W tym artykule dowiesz się o:
Czwórmecze w odstawkę, wracają duety
Zapowiadana od wielu tygodni rewolucja w światowym speedwayu stała się faktem. W najbliższym sezonie kibice nie obejrzą Drużynowego Pucharu Świata, dostając w zamian rywalizację parową. Wydarzyła się więc podobna historia do tej z 1994 roku, gdy Drużynowe Mistrzostwa Świata z klasycznego czwórmeczu (tak było też od 2004 roku w DPŚ) przekształciły się w - przez wiele lat równolegle wówczas organizowane - zmagania narodowych duetów.
Różnica polegała na tym, że wtedy zostało oficjalnie utrzymane nazewnictwo tych zmagań jako DMŚ, choć de facto były one rozgrywane według ogólnie przyjętych norm obowiązujących podczas turniejów parowych. W związku ze zmianami Mistrzostwa Świata Par zniknęły z kalendarza po sezonie 1993. Teraz natomiast w całości zastąpią klasyczną "drużynówkę", tyle tylko, że nie pod swoją rdzenną nazwą, a pod nową, ekscentryczną i raczej mało wyszukaną - Speedway of Nations.
Znaczącej dla światowego speedwaya zmianie towarzyszy kilka kontrowersji nie tylko z uwagi na nazewnictwo i budowany wokół tego marketing. Szerzej o tym, a także o historii ścigania w parach i roli, jaką odgrywała w tym Polska, mowa na kolejnych stronach. Zapraszamy do lektury.
Pomysł był Szwedów
Drużynowe Mistrzostwa Świata po raz pierwszy zorganizowano w 1960 roku. Szybko stały się one drugim najbardziej prestiżowym tytułem na świecie, oczywiście po jeździe indywidualnej. Mistrzostwa Świata Par zostały z kolei zainaugurowane dekadę później. Pomysłodawcami wprowadzenia ich do kalendarza byli Szwedzi, którzy na własnym podwórku z powodzeniem organizowali krajowy czempionat w tej kategorii już od 1954 roku. Działacz Carl Gustaf Ringblom przekonywał, by włączyć zmagania duetów do oficjalnej rywalizacji także na arenie międzynarodowej.
Po udanych próbach w latach 1968-1969 w niemieckim Kempten i Sztokholmie (pod nazwą "międzynarodowych mistrzostw FIM najlepszych par"), kongres FIM-owski w 1969 roku przegłosował kandydaturę nowej mistrzowskiej imprezy i od kolejnego sezonu zaczęły one być pełnoprawnie jednymi z ważniejszych zmagań w światowym żużlu. Jak pokazała historia, pod względem samego w sobie prestiżu ustępowały one nieco DMŚ, w których w skład każdego zespołu wchodziła większa liczba zawodników. Status mistrzostw globu zawsze działał jednak na wyobraźnię zawodników i kibiców.
ZOBACZ WIDEO Falubaz przespał okres transferowy. "Za późno się zorientowali, że trzeba działać"
Wielki wyczyn Polaków w Rybniku
Parę, która na torze w Malmoe wywalczyła pierwszy tytuł mistrzów świata, tworzyli Ivan Mauger i Ronnie Moore z Nowej Zelandii. Pokonali oni gospodarzy - Ove Fundina i Bengta Janssona oraz Erica Boococka i Nigel Boococków z Wielkiej Brytanii. Rok później złoty medal zawisł natomiast na szyjach Polaków. W Rybniku w ekstazę wprawili kibiców Andrzej Wyglenda i Jerzy Szczakiel, którzy pokonali wszystkich rywali po 5:1, inkasując komplet 30 punktów(!).
O tym, jak był to wielki sukces, świadczą drużyny, które Biało-Czerwoni wyprzedzili na końcowym podium. Smakiem tym razem musieli obejść się triumfatorzy z poprzedniej edycji, a więc Nowozelandczycy (partnerem Maugera był Barry Briggs) oraz Szwedzi (duet Anders Michanek - Bernt Persson). Co więcej, przez kolejne lata złoty medal z kompletem punktów zdołali zdobyć jeszcze tylko Amerykanie. W 1982 roku w Liverpoolu rywali zdeklasowali Dennis Sigalos i Bobby Schwartz.
Skandynawowie i Anglosasi dzielili łupy
W pozostałych 22 edycjach MŚP najcenniejszym trofeum dzieliły się cztery państwa. Co nie może dziwić, były to te, które odgrywały czołowe role także w IMŚ oraz DMŚ. W latach 1973-1975 potrójną koronę wywalczyli Szwedzi, a do 1984 roku aż siedem złotych krążków zdobyli Brytyjczycy. Po drodze dublet zanotowali Amerykanie. Duńczycy z kolei w początkowym okresie zdołali wygrać tylko w 1979 roku za sprawą wielkiego mistrza Ole Olsena i przyszłego hegemona par Hansa Nielsena.
Żużlowcy z kraju Hamleta zaczęli niemiłosiernie bić rywali w rywalizacji parowej od połowy lat osiemdziesiątych. W 1985-1991 wygrywali seryjnie każdy finał, a poza pierwszym z nich w każdym uczestniczył Nielsen. Czterokrotnie partnerował mu odwieczny rywal Erik Gundersen, dwukrotnie Jan Osvald Pedersen, a raz Tommy Knudsen. Hegemonia w MŚP tylko potwierdzała, jak złotym okresem dla żużla w Danii była ówczesna dekada. Zwycięstwa dla tego kraju sypały się jak z rękawa także w kategorii drużynowej, a całość klamrą spinały sukcesy indywidualne.
Błysk Hancocka i ostatni finał dla Szwedów
Imponującą duńską serię przerwali w 1992 roku Amerykanie, których w Lonigo do wygranej poprowadził 22-letni Greg Hancock. Wciąż z powodzeniem ścigający się na światowych arenach Kalifornijczyk rozpoczynał zawody z pozycji rezerwowego, ale po dwóch gonitwach zastąpił Ronnie Correya i wespół z Samem Ermolenko zaczęli punktować na tyle, by na koniec mieć taką samą liczbę "oczek" co Brytyjczycy. W biegu dodatkowym rozpędzony Hancock pokonał przyszłego (zdobył ten tytuł za blisko sześć tygodni) indywidualnego mistrza świata Gary’ego Havelocka.
Rok później po 18 latach na tron powróciła Szwecja. Brylował Tony Rickardsson, mając za kolegów Pera Jonssona i Henrika Gustafssona. Po sezonie okazało się, że był to ostatni finał pod oficjalnym szyldem MŚP. Światowe władze zdecydowały się zreorganizować rywalizację drużynową i choć pozostawiły format zawodów w parach, to przez kolejne lata czempionat nazywany był DMŚ.
Wygrana Polaków i "afera oponowa" w tle
W erze MŚP do wspomnianego złota z Rybnika żużlowcy z Polski dołożyli jeszcze dwa srebrne (1975, 1980) i trzy brązowe medale (1973, 1979, 1981). Po wielu latach posuchy i także kompromitacji (ostatnie, dziewiąte miejsce w finale w Lesznie w 1989), w głównej mierze dzięki Tomaszowi Gollobowi udało się zdobyć kolejne trzy krążki w tym ten najcenniejszy w 1996 roku w niemieckim Diedenbergen. Inna sprawa, że okoliczności wygranej Golloba, Piotra Protasiewicza i Sławomira Drabika (po pierwszym biegu zastąpił "Protasa") były dość niecodzienne.
W 1996 roku światowa czołówka żużlowców poróżniła się z FIM w kwestii używania opon. Działacze zakazali używania ogumienia z nacięciem bieżnika, tłumacząc się dbaniem o bezpieczeństwa (taka opona miała zmniejszyć prędkość). Zawodnicy nie zgadzali się na to, argumentując to utratą przyczepności i komfortu w jeździe. W efekcie najlepsi zbojkotowali start w DMŚ, z czego skrzętnie skorzystali Polacy. Władysław Pietrzak niezwykle celnie bronił wygranej naszych żużlowców, mówiąc wprost: - Mówicie, że obsada była słabsza, bo nowe nienacinane opony, bo protesty zawodników Grand Prix? A cóż nas to może obchodzić. Nie chcieli jechać, to nie pojechali. Osłabili swoje drużyny.
Nie do końca spodziewana powtórka z rozrywki
Na lata 1999-2000 powrócono w DMŚ do czwórmeczów, a od 2001 roku nastała era DPŚ, która początkowo forowała jazdę w pięciu i dołożyła słynnego już "jokera". O parach na poziomie światowym natomiast zapomniano, wydawało się bezpowrotnie. Próbę odświeżenia tej formuły poczyniło jednak w 2013 roku One Sport Marketing, które zorganizowało turniej narodowy w Toruniu. Wygrała go Polska reprezentowana przez Tomasza Golloba i Adriana Miedzińskiego.
Toruńska firma kontynuowała swój pomysł, organizując cykl Speedway Best Pairs. Z uwagi na brak praw nadawanych przez FIM nie były to oficjalne mistrzostwa świata, mimo że startowały w nich reprezentacje. W 2015 roku FIM pod naciskiem firmy BSI obawiającej się konkurencji ze strony OSM, nadało je więc... BSI, choć z początku nie było jasnych deklaracji, kiedy takie zawody zostałyby oficjalnie zorganizowane. Gotowe na to OSM musiało w efekcie przeorganizować swój turniej z jazdy pod flagami w rywalizację teamów sponsorskich.
Szanse na powrót oficjalnych MŚP zostały więc odroczone. Po ponad dwóch latach przypomniano sobie w BSI, że prawa do tej formuły są w ich posiadaniu i z uwagi na brak konkretnych pomysłów na rozwój żużla pod postacią DPŚ, stopniowe zwężenie się rywalizacji w tym czempionacie i wreszcie problemy z ewentualnym zarobkiem za sprzedaż licencji na organizację turniejów, stworzono nowy projekt. Mimo zapowiedzi pewnych zmian nikt nie wyobrażał sobie jednak, by doszło do powtórki z 1994 roku tj. aby ściganie w formie czwórmeczu zostało całkowicie zastąpione przez pary.
Zerwanie z tradycją i zagmatwane zasady
Sama nazwa Speedway of Nations - jak przyznał Krzysztof Cegielski - kojarzy się bardziej z rugby niż żużlem i na pierwszy rzut oka wydaje się zmianą dla samej zmiany, czyli zabiegiem czysto marketingowym. Tymczasem ponad dwie dekady temu przy reorganizacji zespołowego ścigania pozostawiono nazwę DMŚ, co było naturalnym przedłużeniem tradycji mistrzostw mających swój początek w 1960 roku. Teraz postanowiono zerwać nie tylko z DMŚ, ale też nawet DPŚ, który mimo swoich kilku "unowocześnień" był kontynuacją kategorii silnie przywiązanej do jazdy w czwórmeczach.
O tym, że światowe władze lubią komplikować sobie życie, świadczą niektóre zasady, które będą obowiązywały w SON, w którym na starcie stanie 15 drużyn, czyli raptem o trzy więcej aniżeli było to w poprzedniej formule. Nowością jest dwudniowy finał, w którym i tak o tytule będzie decydował ostatni bieg dnia drugiego. Oznacza to, że punkty zdobywane wcześniej nie będą miały decydującego znaczenia, jak mogłoby się początkowo wydawać. Dochodzi do tego niezrozumiały wymóg, by rezerwowym dla każdej pary był zawodnik, którego wiek nie przekracza 21 lat.
Juniorzy mają wiele swoich turniejów, w których mogą wykazać się umiejętnościami, dlatego eliminowanie kolejnego zawodnika będącego seniorem, czyli de facto mającego w prawie każdej drużynie większe szanse na powołanie do składu niż młodzieżowiec, to decyzja co najmniej dziwna i mogąca mieć wpływ na obniżenie poziomu zawodów. Przed laty BSI nie kwapiło się jednak, by do składów dołożyć rezerwowych, a gdy już to zrobiono, mógł być nim nie kto inny, jak... zawodnik, którego wiek nie przekracza 21 lat.