W tym artykule dowiesz się o:
Janusz Kołodziej - najwybitniejszy wychowanek w historii
W minionej dekadzie maczał palce przy wszystkich krążkach DMP dla macierzystego klubu. Do złota w 2012 roku dorzucił też trzy brązy (2013, 2014, 2015). Żywa legenda i cudowne dziecko nie tylko tarnowskiego żużla, ale i całego sportu w regionie. Dla miejscowych kibiców ktoś więcej niż zawodnik. Ci najchętniej postawiliby mu już pomnik. Na polskim podwórku zawodnik bezcenny.
Jest absolutnym hegemonem owalu, na którym się wychował, Jaskółcze Gniazdo nie kryje przed nim żadnych tajemnic. Fani mają nadzieję, że być może na zakończenie kariery król jeszcze wróci na stare śmieci.
Po degradacji w 2016 roku pożegnał się z klubem w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Już po fakcie działacze zarzucili mu m.in., że przez cały sezon nie wywiązywał się należycie z roli kapitana zespołu. Zdania na ten temat były jednak podzielone. Inna sprawa, że żużlowiec i prezes Łukasz Sady od zawsze nie mieli ze sobą po drodze.
CZYTAJ TAKŻE: Maciej Janowski i jego niewiedza
Greg Hancock - ciągnął wózek załadowany młodzieżą
Jeden z najważniejszych żołnierzy Marka Cieślaka. Unia sprowadzając go za każdym razem wstrzeliwała się w idealny moment. Bez Amerykanina nie byłoby tytułu w sezonie 2012 i trzeciego stopnia podium w 2014 roku. W ogóle druga przygoda w Tarnowie była dla Hancocka jednym wielkim pasmem sukcesów naznaczonym cyfrą jeden. Pierwszą średnią w lidze okrasił trzecim z finalnie czterech indywidualnych mistrzostw świata. Warto zwrócić uwagę, że w złotym sezonie Unia dysponowała wyjątkowo młodym składem. Gdyby Hancock dobrze się postarał, z wyjątkiem Kołodzieja mógłby być ojcem dla pozostałej części ekipy (Madsen, Vaculik, Janowski, Gomólski, Jamróg).
50-latek, który od niedawna przebywa na zasłużonej emeryturze mógł popisać się w barwach Jaskółek stuprocentową skutecznością. Unia szła sześć lat temu przez fazę zasadniczą, jak burza. W najważniejszej części sezonu dopadła ją jednak plaga kontuzji. W tym Hancocka. Zamiast złota skończyło się niedosytem. Brąz odebrano wówczas, jak porażkę. Lokalne środowisko miało żal do Grega, że ten w końcówce rozgrywek lecząc uraz skupił się nie na drużynie, lecz laurach w cyklu Grand Prix.
CZYTAJ TAKŻE: Ksiądz - żużlowiec od zadań specjalnych
Martin Vaculik - medalowe żniwa i serce w Tarnowie
Gdyby przeprowadzić sondę kogo najchętniej sympatycy Jaskółek ujrzeliby ponownie w biało-niebieskim kewlarze, na pierwszym miejscu wyskoczyło by nazwisko Kołodzieja, ale tuż zanim znalazłby się Słowak. Vaculik zaskarbił sobie ogromny szacunek tarnowskiej widowni tym, jak mocno utożsamiał się z lokalnym środowiskiem. Widać było gołym okiem, że Tarnów traktuje na specjalnych zasadach.
Szczególnym sentymentem darzy Unię do tej pory, o czym podkreśla na każdym kroku. Trudno się temu dziwić, skoro spędził w Małopolsce sześć lat z rzędu (2010-2015). Obok Janusza jest jedynym zawodnikiem, który posiada wkład we wszystkie medale ostatniego dziesięciolecia.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Jason Crump
Jakub Jamróg - cichy bohater finału
Nie dostał od losu tyle talentu co jego starszy starszy, wybitny kolega z formacji krajowej, ale uporem w dążeniu do celu i ciężką pracą doszedł na swój żużlowy Olimp. 2012 rok zapamięta do końca życia. Zaczynał jako trzeci młodzieżowiec w talii Cieślaka, a kończył w podstawowym składzie, na pozycji seniora w parze z Hancockiem. W finale przeciwko Stali w fantastycznym stylu zwyciężył pierwsze dwa swoje biegi i słusznie okrzyknięto go cichym bohaterem zawodów.
W kolejnym roku tuż po starcie ligi oddano go bez żalu. Jamróg poszedł na wypożyczenie do Orła Łódź. W domu ominęły go medalowe żniwa, ale cierpliwość wynagrodziła mu parę lat poza Tarnowem. Nastąpiła nieoczekiwana zamiana. Kiedy Unia pogłębia się marazmie, klepie biedę i jest na równi pochyłej Kuba z powodzeniem występuje w PGE Ekstralidze.
Jamroga z Kołodziejem łączy natomiast jedna rzecz. W Unii przeżyli dosłownie wszystkie stany emocjonalne. Od euforii po zdobyciu DMP, poprzez gorycz spadku, który silnie przeżył i radość po awansie. Bardzo związany z rodzinnym miastem. Za Unię dałby się pokroić.
Artiom Łaguta - Rosjanin z odzysku strzałem w dziesiątkę Cieślaka
Nie ukrywamy, że w tym przypadku mieliśmy niemałych rozmiarów dylemat. Ze względu na progres wyników i zaskoczenie in plus postawiliśmy jednak umieścić w zestawieniu Rosjanina, a nie Leona Madsena, który cieszył się choćby z DMP 2012 i w sumie zakotwiczył w Tarnowie na pięć lat. Schemat był jednak klarowny. Wybieraliśmy pięciu seniorów i dwóch juniorów według obowiązujących przepisów, bez uwzględniania rezerwowego pod numerem osiem.
Młodszy z rodzeństwa był kompletnie rozbity psychicznie po fatalnym sezonie 2012 w Polonii Bydgoszcz, gdzie jeździł słabo i był odstawiany na bok. Dzięki Markowi Cieślakowi dostał drugie sportowe życie. Trener doskonale wiedział co robi, wyciągając do niego pomocną dłoń, obdarowując sporym kredytem zaufania i korzystnym numerem na kewlarze. Z KSM-owej zapchajdziury Artiom wyrósł na lidera z prawdziwego zdarzenia. Kiedy złapał odpowiednie ustawienia, w Tarnowie praktycznie był nie do złapania.
Za ten transferowy strzał w dziesiątkę i wskrzeszenie Rosjanina Cieślakowi przypomniano, że niegdyś nazywano go Midasem. Umiał stworzyć coś z niczego. Łaguta wywiózł z Tarnowa po dwóch latach dwa brązowe krążki i zmianę zawodniczego statusu. Z omijanego szerokim łukiem żużlowca błyskawicznie stał się obiektem pożądania dla większości ekstraligowych prezesów.
Maciej Janowski - udźwignął ciężar oczekiwań
Ogromny talent. Wykupiony przed kampanią sezonu 2012 z Betard Sparty Wrocław za ciężkie pieniądze Grupy Azoty w najważniejszym momencie kariery. Dwuletnia przeprowadzka do mistrzowskiego dream teamu przypadła wiekowo na jego ostatni rok w gronie juniorów i pierwszy seniorów.
Zarówno indywidualnie, jak i drużynowo wywiązał się ze swojego zadania perfekcyjnie. Zanotował piętnastą i dwudziestą pierwszą średnią w PGE Ekstralidze. Za jego kadencji w Tarnowie Unia sięgnęła po złoto i brąz, a głównie z myślą o trofeach był ściągany. Gdy zespół wygrywał ligę, on pod numerem młodzieżowca zrobił różnicę.
Kacper Gomólski- najlepszy okres w Tarnowie
Wychowanek Startu Gniezno solidnie wsparł formację młodzieżową będąc znakomitym uzupełnieniem dla Janowskiego. W złotym roku Unia dysponowała najlepszą parą juniorów w PGE Ekstralidze. Przed drugim biegiem można było w ciemno wpisywać do programu wygraną 5-1, co świetnie ustawiało zespół na dalszą część spotkania.
Ale przed tym, jak odpalił chwilę mu zajęło zanim połapał kąty na specyficznym tarnowskim obiekcie. W następnych dwóch brązowych sezonach przejął pałeczkę dowódcy wśród zawodników do lat 21. W mieście generała Bema rozwinął skrzydła i należał w tej kategorii do światowej czołówki. Brąz IMŚJ - 2013 i srebro IMŚJ - 2014 są tego najkonkretniejszym dowodem.