W tym artykule dowiesz się o:
Medalowe trio
Na początku lat 90-tych częstochowska szkółka żużlowa wydała trzech naprawdę bardzo dobrych zawodników. Mowa o Sebastianie Ułamku, który zrobił wielką karierę i który ściga się do dzisiaj. W parze juniorskiej Włókniarza partnerował mu Rafał Osumek. W nim eksperci i kibice widzieli również wspaniałego zawodnika, oceniano nawet, że dysponuje większym talentem od Ułamka. Niestety dla fanów Lwów i samego zawodnika, jego losy nie potoczyły się pomyślnie i w efekcie rówieśnik Ułamka zakończył karierę 10 lat temu. Lista jego sukcesów jest jednak długa.
Trzecim, trochę niedocenianym solidnym wychowankiem Włókniarza z ostatniej dekady minionego tysiąclecia, jest Artur Pietrzyk. Tylko on i wspomniany Sebastian Ułamek posiadają jako zawodnicy dwa złote medale Drużynowych Mistrzostw Polski wywalczone z częstochowskim klubem. Miało to miejsce w latach 1996 i 2003. Pamiętny jest obrazek, gdy po zdobyciu tego drugiego mistrzostwa Pietrzyk krzyczy przed kamerą Polsatu: "Włókniarz mistrzem Polski!", a z kolei Ułamek roni łzy ze szczęścia. Stworzyli historię. Był tam też Osumek, ale jako komentator telewizyjny.
I od tego czasu częstochowianie czekają na ich następców. Oficjalnie wychowankiem Włókniarza jest Maksym Drabik, który trenował w Częstochowie, ale w żużlowym środowisku nikt nie ma wątpliwości, że wyszedł on przede wszystkim spod ręki swojego ojca Sławomira. Natomiast tak to w częstochowskiej szkółce pojawiali się tacy zawodnicy jak Marcel Maliński, czy Michał Ciurzyński, ale przez lata głównie bazowano na zaciągu młodzieżowym z innych miast: Sebastian Kowolik (Świętochłowice), Zbigniew Czerwiński (Rybnik), Maciej Kierzkowski (Grudziądz), Tomasz Jędrzejak i Karol Malecha (Ostrów Wielkopolski), czy bracia Szczepaniakowie (Piła). Wciąż brakowało jednak solidnego swojaka, który radziłby sobie skutecznie na żużlowych torach również po zakończeniu wieku juniora. Pierwszy poważny kandydat, który miał wielkie szanse mocniej się rozwinąć, pojawił się w 2001 roku.
Rozkwit formy Adama Pietraszki, sympatycznie nazywanego w środowisku Fokusem (jego ojciec prowadzi autoryzowany Dealer Forda), przypadł na lata 2002 - 2003. Wówczas jako młodzieżowiec Lwów przyczynił się do krajowego czempionatu. Jego największym atutem był refleks, jakże istotny element na starcie. Wyjściami spod taśmy Pietraszko imponował i już na początku biegu często miał przewagę nad rywalami.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZM prosi o to, żeby nie wywierać presji na Bartosza Zmarzlika
Po zakończeniu wieku juniora, w 2003 roku, przeniósł się do drugoligowego Kolejarza Opole. Był tam liderem zespołu. W czternastu meczach łącznie z bonusami zdobył 156 punktów, co dało mu średnią 2,328. Wybrał się też na Wyspy Brytyjskie, gdzie ścigał się na drugim szczeblu rozgrywek - Premier League (obecnie Championship). W kolejnych sezonach nie wiodło mu się jednak najlepiej i po raz ostatni w Polsce jeździł w 2006 roku (Kolejarz Opole). Podobno rodzina nie chciała, by ryzykował zdrowiem i życiem, tym bardziej, że mógł zająć się pracą w rodzinnym biznesie. Obecnie jest szefem sprzedaży w Dealer BMW Frank-Cars. Kolejny wychowanek, który wzbudzał duże nadzieje, na dobre w składzie Włókniarza pojawił się w 2005 roku.
Urodzony w 1987 roku, dobrze radził sobie na miniżużlowych arenach. Kibice Lwów zacierali ręce i nie mogli się doczekać, aż Ciura przeniesie się do dorosłego speedwaya. Oczekiwania wobec niego były spore, otrzymał on duże wsparcie od klubu oraz od Sebastiana Ułamka, który w pewnym sensie zaopiekował się nim, jego oprzyrządowaniem. Oficjalnie licencję zdobył w 2003 roku, w 2004 dostał okazję wystartowania w jednym biegu, w którym był czwarty. Najwięcej szans otrzymał sezon później, ale szło mu kiepsko. W każdym kolejnym meczu miało być lepiej, zawodnik zapewniał, że wie, w czym leżała przyczyna jego słabej dyspozycji, ale jego słowa nie przeradzały się w czyny.
W 2006 roku był już zawodnikiem opolskiego Kolejarza, ale pojechał w jego barwach tylko raz i był ostatni. Po tamtym sezonie zakończył karierę i w ekspresowym tempie z nadziei Włókniarza stał się kolejnym niespełnionym talentem. W rozwoju nie pomogły mu też kontuzje, które zahamowały także innego młodzieżowca z Częstochowy.
Rok młodszy od Ciury, już w 2005 roku, kiedy uzyskał licencję, jako 17-latek otrzymał okazję do zadebiutowania na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce. Wystartował w sześciu biegach i choć punktów nie zdobył, pokazał, że drzemie w nim duży potencjał. Rok później było mu ciężej przez regulaminowe zmiany. Na pozycjach juniorskich umożliwiono jazdę młodzieżowcom z zagranicy. W ten sposób we Włókniarzu juniorem numer jeden został Niemiec Christian Hefenbrock a Polacy, w tym Romańczuk, najczęściej dostawali po jednym biegu w meczu (wyścig młodzieżowy).
Damiana Romańczuka zahamowała kontuzja ręki, z którą dość długo był problem, aby wróciła ona do pełnej sprawności. W końcu zrezygnował on z jazdy na żużlu i wspierał w parku maszyn swojego młodszego o 3 lata brata Cezarego. Obaj nadal mieszkają w Częstochowie i kibicują Włókniarzowi. Od żużla nie odwrócił się też kolejny niespełniony talent częstochowskiej szkółki.
"Fura dla Piekara" - skandowali rozwścieczeni kibice Włókniarza podczas bardzo ważnego meczu drugiej rundy finałowej Ekstraligi w roku 2005. Biało-zieloni rywalizowali wówczas z bydgoską Polonią i od tego dwumeczu zależało, czy pojadą w finale o krajowy czempionat. W spotkaniu tym szansę zaprezentowania się od Jana Krzystyniaka, ówczesnego szkoleniowca Lwów, otrzymał młodziutki, ledwo 16-letni Marcin Piekarski, który w połowie 2005 roku bezproblemowo zdał egzamin na licencję.
Nie był to debiut Piekarskiego, bo do takiego doszło 14 sierpnia w starciu Włókniarza z Unią Leszno (1 pkt). Kibicom jednak postawa zawodnika urodzonego w 1989 roku, zwłaszcza z juniorskiego wyścigu, najbardziej utkwiła w pamięci. Naprzeciw młodziutkiego i posiadającego praktycznie zerowe doświadczenie w dorosłym żużlu stanęli jedni z najlepszych w tamtym czasie juniorów - Krystian Klecha i Krzysztof Buczkowski. Z kolei Piekarskiemu towarzyszył Przemysław Dądela.
Start i szok. Piekarski ruszył z pierwszego pola i nie oglądając się za siebie pomknął do przodu. Objął prowadzenie i utrzymywał je do ostatniego łuku. Euforię częstochowskich kibiców na raptem kilkanaście metrów przed metą w złość zamienił defekt motocykla juniora Lwów. Z pewnego 3:3 zrobiło się 1:5. Jeden z komentatorów Polsatu, po tym biegu powiedział: "Wynik wyścigu jest taki, jak przewidywano, ale żal mi bardzo Marcina Piekarskiego."
Żałowali bardzo mocno częstochowianie, którzy natychmiast okrzyknęli Piekarskiego przyszłą gwiazdą. Na pewno takimi ocenami spragnieni solidnego wychowanka fani nie pomogli ówczesnemu 16-latkowi. Jak ustaliliśmy, na przeszkodzie w rozwoju jego kariery stanęły finanse klubów, do których później trafiał. Gdy nie było kasy, zawodnik nie mógł inwestować w sprzęt, czy go serwisować, nie mówiąc już o utrzymywaniu się z jazdy na żużlu.
Po odejściu z Włókniarza, kontynuował karierę w Kolejarzu Opole, ale wielkich sukcesów nie odnosił. Oficjalnie ze startami pożegnał się w 2011 roku. Ostatnio rekreacyjnie ścigał się na lodzie ze wspomnianym Cezarym Romańczukiem i Hubertem Łęgowikiem.
Rówieśnik Piekarskiego zasłynął świetnym występem w finale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów, który w 2007 roku rozegrano na torze w Częstochowie. Znajomość obiektu oraz dobre przygotowanie do imprezy mogło zakończyć się sporą niespodzianką. Finalnie Miturski zakończył turniej na najbardziej niewdzięcznym dla sportowca miejscu, czyli czwartym. Kilka dni po zawodach wraz ze swoim ojcem ogłosili, że 18-latek rezygnuje z dalszej jazdy na żużlu, ponieważ nie otrzymuje oczekiwanego wsparcia od klubu. Włókniarz szybko zareagował, sytuację załagodzono, ale niesmak pozostał.
Miturskiemu trudno było się przebić do składu. Podstawowym juniorem był Tai Woffinden a w 2008 jako Polak na drugiej pozycji młodzieżowej we Włókniarzu ścigał się jeszcze Mateusz Szczepaniak. Miturski od 2009 roku z reguły dostawał jeden bieg w całym spotkaniu. Szkoda, bo gdy otrzymywał więcej zaufania, potrafił się odwdzięczyć dobrą postawą na torze.
W swojej karierze w Polsce poza Włókniarzem reprezentował też kluby z Krosna, Krakowa i Łodzi. W ostatnich latach w pewnym momencie był człowiekiem od wszystkiego w częstochowskim ośrodku - wiceprezesem, mechanikiem i zawodnikiem. Teraz współpracuje z Adrianem Woźniakiem, choć oficjalnie nie powiedział "pas".
W nich nadzieja
W 2010 roku pojawiła się w częstochowskim żużlu nowa grupa zawodników. Część z nich, jak Marcin Bubel czy Rafał Malczewski, nie przebili się i nie utrzymali w tym sporcie mimo potencjału, jakim dysponowali. Ścigają się za to Artur Czaja i Hubert Łęgowik. Obaj w nadchodzącym sezonie będą zdobywać punkty na ekstraligowym zapleczu. Czaja przeniósł się do tarnowskiej Unii, zaś Łęgowik do Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk. Wielokrotnie pokazywali, że stać ich na bardzo dobrą jazdę, lecz najmłodsi już nie są. Dla Czai sezon w roku 2017 będzie już drugim w gronie seniorów, natomiast dla Łęgowika pierwszym.
Częstochowianie uwagę skupiają na kończącym ściganie w gronie młodzieżowców Oskarze Polisie i przede wszystkim wkraczającym do poważnego żużla Michale Gruchalskim. Nie dostał on w zeszłym roku szansy zadebiutowania w Nice PLŻ, ale w juniorskich zawodach potrafił wygrywać z bardziej doświadczonymi od siebie młodzieżowcami. Warunek jest jeden - musi dysponować odpowiednim sprzętem, a z kolei o to Włókniarz ma zadbać.