W tym artykule dowiesz się o:
Czas wielkich zmian
Marian Maślanka bez wątpienia zapisał się złotymi literami na kartach historii częstochowskiego klubu. Gdy pod koniec lat 90. przejmował stery we Włókniarzu, sytuacja klubu była trudna, Lwy startowały w II lidze. Maślanka wychodził z założenia, że sukces należy budować krok po kroku. Dążył wybraną drogą i to za jego prezesury klub sięgnął po Drużynowe Mistrzostwo Polski, wicemistrzostwo Polski oraz trzy brązowe krążki. Schyłek przewodnictwa częstochowskiemu żużlowi w wykonaniu Maślanki był walką o przetrwanie. Należy jednak dostrzec, że w tym bardzo trudnym czasie pojawił się zalążek utraconego klimatu żużlowego w Częstochowie. To kibice nie pozwolili Włókniarzowi upaść.
Prawdziwy kibicowski zryw miał miejsce po sezonie 2011. Marian Maślanka sprowadził częstochowianom idola, którego zwyczajnie wielbią. Grigorij Łaguta, dotąd jedynie pukający do drzwi wielkiego speedwaya, dzięki udanemu sezonowi w barwach Włókniarza stał się rozchwytywany przez bogate kluby. Częstochowianie, być może bardziej symbolicznie i ideowo postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, a więc za przyzwoleniem klubu… zrobili zrzutę na swojego pupila! Akcja została nagłośniona nawet w programie pierwszym telewizji publicznej. Rozgłos rozgłosem, jednak funduszy wciąż nie było za wiele, a na włosku wisiała ogólna działalność klubu. Postępowanie kibiców nie mogło jednak umknąć uwadze. Pokazali, że w Częstochowie jest zapotrzebowanie na żużel, ale taki z prawdziwego zdarzenia. Z mijankami, walką, emocjami. To gwarantował im m.in. Łaguta.
Na szczęście dla częstochowian, ówcześnie od jakiegoś czasu coraz bardziej sponsoringiem interesowało się konsorcjum K.J.G. Company. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że na początku niby nieśmiało, ale jednak z coraz większym zaangażowaniem. To tej firmie udało się ostatecznie przekonać wspomnianego Łagutę do pozostania w Częstochowie. Na tym nie poprzestano, gdyż K.J.G. Company, wraz z kilkoma innymi inwestorami, zdecydowało się wykupić część akcji w spółce Włókniarza.
Do zmiany warty na stanowisku prezesa we Włókniarzu doszło, o ironio, w rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, czyli 13 grudnia 2011 roku. Było to wydarzenie wielkie, gdyż Marian Maślanka władzę w klubie spod Jasnej Góry sprawował przez 13 lat. W końcu ustąpił. Na nowego prezesa mianowano Marka Polaczka.
Z wiarą w nowy sezon
Do zmian w zarządzie i radzie nadzorczej klubu doszło, jak już wspomnieliśmy, w połowie grudnia. Włókniarz wcześniej nie otrzymał licencji, jednak złożył odwołanie od tej decyzji. Nowe władze miały zatem bardzo mało czasu na wyprostowanie kluczowych spraw finansowych. A otrzymywane na bieżąco informacje po zapoznaniu się z dokumentami wewnętrznymi klubu tej sztuki nie ułatwiały. We Włókniarzu nie zwątpiono i w ciągu raptem kilku dni uregulowano należności, od których zależał los klubu. Ponownie największa w tym zasługa K.J.G. Company. Do składu dołączyli Chris Harris oraz Rafał Szombierski, który nie znalazł się w wizji zespołu poprzedniej władzy. Nowi ludzie zarządzający Włókniarzem opowiadali natomiast o planach stworzenia z klubu solidnego przedsiębiorstwa. Te doniesienia przez niektórych były odbierane z ironicznym uśmiechem na ustach. W klubie robili jednak swoje i pozyskali sponsora tytularnego - firmę Dospel. W marcu doszło również do zmiany na stanowisku prezesa. Marka Polaczka zastąpił młody, perspektywiczny i wykształcony Paweł Mizgalski, któremu brakowało jednak doświadczenia w realiach żużlowych.
Zespół został oparty na Grigoriju Łagucie i Danielu Nermarku. W marcu w częstochowskiej hali Polonia zorganizowano huczną prezentację drużyny. Wydarzenie to przyciągnęło mnóstwo niezawodnych fanatyków Włókniarza. Cel na rozgrywki 2012? Przede wszystkim utrzymanie w Ekstralidze, choć nie brakowało takich, których aspiracje sięgały wyżej.
Na kłopoty Bjerre
Pierwsze mecze w wykonaniu częstochowskiego Włókniarza były nadzwyczaj udane. Podczas inauguracji w Lesznie Lwy uległy miejscowej Unii w stosunku 49:41. Warto w tym miejscu dodać, że przed wyścigami nominowanymi biało-zieloni mieli realną szansę na zwycięstwo, jednak dwie ostatnie gonitwy przebiegły pod zdecydowane dyktando gospodarzy. Następnie biało-zieloni nieźle spisali się w Mościcach, gdzie ich przeciwnikiem był zespół Azotów Tauron Tarnów. Pierwsze zwycięstwo Włókniarza miało miejsce na ich torze z Polonią Bydgoszcz podczas zaległego spotkania. Cichym bohaterem Lwów był Artur Czaja, który zdobył 8 punktów i dwa bonusy.
Od początku sezonu w zespole częstochowskim oczekiwań nie spełniał zawodnik z cyklu Grand Prix, Chris Harris. Brytyjczyk, który przed rozgrywkami opowiadał, iż będzie zdobywać w każdym meczu po 12 punktów, nawet w połowie nie potrafił wypełnić danego słowa. "Bomber" nie tylko nie powiększał dorobku zespołu, ale również zdarzało mu się przeszkadzać kolegom z drużyny. Działacze klubu widząc potencjał zespołu, postanowili go wzmocnić. Udało im się dojść do porozumienia w sprawie wypożyczenia Kennetha Bjerre z Betard Sparty Wrocław. Duńczyk trafił do Włókniarza w maju i wydawało się, że ekipa Lwów powalczy co najmniej o środek tabeli.
Kontuzja lidera, nerwowość, widmo spadku
Myśleć o korzystnym miejscu w Enea Ekstralidze Lwom pozwalała forma ich zawodników. Grigorij Łaguta był niekwestionowaną gwiazdą, wciąż skuteczny był Daniel Nermark, a nieźle w początkowej fazie sezonu radził sobie Grzegorz Zengota. Ogromny szok przeżyli wszyscy związani z Włókniarzem 6 maja, kiedy to Lwy podejmowały Stal Gorzów. Późniejszy wicemistrz Polski sprawił gospodarzom tego starcia siarczyste lanie. Włókniarz został znokautowany już po pierwszych pięciu biegach (5:25!). W tym meczu miejscowi zupełnie sobie nie radzili. Obserwatorzy orzekli, że przyczyna leżała w przygotowaniu toru. Janusz Stachyra, odpowiedzialny za tę czynność, odbijał piłeczkę i winą obarczył zawodników.
W następnej kolejce Lwy otrzymały kolejny cios, tym razem w Gdańsku. Lotos Wybrzeże z łatwością poradził sobie z zespołem Włókniarza, w którym punktowali właściwie tylko Łaguta oraz Zengota. Po tym spotkaniu w szeregi częstochowskie wkradło się dużo nerwowości. Stachyrę zastąpił Sławomir Drabik, który wespół z menadżerem Jarosławem Dymkiem prowadził zespół już do końca sezonu, zaś przygotowanie nawierzchni powierzono Henrykowi Trąbskiemu, który w 2009 roku został zwolniony na życzenie Grzegorza Dzikowskiego, ówczesnego szkoleniowca Włókniarza. Na domiar złego, w lidze szwedzkiej złamania obojczyka doznał Grigorij Łaguta. Kontuzja wykluczyła Rosjanina z jazdy na miesiąc. Bez swojego gwiazdora biało-zieloni przegrali u siebie z Unibaksem Toruń. Marzenia o wysokiej lokacie w tabeli właściwie bezpowrotnie oddaliły się.
Sytuacja Lwów zaczęła się mocno komplikować, gdyż po sześciu meczach na ich koncie w tabeli widniały jedynie dwa "oczka" za zwycięstwo z bydgoską Polonią. W siódmej konfrontacji sezonu Włókniarz łatwo rozprawił się z nękającą kontuzjami wrocławską Spartą. Gdy wydawało się, że wszystko wraca na właściwe tory, częstochowianie sensacyjnie ulegli na własnym obiekcie PGE Marmie Rzeszów w stosunku 43:47. Po tej porażce dokonano kolejnej zmiany. Mianowicie z pracą pożegnał się… Henryk Trąbski. Od tego momentu przygotowaniem nawierzchni zajął się Andrzej Puczyński. Postawiono na widowisko, czyli na to, co w sezonie 2011 było znakiem rozpoznawczym spotkań w Częstochowie. Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Włókniarz znów zaczął jechać tak, jak tego od niego oczekiwano.
"Szumina" - częstochowskiego żużla witamina!
Decydujący mecz sezonu dla Dospel CKM Włókniarza Częstochowa to sierpniowe spotkanie na ich obiekcie z Unią Leszno. Biało-zieloni musieli wygrać i liczyć na korzystny dla nich wynik z Wrocławia (czyt. porażka gospodarzy), gdzie miejscowa Betard Sparta podejmowała Azoty Tauron Tarnów, aby uniknąć baraży o utrzymanie. Zresztą dla Byków to starcie także było kluczowe, bowiem od jego wyniku zależało, czy leszczynianie znajdą się w strefie medalowej.
W przygotowania do tego spotkania częstochowianie rzucili wszystkie siły. W czwartek przed meczem z Wysp Brytyjskich dotarła jednak zła informacja. Kenneth Bjerre złamał prawą nogę. Sytuacja dla Lwów skomplikowała się. Po treningach zdecydowano, że Duńczyka zastąpi Mirosław Jabłoński.
Spotkanie należy do jednego z najpiękniejszych w całym sezonie. Nie brakowało w nim walki i emocji. Od początku przyjęło dramatyczny przebieg. W trzecim biegu po pasjonującej rywalizacji desperacko i niebezpiecznie pojechał Damian Baliński, który staranował Rafała Szombierskiego. Żużlowcy sczepili się motocyklami i uderzyli w drewnianą bandę na prostej. "Szumina" tor opuścił w karetce. Jego strata praktycznie przekreślała szanse Lwów.
Rafał Szombierski chyba się nie obrazi, jeśli napiszemy, że nie ma łatwego charakteru. Z tym, że właśnie taki jest wskazany w twardym i męskim sporcie, jakim jest żużel. Sezon 2012 dla "Szuminy" nie był udany. Rafał jeździł mało, miał słaby początek, nie mógł przebić się do składu Włókniarza. Po tak solidnym karambolu, w jakim uczestniczył w meczu z Unią Leszno, nikt nie wierzył, że jeszcze tego samego dnia "Szumina" zostanie bohaterem.
Tymczasem Szombierski po raz kolejny pokazał, że do żużla został stworzony. O jego heroizmie pisaliśmy tutaj. W Częstochowie słynne stały się jego słowa "Włókniarz mnie potrzebuje". Co takiego zrobił "Szumina"? Zobaczcie sami.
{"id":"","title":"","signature":""}
Lew królem transferowych łowów?
Częstochowianie sezon 2012 zakończyli na 8. miejscu w Enea Ekstralidze. Po rozgrywkach działacze klubu mieli sporo czasu, aby ułożyć wizje składu na nadchodzący rok, czy dopiąć budżet. To drugie, właściwie po raz pierwszy od trzech lat było tylko formalnością. Włókniarz w terminie wywiązał się z finansowych zobowiązań oraz chwalił wzorowo prowadzoną księgowością.
To, co kibiców najbardziej interesowało, to transfery. Do jazdy w barwach Włókniarza przypisywano mnóstwo nazwisk, wróżono różne scenariusze. Włodarze mówili natomiast o poważnych wzmocnieniach, co też niektórzy odbierali sceptycznie i bez wiary. W zespole naturalnie zostali wielbieni przez kibiców Grigorij Łaguta oraz Rafał Szombierski. Później na podobny ruch zdecydował się Mirosław Jabłoński, zaś pierwszym zawodnikiem z zewnątrz, który postanowił związać się z częstochowianami był Rune Holta.
Klub dozował emocje kibicom. W momencie, gdy wielu z nich straciło wiarę w obiecywane transferowe hity, wybuchła potężna bomba. Ta eksplozja to transfer z Polonii Bydgoszcz do Włókniarza Emila Sajfutdinowa. Rosjanin po raz pierwszy w karierze postanowił zmienić klub w Polsce, zatem nie dziwi jak wielkim echem odbiła się ta wiadomość. Parę dni później ogłoszono, że z Lwami związał się również Michael Jepsen Jensen. Niewykluczone, że do drużyny z Częstochowy dołączy jeszcze Adam Strzelec.
W składzie Włókniarza doszło do sporej rotacji. Siła rażenia drastycznie wzrosła. Na co będzie stać biało-zielonych? W klubie nauczeni pokory tonują zapędy i mówią o spokoju. Pozycja medalowa w wykonaniu Lwów nie powinna być jednak odebrana ze zdziwieniem. Wszystko zweryfikuje rzeczywistość. Póki co, pod Jasną Górą powoli szykują się na prezentację drużyny, która już w lutym.