W tym artykule dowiesz się o:
Krystian Rempała (01.04.1998 - 28.05.2016)
Jednym z wydarzeń, które w tym roku wryły się w pamięć kibiców czarnego sportu jest śmierć Krystiana Rempały. Młody, utalentowany żużlowiec stał dopiero u progu swojej sportowej kariery. Był najmłodszym z klanu Rempałów, na żużlu ścigał się jego ojciec, a także trzech wujków. Od małego fascynował się tym sportem, chciał kontynuować rodzinne tradycje.
Los bywa jednak okrutny. 22 maja podczas meczu pomiędzy ROW-em Rybnik i Unią Tarnów doszło do fatalnie wyglądającego upadku, po którym z głowy tarnowianina spadł kask. 18-latek błyskawicznie został przewieziony do szpitala w Jastrzębiu-Zdroju, przeszedł operację mózgu. Lekarzom nie udało się uratować życia najmłodszego z Rempałów. Po sześciu dniach walki żużlowiec Unii Tarnów zmarł.
Środowisko żużlowe po raz kolejny pogrążyło się w żałobie. Odwoływane były ligowe spotkania, a w pogrzebie 18-latka w Tarnowie brały udział tłumy, które towarzyszyły Krystianowi Rempale w ostatniej drodze. Śmierć młodego żużlowca odbiła się szerokim echem w ogólnopolskich mediach. Speedway w ostatnich latach kilka razy dał znać o swoim czarnym obliczu. Życie - nie tylko na torze - traciło wielu młodych zawodników.
Lee Richardson (25.04.1979 - 13.05.2012)
Od śmierci Lee Richardsona minęły już ponad cztery lata, a rana ta wciąż nie została zabliźniona w sercach kibiców. 13 maja na torze we Wrocławiu rozegrano spotkanie pomiędzy miejscową Betard Spartą i PGE Marmą Rzeszów. W trzecim biegu "Rico" na wyjściu z pierwszego łuku uderzył w drewnianą bandę. Upadek jakich wiele w żużlu zakończył się tragicznie. Z powodu obrażeń wewnętrznych Richardson zmarł we wrocławskim szpitalu.
Po upadku Richardson w karetce opuścił tor. Podniesionym do góry kciukiem pokazywał kibicom, że wszystko jest w porządku. Obrazek ten na zawsze zostanie w pamięci żużlowych fanów. Lekarzom nie udało się uratować życia wiecznie uśmiechniętego Brytyjczyka. Zmarł w wieku 33 lat.
Największym sukcesem w karierze Richardsona było zdobycie w 1999 roku tytułu Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. W lidze polskiej reprezentował barwy klubów z Piły, Grudziądza, Zielonej Góry, Wrocławia, Lublina, Częstochowy oraz Rzeszowa. W każdym z tych miast pamiętano o Richardsonie. W Rzeszowie rozegrano turniej memoriałowy, a na częstochowskim stadionie zamontowana jest tablica poświęcona jego pamięci.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"
Grzegorz Knapp (18.03.1979 - 22.06.2014)
Dwa lata temu odszedł od nas Grzegorz Knapp. Był wychowankiem GKM-u Grudziądz, w barwach którego w 1997 roku uzyskał żużlową licencję. W klasycznej odmianie speedwaya nie osiągał spektakularnych sukcesów, ale po latach ścigania zdecydował się starty na czarnym torze łączyć z występami na lodzie. Był to przysłowiowy strzał w dziesiątkę.
Knapp z roku na rok czynił postępy, awansował do cyklu Grand Prix w ice racingu w 2011 roku. Na fali jego dobrych wyników dyscyplina ta w Polsce zyskiwała kolejnych kibiców, a na lodowym torze w Sanoku rozgrywano zawody z udziałem najlepszych zawodników na świecie. Knapp był filarem reprezentacji Polski, gwarantem pokaźnej sumy punktów w Drużynowych Mistrzostwach Świata.
Knapp na klasycznym torze ścigał się rzadko. 22 czerwca 2014 roku brał udział w spotkaniu ligi holenderskiej, gdzie doszło do groźnie wyglądającego upadku. Z belgijskiego Heudsen-Zolder do Polski napłynęły tragiczne wieści. Mimo podjętej reanimacji lekarzom nie udało się uratować życia 35-letniego Polaka.
Robert Dados (15.02.1977 - 30.03.2004)
Robert Dados był jednym z najbardziej utalentowanych polskich żużlowców. Licencję zdał w barwach klubu z Lublina, a po trzech latach startów w Motorze przeniósł się do GKM-u Grudziądz. Tam rozkwitła jego kariera, w 1998 roku wywalczył tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów i tym samym spełnił swoje marzenie - rok później zadebiutował w cyklu Grand Prix.
"Życie to jazda" - tak brzmiało motto wychowanka Motoru. Kariera Dadosa naznaczona była wzlotami i upadkami. Cieniem na jego psychice odbił się wypadek motocyklowy nieopodal grudziądzkiego stadionu w 2000 roku. Dados w kontrakcie zawarty miał zapis zakazujący jazdy na motocyklu szosowym. Szybko wrócił do zdrowia, ale po jego zachowaniu widać było jak duży wpływ na jego życie miał ten wypadek.
Swoją karierę Dados kontynuował w WTS-ie Wrocław, gdzie jego trenerem był Marek Cieślak. Dados lepsze występy przeplatał słabszymi. Jednak coraz głośniej było o jego występkach poza torem. "Dadi" balansował na granicy życia i śmierci. W marcu 2004 roku po raz trzeci targnął się na swoje życie. Tym razem śmierć wygrała. Zmarł w wieku zaledwie 27 lat.
Łukasz Romanek (21.08.1983 - 02.06.2006)
Polski żużel w pierwszej dekadzie XXI wieku stracił kilku uzdolnionych żużlowców, którzy nie poradzili sobie z otaczającą ich presją i zdecydowali się na odebranie sobie życia. Jednym z nich jest wychowanek RKM-u Rybnik, Łukasz Romanek. W tym roku minęło dziesięć lat od jego tragicznej śmierci.
Przez całą swoją karierę Romanek związany był z macierzystym klubem. Jego największym sukcesem było wywalczenie tytułu Młodzieżowego Indywidualnego Mistrza Polski w 2003 roku. Wówczas święcił chwilę chwały, kibice klepali go po plecach i gratulowali osiągniętego sukcesu. O ile okres juniorskiej kariery Romanek mógł zaliczyć jako udany, to jako senior spisywał się dużo słabiej.
Wychowanek rybnickiego klubu miał problemy, by wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie Rekinów. Coraz bardziej krytykowali go kibice, a utalentowany żużlowiec nie potrafił sobie poradzić z głosami krytyki. 2 czerwca powiesił się w garażu. Kilka godzin wcześniej usłyszał od trenera, że pojedzie w najbliższym meczu ligowym. Miał zaledwie 23 lata.
Rafał Kurmański (22.08.1982 - 30.05.2004)
W 2004 roku polskim żużlem wstrząsnęły dwie samobójcze śmierci zawodników, którzy najlepsze lata mieli dopiero przed sobą. Jednym z nich był Rafał Kurmański. Wychowanek zielonogórskiego klubu był jednym z najlepszych młodzieżowców w kraju, sezon 2004 był dla niego pierwszym w gronie seniorów. Notował słabsze rezultaty, to spotkało się z głosami krytyki wśród kibiców.
Sam mówił, że ścigając się w Anglii i Szwecji odpoczywa, a wracając do Zielonej Góry, boi się włączyć radio i czytać gazety. Do tego kilka godzin przed śmiercią został zatrzymany przez policjantów za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu. Bał się kolejnej fali krytyki i podjął najgorszą z możliwych decyzji - wybrał samobójczą śmierć.
Miał tylko 22 lata. Żużlowa kariera stała przed nim otworem. Kurmański był utalentowanym zawodnikiem i jednocześnie bardzo wrażliwym człowiekiem. Od jego śmierci minęło już 12 lat, a nie tylko w Zielonej Górze pamięć o nim jest wciąż żywa.