W tym artykule dowiesz się o:
Wytrwałość i cierpliwość popłacają
Nie każdy jest Emilem Sajfutdinowem (na zdjęciu), który w przebojowy sposób wchodzi do elitarnego grona rokrocznie rywalizującego o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Rosjanin wygrał w debiucie, w 2009 roku Grand Prix Czech na praskiej Markecie. Historia cyklu, która sięga do 1995 roku pamięta żużlowców, którzy wyjątkowo długo starali się, aby zwyciężyć w tak prestiżowych zawodach, jakimi jest runda Grand Prix. Sprawdziliśmy, komu zajęło to najwięcej czasu.
W tym miejscu zaznaczamy, że do klasyfikacji braliśmy pod uwagę lata, w których dany zawodnik był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Policzone zostały dni od początku roku kalendarzowego, w którym po raz pierwszy żużlowiec był pełnoprawnym jeźdźcem w elicie, do dnia odniesienia zwycięstwa.
Nasz przegląd zaczynamy od Australijczyka, którego największym indywidualnym osiągnięciem w seniorskim żużlu był brązowy medal IMŚ.
Ryan Sullivan - 1619 dni
Pochodzący z Melbourne Australijczyk karierę zakończył po sezonie w roku 2012. Na moment w 2013 roku wrócił do ścigania, by wspomóc Unibax Toruń w walce o medale DMP w chwili, gdy drużyna ta miała kłopoty kadrowe. Od tamtego czasu przebywa na sportowej emeryturze. Za nim bogata w sukcesy kariera.
Sullivan przygodę ze startami w Grand Prix zaczął w 1998 roku. Po raz pierwszy zwyciężył dopiero 8 czerwca 2002 roku w walijskim Cardiff w brytyjskiej rundzie. W finale pokonał swojego rodaka Todda Wiltshire'a, Mikaela Maxa (wówczas jeszcze Karlssona) oraz Leigh Adamsa. Dwa tygodnie później powtórzył wyczyn ze stolicy Walii i wygrał w Krsko Grand Prix Słowenii. To właśnie w 2002 roku Australijczyk sięgnął po brązowy "krążek" IMŚ.
Ogółem w karierze Ryan Sullivan zwyciężył w czterech turniejach Grand Prix. Do naszej klasyfikacji załapał się minimalnie wyprzedzając Jarosława Hampela. Polak, licząc oczywiście jedynie sezony, w których był stałym zawodnikiem GP, czekał na wygraną 1616 dni. Następny jest niepokorny reprezentant Szwecji, w duszy którego gra brazylijska samba.
Antonio Lindbaeck - 1682 dni
Urodził się w Brazylii, ale został adoptowany przez szwedzkie małżeństwo i zamieszkał w Aveście. Od małego kręciły go sporty, gdzie liczy się szybkość i wyzwala się adrenalina. Na żużlu czynił szybkie postępy i Szwedzi widzieli w nim wielką gwiazdę światowego formatu. Już jako 20-latek, w 2005 roku, po raz pierwszy na przestrzeni całego sezonu posmakował trudów Grand Prix.
Do pierwszej wygranej w karierze, którą odniósł 11 sierpnia 2012 roku we włoskim Terenzano, musiał pokonać jednak długą drogę, na której mierzył się nie tylko z rywalami, ale też własnymi demonami. Wypadał z cyklu, wracał do niego, ale nie mógł się przebić. Przełomowy był dopiero właśnie 2012 rok. W Grand Prix Włoch wygrał tym bardziej nieoczekiwanie, że po fazie zasadniczej miał tylko 8 punktów i rzutem na taśmę załapał się do półfinału. W nim był drugi, natomiast w finale pierwszy, zostawiając w pokonanym polu Emila Sajfutdinowa, Grega Hancocka i Martina Vaculika.
Kolejny zawodnik jest reprezentantem tego samego kraju co Antonio Lindbaeck. Co ciekawe, różnica w liczbie dni pomiędzy Szwedami jest iluzoryczna.
Andreas Jonsson - 1684 dni
Po wywalczeniu tytułu Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów w 2000 roku na torze w Gorzowie Wielkopolskim, Szwedzi zakochali się w talencie urodzonego w Hallstaviku ówczesnego młodzieńca. Już dwa lata później został on stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix.
W przeciwieństwie do Lindbaecka, Jonsson utrzymywał się w elicie. Wypadł dopiero teraz, po słabym 2016 roku. W sumie w Grand Prix spędził 15 lat. Taki wynik powinien wzbudzać szacunek i uznanie. W tym czasie najlepszy był w jego wykonaniu rok 2011. Wówczas został on wicemistrzem świata.
Pierwsze sezony były jednak dla niego trudne. Najbliżej pierwszego zwycięstwa był w 2004 roku podczas duńskiej rundy w Kopenhadze. Musiał tam jednak uznać wyższość Jasona Crumpa i stanął na drugim stopniu podium. Wygrał dopiero dwa lata później w Malilli, gdzie odbyło się Grand Prix Skandynawii. Było to dokładnie 12 sierpnia 2006 roku. Łącznie zwyciężył w dziewięciu turniejach Grand Prix i najprawdopodobniej tego rezultatu już nie poprawi, ponieważ sam przyznaje, że przynajmniej na razie daje sobie spokój ze startami w zawodach wyłaniających najlepszego żużlowca na świecie.
Podobnie jest w przypadku następnego zawodnika a jest nim jedyny w tym zestawieniu reprezentant Polski.
Rune Holta - 1970 dni
Przygodę ze startami w Grand Prix jako stały uczestnik Rune Holta zaczął jeszcze jako reprezentant Norwegii w 2001 roku. Dopiero od 2007 roku, po powrocie do jazdy w cyklu, oświadczył, że chce w nim reprezentować Polskę, na co otrzymał zgodę od Polskiego Związku Motorowego. Inne postępowanie Holty byłoby źle odebrane, ponieważ dwa lata wcześniej, w 2005 roku, był on ważnym ogniwem reprezentacji Polski, z którą sięgnął po Drużynowy Puchar Świata.
Holta wypadł z Grand Prix na dwa sezony - 2005 i 2006. W 2005 zaliczył tylko jednorazowy epizod, kiedy to wystąpił z "dziką kartą" w Grand Prix Szwecji na torze w Eskilstunie. Na dobre na salony wrócił w 2007 roku. Już w kolejnym roku cieszył się z pierwszej turniejowej wygranej, dodatkowo zapisując się na kartach historii polskiego speedwaya jako drugi reprezentant Polski, któremu udała się ta sztuka. Pierwszym jest oczywiście Tomasz Gollob.
24 maja 2008 roku na stadionie Ullevi w Goeteborgu dla Holty odegrano hymn Polski. Zwyciężył w Grand Prix Szwecji po udanej pamiętnej szarży z pierwszego łuku, gdy po szerokiej nabrał olbrzymiej prędkości, która pozwoliła mu z czwartej lokaty przesunąć się na pierwszą. Holta wyczyn z Goeteborga powtórzył dwa lata później, też na szwedzkiej ziemi, wygrywając w Malilli.
Wracamy jednak do Goeteborga, bowiem tamtejszy obiekt był szczęśliwy dla zawodnika, który jak na razie najdłużej w historii starał się o triumf w turnieju Grand Prix.
Leigh Adams - 2434 dni
Legenda Unii Leszno. Uczestnikiem Grand Prix został w drugim roku, od kiedy ruszył ten projekt. Australijczyk awans do cyklu w 1996 roku wywalczył sobie dzięki zwycięstwu w Grand Prix Challenge w 1995. Na wygraną w turnieju musiał jednak bardzo długo pracować.
Adamsowi udało się to dopiero w siódmym sezonie startów wśród najlepszych żużlowców świata. Do tego czasu wchodził do finałów, ocierał się o podium, też na koniec sezonu klasyfikowany był na piątym czy szóstym miejscu. Niby stanowił światową czołówkę, ale jednak brakowało tej kropki nad "i". Tę postawił w 2002 roku we wspomnianym już Goeteborgu. Datę 31.08.2002r. Adams pewnie zapamiętał.
Australijczyk w Grand Prix rywalizował do 2009 roku włącznie. W sumie wygrał w ośmiu rundach. Najlepszy w jego wykonaniu był sezon 2007, gdy został wicemistrzem świata i triumfował w trzech z jedenastu rund.
Po zakończeniu kariery spotkał go życiowy dramat. Przez ponad dwie dekady startów na żużlowych torach nie doznał poważniejszej kontuzji. Tymczasem będąc już na sportowej emeryturze, postanowił wystartować w jednym z australijskich rajdów. W trakcie przygotowań uległ wypadkowi, w wyniku którego teraz porusza się na wózku inwalidzkim.