W tym artykule dowiesz się o:
W finale bez bonusów System punktacji w historii Grand Prix zmieniał się już wielokrotnie. Najpierw była drabinka za poszczególne miejsca. Początkowo zwycięzca dostawał 20 punktów, a później nawet 25. Był też w historii system "eliminatorów" przy 24 uczestnikach zawodów, ale od kilku lat stosuje się już zasadę turnieju z udziałem 16 zawodników, którzy walczą o awans do półfinałów i wielkiego finału. W decydującym wyścigu przez kilka ostatnie lat zawodnicy byli nagradzani podwójną zdobyczą punktową. Teraz zostaje to zlikwidowane.
Zamiast punktacji 6-4-2-0 utrzymany zostaje przydział punktów z normalnych wyścigów, czyli 3-2-1-0. Jedynym bonusem dla finalisty będzie więc fakt dodatkowego wyścigu, w którym może on walczyć o punkty. Jedni więc skończą zawody po pięciu biegach, inni na półfinale czyli odjadą sześć wyścigów, a czterech najlepszych będzie rywalizować aż w siedmiu biegach. Do tej pory można było zdobyć maksymalnie 24 punkty w turnieju Grand Prix. Obecnie zostanie to okrojone do 21 "oczek".
Zmieniając formułę punktowania sugerowano się większym wyrównaniem stawki żużlowców. Zwycięzca turnieju Grand Prix otrzymywał bonus, ale w końcu taka była idea, by najlepszy miał jakikolwiek handicap. Obecnie zrównanie punktów w każdym z wyścigów oznacza tyle, że każdy bieg jest tak samo istotny. Nie można sobie bowiem pozwolić na straty w pierwszej fazie zawodów, bo nie ma już gdzie tego zrekompensować. Przy podwójnym systemie punktowania w finale mogło zdarzyć się tak, że zawodnik z ośmioma punktami awansował do półfinału, w nim przyjechał drugi, ale wygrał finał, co dawało mu 16 punktów do klasyfikacji przejściowej. Teraz zdobyłby maksymalnie trzynaście, czyli wcale nie tak dużo. Trzeba przyznać, że obecnie finaliści mają minimalną "nagrodę" za awans do dodatkowego wyścigu. Do tej pory gra była warta świeczki. Teraz brak awansu do finału wcale nie będzie oznaczał dużych strat punktowych.
Wracają na "stare śmieci"
Trzy stadiony, które już gościły cykl Grand Prix w przeszłości - i to nawet wielokrotnie - wracają do kalendarza SGP. Największy come back notuje oczywiście Bydgoszcz i stadion Polonii, który 15 razy był areną zmagań najlepszych żużlowców świata. W kalendarzu ponownie znalazły się także słoweńskie Krsko i łotewski Daugavpils. Wraca także Sztokholm, ale w stolicy Szwecji zawody odbędą się już nie na stadionie olimpijskim, ale nowoczesnej "Friends Arenie". Obiekt ten może pomieścić aż 55 tysięcy widzów i z pewnością będzie szczycił się jedną z największych frekwencji w całym cyklu Grand Prix.
Ciekawe, jak powroty Grand Prix przyjmą kibice w Słowenii i Daugavpils. Krsko wraca do kalendarza po czteroletniej przerwie, mając stałego uczestnika cyklu, Mateja Zagara, który wcale nie musi być statystą w tym elitarnym gronie. Łotysze z kolei nie mają swojego reprezentanta w Grand Prix, ale dotychczasowe turnieje w Daugavpils cieszyły się sporym zainteresowaniem miejscowych fanów. Na Łotwę przyjeżdżało także wielu Rosjan i Polaków. Stadion Lokomotivu może się więc zapełnić kibicami spragnionymi speedwaya w najlepszym wydaniu.
Z cyklu Grand Prix wypadły z kolei areny, które są swego rodzaju kolebką światowego żużla. Z całą pewnością można za nie uznać stadiony w Vojens z niepowtarzalnym klimatem Vojens Speedway Center oraz w Lesznie - Stadion im. Alfreda Smoczyka. Nie będzie już także kameralnego turnieju w jakże sympatycznej Chorwacji, która przyciągała kibiców niemalże z całej Europy, w tym wielu Polaków, Niemców, Włochów, Węgrów, Austriaków czy Słoweńców. Stosunkowo niewielu na Milenium Stadium zasiadało Chorwatów, stąd też może raptem 5 tysięcy fanów oglądało Wielką Nagrodę Gorican. Nie będzie także turnieju w Malilli, która straciła organizację Grand Prix na rzecz Sztokholmu. Geografia Grand Prix - jeśli chodzi o organizatorów - została praktycznie zachowana. Póki co, nie widać większej ekspansji na wschód, choć od dłuższego czasu mówi się o turnieju w Rosji.
40 procent nowych twarzy
Dawno nie było w Grand Prix aż takiej wymiany uczestników. W sezonie 2013 wystartuje 6 nowych zawodników, co w stawce 15 stałych żużlowców, daje aż 40 procent całej obsady. Każdy z tych nowych żużlowców to jednak osoby, które znają już jak smakuje cykl Grand Prix. Matej Zagar, Niels Kristian Iversen, Tai Woffinden i Krzysztof Kasprzak startowali jako stali uczestnicy SGP w przeszłości. Z kole Darcy Ward jeździł w gronie najlepszych z dzikimi kartami, a Martin Vaculik rewelacyjnie zadebiutował jako zawodnik rezerwowy i dzięki temu wywalczył sobie stałą dziką kartę.
Dzięki temu, że do SGP dołączyli przedstawiciele Słowenii i Słowacji, powiększyła się geografia uczestników cyklu aż do dziewięciu nacji. W sezonie 2013 w gronie 15 stałych uczestników mamy trzech Polaków, trzech Szwedów, dwóch Australijczyków, dwóch Duńczyków i po jednym reprezentancie Słowenii, Słowacji, Rosji, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Młodość czy doświadczenie?
Poprzedni sezon dał przełom w nieco skostniałym cyklu Grand Prix, który po prostu zaczął już powoli nudzić kibiców. Poszczególne turnieje wygrywała wreszcie szeroka grupa zawodników. Byli w tym gronie zarówno doświadczeni wyjadacze jak Greg Hancock, Tomasz Gollob Nicki Pedersen czy Jason Crump, młodzi gniewni, jak Chris Holder, ale także absolutni debiutanci jak Martin Vaculik czy Michael Jepsen Jensen. Turnieje byli w stanie wygrać zarówno żużlowcy z dziką kartą, jak i rezerwowi cyklu. Doczekaliśmy się także debiutanckich triumfów w GP jak wygrane Fredrika Lindgrena czy Antonio Lindbaecka. To wreszcie wprowadziło nieprzewidywalność, element zaskoczenia i niespodzianki, który przecież uwielbiają kibice.
Sezon 2013 powinien być kontynuacją zmiany warty w światowym speedwayu. Powoli stara gwardia ustępuje miejsca młodym zawodnikom. Legendy - jak Jason Crump - odchodzą do historii. O prymat walczyć będą jeszcze weterani jak Greg Hancock i Tomasz Gollob oraz obecnie najbardziej utytułowany uczestnik cyklu SGP - Nicki Pedersen. Jest także cała gwardia młodych, nieobliczalnych żużlowców. Są także doświadczeni, ale głodni sukcesów, jak Jarosław Hampel, Antonio Lindbaeck czy Fredrik Lindgren. Mamy także kilka ciekawych powrotów do cyklu, jak chociażby ambitny Krzysztof Kasprzak czy mający za sobą sezon życia Niels Kristian Iversen. I w końcu jest także "urzędujący" czempion, czyli Chris Holder, który ma szansę udowodnić, że poprzedni znakomity sezon nie był tylko jednorazowym wyskokiem, a zamierza on na stałe zagościć w światowej czołówce. Zanim wystartuje najsilniejsza liga świata - Enea Ekstraliga - oczy kibiców całego świata będą skierowane na Auckland i inaugurację cyklu Grand Prix. Oby tak ekscytującego jak poprzedni.
Zapraszamy do dyskusji, co sądzicie o zmianach w punktacji w Grand Prix, czy dwanaście turniejów to nie za dużo, czy nowi uczestnicy wniosą powiew świeżości w SGP i w końcu, czy faktycznie powoli nadchodzi zmierzch dotychczasowych żużlowych idoli?