Zdaniem Gazety Pomorskiej czarne chmury nad głową obecnego szefa klubu zbierały się już od dłuższego czasu. Kiepska sytuacja kierowanej przez niego spółki znana już była od dłuższego czasu. Stąd miasto podjęło decyzję o rozstaniu się z Leszkiem Tillingerem. Czary goryczy dopełniła ostatnia afera podczas półfinałowego meczu z Falubazem, kiedy syn prezesa pobił jednego z kibiców. - Mój syn nikogo nie pobił. Wcześniej byłem wyzywany od ch... i złodziei, opluwany i oblewany piwem. Pewnie syna serce ruszyło i postanowił zainterweniować. Ciekawe dlaczego media i policja nie interesowały się, gdy ja byłem atakowany - mówił Tillinger w Radiu PiK.
Już w czwartek w Bydgoszczy zbierze się Rada Nadzorcza spółki, która będzie omawiać ostatnie zajścia na stadionie. Tematem dyskusji będzie też dalsza przyszłość Leszka Tillingera. Ponadto według zamierzeń Ratusza szef Polonii miał zajmować się organizacją w mieście cyklu Grand Prix. Teraz prawdopodobnie nie dostanie nawet tej funkcji. - Wydarzenia, o których informowali kibice, to sprawa dla prokuratury. Mam nadzieję, że to zamieszanie nie przyćmi ogromnego sukcesu, jaki już odnieśli nasi żużlowcy. Kwestie pozasportowe omówimy na spotkaniu z radą nadzorczą - powiedział na łamach Gazety Pomorskiej wiceprezydent miasta Maciej Grześkowiak.