W tym artykule dowiesz się o:
Jak to się zaczęło?
Dziś obie miejscowości leżą w innych województwach. Co więcej, ostatni raz wspólne podłoże administracyjne miały w okresie II wojny światowej. Jednak mecze z udziałem żużlowej Stali Rzeszów i Unii Tarnów nazywane są starciami derbowymi. - To dlatego, że to najsilniejsze kluby w regionie - przyznaje Grzegorz Drozd. Oba miasta dzieli zaledwie 80 kilometrów, a pojedynki Stali z Unią od wielu lat elektryzują kibiców z południowo-wschodniej części kraju. [ad=rectangle] Jednak zanim Żurawie i Jaskółki spotkały się po raz pierwszy, to za derby Polski południowej uchodziły inne mecze. - Ciekawostką jest fakt, że w pierwszych latach istnienia żużla w Tarnowie (sekcja powstała w 1957 roku) tamtejsi kibice i dziennikarze za derbowe uważali mecze nie ze Stalą, ale z Wandą Kraków - mówi Robert Noga. Wszystko dlatego, że kiedy w tarnowskich Mościcach powstawała żużlowa sekcja, to drużyna z Rzeszowa jeździła już na zapleczu najwyższej ligi w kraju. Do pierwszego starcia pomiędzy klubami z Rzeszowa a Tarnowa doszło dopiero w roku 1959.
Można powiedzieć, że rzeszowianie sami wykreowali sobie lokalnego rywala. Na początku funkcjonowania Unii Tarnów, tamtejsi zawodnicy i trenerzy czerpali rad właśnie z dzisiejszej stolicy Podkarpacia. - Następowała wymiana myśli trenerskiej, a tarnowscy zawodnicy na samym początku istnienia klubu przyjeżdżali na ówczesny stadion Resovii, by odbywać treningi z bardziej doświadczonymi jeźdźcami. Tak naprawdę, to klub z Rzeszowa pomógł się rozkręcić tarnowianom - tłumaczy Grzegorz Drozd.
Choć pierwszy oficjalny pojedynek pomiędzy klubami z Rzeszowa a Tarnowa odbył się już 56 lat temu, to początkowo nie były to spotkania podwyższonego ryzyka. - Pierwsze mecze rozgrywano już na przełomie lat 50-tych i później w latach 60-tych. Natomiast losy tych klubów mocno złączyły się w latach 70-tych. W zasadzie od tego czasu drużyny te praktycznie nieprzerwanie startują zawsze w tych samych ligach. Jeden klub tworzy też drugi. Bez Tarnowa nie byłoby derbów i na odwrót - zaznacza Drozd.
Podobieństw pomiędzy klubami z Rzeszowa a Tarnowa jest jednak więcej. Stal Rzeszów i Unia Tarnów początkowo były klubami zakładowymi. Ci pierwsi powstali przy Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego, natomiast tarnowianie za sprawą miejscowych Azotów. Oba kluby mają w swoich herbach ptaki, odpowiednio: Żurawia i Jaskółkę. Nawet klubowe barwy są identyczne, bo biało-niebieskie. Żużlowe Derby Południa swoją historią i wagą nie ustępują derbowym pojedynkom z północy i zachodu kraju. Co więcej, są to najstarsze żużlowe derby w Polsce, które przetrwały do dziś. Pojedynki zielonogórsko-gorzowskie zapoczątkowano w sezonie 1960, a bydgosko-toruńskie dopiero w 1973 roku.
Pamiętne spotkania
Niedzielne derby będą już 71. starciem na linii Rzeszów-Tarnów. Historia zapisała piękną kartę derbowych pojedynków na południu Polski. Spotkania pomiędzy obydwoma klubami często decydowały o awansie, bądź spadku z ligi. Nigdy jednak obie drużyny nie spotkały się ze sobą w decydującym meczu o tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Patrząc na obecny układ tabeli, wątpliwe by zmieniło się to w tym roku. Derbowych kontrowersji było jednak mnóstwo.
- Z lat 80-tych pamiętam sytuacje z Januszem Stachyrą i Januszem Łukasikiem. Wymachiwanie nogą przez zawodnika z Rzeszowa w jednym z meczów derbowych poskutkowało z tym, że Łukasik na kolejne pojedynki ze Stachyrą sprężał się w niesamowity sposób. To były ekscytujące wyścigi. Zresztą Stachyra znany był z tego, że swoimi wypowiedziami lubił dogryzać Unii Tarnów - wspomina Grzegorz Drozd. Janusz Stachyra dokonał także rzeczy, która być może na zawsze przejdzie do historii derbowych spotkań. To pod jego wodzą rzeszowskie Żurawie 15 lipca 2006 rozgromiły Unię Tarnów 71:18, co jest najwyższym wynikiem w historii derbowych starć. Dziś Stachyra, to toromistrz rzeszowskiej drużyny.
W roku 1989, zaledwie 17-letni wówczas Jacek Rempała przebojem wdzierał się do krajowej elity. Młodzieżowiec Unii Tarnów był w tak kapitalnej dyspozycji, że w meczu na własnym torze nie dawał za wygraną największej gwieździe Stali Rzeszów - Janowi Krzystyniakowi. - Pojedynki Rempały z Krzystyniakiem były piekielnie ostre. I ten drugi, który znany był z niezwykłego spokoju ducha i opanowania, nazywany przez wielu dżentelmenem torów, nie wytrzymał i urządził sobie wycieczkę do boksu Rempały. Zaczęła się przepychanka. Nikt nie mógł uwierzyć, że Krzysztyniak nie opanował wtedy emocji - mówi Drozd.
Do chyba najbardziej spektakularnej sytuacji w historii derbów doszło w roku 1992. Na tor upadł Robert Kużdżał z Unii Tarnów i Janusz Ślączka ze Stali Rzeszów. - Polecieli w bandę. Nie wiem, jakie Kużdżał miał zamiary, ale zamiast wstać i zmierzać w kierunku murawy, to podszedł do leżącego Ślączki i zaczął mu coś mówić. Leżący Ślączka odpychał się od niego nogami. Tarnowianin nie był dłużny i zaczął Ślączkę podkopywać. W końcu podbiegł wirażowy i odciągnął Kużdżała - tłumaczy Drozd. Tamten mecz sędziował Aleksander Janas z Zielonej Góry, który z powtórki wyścigu wykluczył wówczas Ślączkę, choć po meczu miał stwierdzić że całej sytuacji nie widział, bo zasłonili mu ją kibice. W niedzielę Janas będzie komisarzem toru.
Na jesieni 1992 oba zespoły spotkały się w rewanżu na torze w Rzeszowie. Dosłownie na "ostatni" gwizdek zdążył wówczas Simon Wigg, który dzień wcześniej miał zawody w Niemczech. - Wigg pojawił się w parkingu może na pół godziny przed meczem. Był to czysty profesjonalista z najwyższej półki i nie przeszkodziło mu to, by zdobyć 13 punktów z bonusem. 10 "oczek" dorzucił szerzej nieznany Mirek Cierniak i tarnowianie wywieźli z Rzeszowa zwycięstwo. Był to jeden z najciekawszych sezonów, jeśli chodzi o derby - przyznaje Drozd.
Dla wielu kibiców pamiętny jest również sezon 1996. Przed rozpoczęciem rozgrywek do klubu znad Wisłoka dołączył wychowanek Unii Tarnów - Grzegorz Rempała. Los chciał, że oba zespoły spotkały się wraz z końcem sezonu w meczu decydującym o utrzymaniu w lidze. - Wielu kibiców snuło wersję, że Rempała pojedzie na "pół gwizdka", by nie spuścić z ligi swojego macierzystego zespołu. Ten rozwiał jednak wszystkie wątpliwości. Zdobył 12 punktów i wraz z Brianem Andersenem dał rzeszowianom utrzymanie, co automatycznie poskutkowało spadkiem z ligi Unii Tarnów - tłumaczy Drozd.
Prawdziwych derbów już nie ma? Janusz Ślączka, aktualny trener PGE Stali Rzeszów w przeszłości wielokrotnie brał udział w Derbach Południa jako zawodnik. Były jeździec Żurawi jest zdania, że w przeszłości pojedynki rzeszowsko-tarnowskie miały zupełnie inny wydźwięk. - Spotykało się ośmiu chłopaków z Rzeszowa i okolicy z ośmioma z Tarnowa lub pobliskich miejscowości. Najwyżej potem z jednym obcokrajowcem w składzie. To były prawdziwe derby, dziś kiedy zawodnicy zmieniają kluby jak rękawiczki tego klimatu już nie ma - twierdzi Ślączka.
Dodajmy, że w ostatniej dekadzie w Derbach Południa udział wzięli m.in: Tomasz Gollob, Nicki Pedersen, Tony Rickardsson, Greg Hancock, Krzysztof Kasprzak, Matej Zagar, Jason Crump, Grzegorz Walasek, Maciej Janowski, Chris Harris, Artiom Łaguta, Leon Madsen, Fredrik Lindgren, Martin Vaculik, Kenneth Bjerre, Rafał Okoniewski, Scott Nicholls, Lee Richardson, Joonas Kylmaekorpi, Rune Holta, Andriej Karpow, Patrick Hougaard, Davey Watt, Peter Ljung, Bjarne Pedersen, Sebastian Ułamek, Piotr Świderski, Jurica Pavlic, Cameron Woodward, Kevin Doolan, Roman Povazhny, Jesper Monberg, Kacper Gomólski, Tomasz Chrzanowski, Paweł Hlib, Rafał Dobrucki, James Wright, Mateusz Borowicz, Danił Iwanow, Sławomir Drabik, Mikael Max czy Charlie Gjedde, czyli szerokie grono żużlowych najemników. - W parkingu na pewno nie ma już tej atmosfery, co kiedyś. Tej atmosfery po prostu być nie może. Nie ma już tego sztywnego podziału na chłopaków z Rzeszowa i chłopaków z Tarnowa. Dla dzisiejszych zawodowców, to po prostu kolejny ligowy mecz - uważa Drozd.
Grzegorz Drozd zaznacza też, że w przeszłości przywiązanie do danego klubu było wyczuwalne nie tylko u kibiców, ale przede wszystkim u zawodników, nawet tych najmłodszych. - W rozgrywkach młodzieżowych potrafiło dochodzić do spięć pomiędzy zawodnikami tarnowskimi a rzeszowskimi. Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwa Polski były jedną z okazji, żeby jedni pokazali drugim, kto jest lepszy - dodaje Drozd.
W niedzielę przy ul. Hetmańskiej w najlepszym układzie zobaczymy po trzech wychowanków z jednej i drugiej drużyny. I tak po stronie rzeszowskiej wystąpią: Dawid Lampart, Krystian Rempała i Karol Baran. W ekipie Pawła Barana ujrzymy zaś Janusza Kołodzieja, wspomaganego przez dwóch tarnowskich juniorów. Reszta uczestników niedzielnych derbów, to najemnicy. Co więcej, aż pięciu zawodników startowało w przeszłości u rywala "zza miedzy". Po stronie rzeszowskiej byłymi Jaskółkami są: Greg Hancock, Dawid Lampart i Peter Ljung, a po stronie tarnowskiej byłe Żurawie to Martin Vaculik i Kenneth Bjerre.
KIBICE
Derbowe widowisko tworzą nie tylko zawodnicy, ale przede wszystkim kibice. Spotkania rzeszowsko-tarnowskie nigdy nie byłyby tak pasjonujące, gdyby nie doping i meczowe oprawy tworzone przez najzagorzalszych sympatyków obu drużyn. Dla kibiców Stali Rzeszów rywale z Tarnowa, to po prostu "Buczoki". Natomiast rzeszowianie nazywani są przez kibiców Unii - "Józkami". Ksywka dla kibiców Unii Tarnów wzięła się z tego, że kiedy w latach 80-tych sędzia podejmował decyzję nieprzychylną dla Unii Tarnów, to w Jaskółczym Gnieździe rozlegało się głośne buczenie. Z kolei "Józki" według kibiców Jaskółek, mają określać wschodnią swojskość sympatyków rzeszowskich Żurawi.
Grzegorz Drozd twierdzi, że niechęć pomiędzy kibicami z Rzeszowa a Tarnowa jest wciąż żywa, pomimo że coraz rzadziej mogą utożsamiać się z danym zawodnikiem. - Z trybunami niewiele się zmieniło. Tak jak kibice obu klubów się nie lubili, tak nie lubią się w dalszym ciągu. Czasami te animozje wychodzą na dalsze pola cywilizacyjno-społeczne, czyli gdzie jest więcej sklepów itd. Warto zwrócić uwagę, że w ostatnich latach kibice wyposażeni są w różne kolorowe akcesoria i to jest zdecydowanie na plus. Kiedyś tego nie było - dodaje Drozd.
Najzagorzalsi kibice mają swoje stałe miejsca na stadionie, w których goszczą na każdym meczu. Tarnowscy ultrasi w spotkaniach na własnym torze zasiadają na pierwszym łuku. Natomiast najwierniejszych fanów Stali Rzeszów ujrzymy w południowej części tzw. nowej trybuny (na wyjściu z pierwszego łuku). To tam pokazywane są oprawy, które dodają derbom dodatkowego smaczku. Niedzielne derby po raz pierwszy od siedmiu lat odbędą się przy sztucznym oświetleniu. To także powinno dodać widowisku kolorytu.
Kto wiedzie prym?
Jeśli pod uwagę weźmiemy bezpośrednie pojedynki, to przewagę mają rzeszowianie 35:31. Bardziej utytułowaną drużyną jest natomiast Unia Tarnów, która w obecnym tysiącleciu aż trzykrotnie zdobywała tytuł najlepszej drużyny w kraju. Żużlowcy z Rzeszowa ostatni raz na podium DMP gościli w sezonie 1998, kiedy zdobyli brązowe medale. Największy derbowy pogrom jest jednak po stronie Stali Rzeszów, ale z drugiej strony pięć ostatnich meczów derbowych padło łupem Unii Tarnów. - Patrząc od strony statystycznej, to lepsza i bardziej utytułowana jest Unia Tarnów. Tarnów przez wiele lat pozostawał w cieniu Stali, ale od ery Rickardssona i Golloba wszystko się zmieniło. Teraz palmę pierwszeństwa przejął zespół z Małopolski i to Tarnów odnosi większe sukcesy - uważa Drozd.[i]
[/i]Istotną rolę w porównaniu potencjału obu klubów odgrywają wychowankowie. Kibice w Tarnowie mają swoistą ikonę, której brakuje w stolicy Podkarpacia. Mowa o Januszu Kołodzieju, trzykrotnym mistrzu Polski. - Kołodziej jest głównym kontynuatorem ery Rickardsona i Golloba. Z pewnością jest to wybitny zawodnik. W ostatnich latach tarnowianie mają też przewagę w szkoleniu młodzieży, a po stronie rzeszowskiej najlepszym wychowankiem w historii niezmiennie pozostaje Grzegorz Kuźniar - twierdzi Drozd.
Należy jednak pamiętać, że na przełomie lat 50-tych i 60-tych, to klub z Rzeszowa nadawał nowe trendy w sportowej rywalizacji. - Rzeszów jest bardzo ważnym ośrodkiem dla funkcjonowania żużla w Polsce. To nad Wisłokiem został skonstruowany słynny FiS-1 (pierwszy motocykl typowo żużlowy, powszechnie stosowany w rozgrywkach ligowych). W Rzeszowie był również pierwszy tor granitowy - zakończył Drozd.