drużyn. Poza Szachtarem były to Mega Łada Togliatti, Turbina Bałakowo, Saławat Saławat oraz Wostok Władywostok - klub z miasta oddalonego według Google Maps od Czerwonogradu o 10 200 kilometrów, a droga samochodem zajęłaby 132 godziny. Jak to wyglądało logistycznie? - To był dłuższy urlop. To 10 tysięcy kilometrów. Najpierw przemieszczaliśmy się na kołach do Moskwy, a później lecieliśmy samolotami wraz ze sprzętem przepakowanym w kontenery - wspomniał Dzikowski.

- Myślę, że w normalnych warunkach nie mógłbym sobie pozwolić na taki urlop. Po powrocie do Moskwy przepakowaliśmy się do busów i pojechaliśmy bezpośrednio na dwa mecze do Togliatti i do Bałakowa. Dopiero stamtąd wracaliśmy do Czerwonogradu. Było to podyktowane finansami, bo wyjazd do wszystkich tych miast, to ponad 20 tysięcy kilometrów. Należy pamiętać, że jechaliśmy całą drużyną, z mechanikami. To olbrzymie koszty - zaznaczył.

Grzegorz Dzikowski w rozmowie z Tomaszem Gollobem
Grzegorz Dzikowski w rozmowie z Tomaszem Gollobem

Polscy kibice potrafią stworzyć doskonałą atmosferę na stadionach żużlowych. Jak to wygląda w dalekiej Rosji? - To praktycznie taka sama atmosfera jak na meczach w Polsce. Przychodziły tam pełne stadiony, spokojnie po 10 tysięcy osób. W tych miastach żużel jest bardzo popularny i może nie jest na takim poziomie, ale i tak chodzili ludzie na mecze, dopingowali, mieli flagi na "młynie" na przeciwległej prostej - przyznał Grzegorz Dzikowski.

Ukraińcy znów w lidze polskiej?

Od kilku sezonów mówi się, że mająca coraz bardziej stabilną sytuację drużyna z Równego mogłaby być kolejnym kandydatem do startów w lidze polskiej. - Jeżeli liga jest otwarta i mają na to finanse, to dlaczego nie? Do Równego nie jest daleko, to około 150 kilometrów z granicy i nie ma co w tym przypadku patrzeć na duże odległości - ocenił Dzikowski.

- Jak dopuszczamy Niemców, wcześniej była również drużyna z Równego, to można dać im kolejną szansę, skoro czują się gotowi. Grunt, żeby nie podchodzili do tego tak, jak Wolfe Wittstock, tylko chcieli dostosować się poziomem do 2. Ligi Żużlowej, gdzie startuje kilku zawodników, którzy poradziliby sobie w wyższej klasie rozgrywkowej. GKSŻ weźmie to na pewno pod uwagę i prześwietli sytuację tego klubu. Muszą być wymagania wobec drużyny - zaznaczył.

W Polsce startowało już wiele drużyn zagranicznych. Jedne wspominamy lepiej, inne gorzej. - Mamy pozytywny przykład Lokomotivu Daugavpils, który potrafił zaskoczyć od pierwszych lat i stworzyć dobre widowiska szczególnie u siebie, mieszając przy tym w lidze. Mogli nawet awansować do PGE Ekstraligi, ale nie dostali pozwolenia na starty ze względu na przepisy. Dobrze by było, gdyby Ukraińcy też próbowali się zaprezentować. Można dać im szansę - stwierdził Dzikowski.

Nie wróci do zawodu

Od 2016 roku, Grzegorz Dzikowski pozostaje po za żużlem. Mimo tego, że był wiele razy przymierzany do różnych klubów, nie był już nigdzie trenerem. - Nie myślę o powrocie do zawodu trenera. Jak mam czas, to obejrzę mecz czy śledzę spotkania w internecie. Jestem na bieżąco jeśli chodzi o gdańskie drużyny - Lechię czy Wybrzeże, a także o inne dyscypliny, bo interesuję się sportem - przekazał.

Polski żużel w ostatnich latach mocno się rozwinął. - Poziom żużla w stosunku do innych lig jest bardzo wysoki. Szwecja, Dania czy Anglia nam w tym nie dorównują, jest bardzo wysoki poziom i duże wymagania, a także bardzo dobre zarobki. To normalny rozwój żużla przez lata - podsumował jubilat.

Czytaj także: 
Ważna umowa dla Fogo Unii 
Żużel wraca do TVP

Komentarze (0)