W tym artykule dowiesz się o:
Podium we Wrocławiu
Bartosz Zmarzlik w dwóch pierwszych turniejach inaugurujących tegoroczny cykl Grand Prix miał sporo problemów. Szczególnie w piątkowych zawodach nie mógł znaleźć właściwych ustawień, zajmując ostatecznie 6. miejsce. Następnego dnia początek ponownie nie należał do najlepszych. W końcu jednak nastąpiło przebudzenie i mistrzowi udało się wywalczyć miejsce na podium. Był to wyraźny sygnał, że mimo delikatnych kłopotów ciągle jest w grze o najwyższe cele!
Zwycięstwo w Gorzowie
W 3. rundzie Grand Prix, Zmarzlik jasno dał do zrozumienia, że ciągle jest piekielnie szybki. Na swoim domowym torze właściwie fruwał, w wielkim stylu zwyciężając w pierwszym turnieju w Gorzowie. Reprezentant Polski wygrał wtedy 6 z 7 biegów, jednak w finale ciężkie warunki postawił mu Jason Doyle. Na ostatnim łuku Australijczyk wjechał przed reprezentanta Polski, ten jednak zdołał odpowiedzieć mu przed samą linią mety, wprawiając w euforię tysiące kibiców!
ZOBACZ WIDEO Kołodziejowi trudno dopuścić myśl, że mógłby zmienić klub. Dworakowski jak leszczyński tata
Dublet w Pradze i wspaniała pogoń za Woffindenem
Praga nie była miejscem, które Polak mógł miło wspominać. Aż do tego roku. W tym sezonie na praskiej Markecie król był tylko jeden. Był nim oczywiście Bartosz Zmarzlik, który wygrał oba tegoroczne turnieje w stolicy Czech. Na szczególną uwagę zasługuje finał z udziałem mistrza i Taia Woffindena.
Reprezentant Polski świetnie wyszedł ze startu, jednak na wyjściu z pierwszego łuku minął go Brytyjczyk. Przez ponad trzy okrążenia Zmarzlik podążał za nim niczym cień, wyczekując właściwego momentu na atak. Na ten przyszedł czas w trakcie ostatniego "kółka", dzięki czemu Polak znów stanął na najwyższym stopniu podium.
Mistrz przekazał dobrą nowinę
Po zdobyciu Pragi, Zmarzlik niezwykle szczęśliwy stanął przed kamerami i przekazał światu dobrą nowinę. Mistrz świata już wkrótce zostanie ojcem. - Czułem, że nie jestem sam w tym finale, bo Zmarzlik team się wkrótce powiększy - ogłosił wtedy przed kamerami Canal+.
Problemy w Toruniu i ogromna presja
Podczas piątkowej rywalizacji w Toruniu, Bartosz Zmarzlik sprawiał wrażenie nieco pogubionego. Najpierw nieprzyjemny upadek i wykluczenie, następnie dwa biegi bez błysku. Przed ostatnią serią startów miał na swoim koncie tylko 6 punktów i aby awansować do półfinału musiał po prostu wygrać. Zadanie do łatwych nie należało.
Ogromna presja i bardzo ciężcy rywale: Jason Doyle, Leon Madsen i Fredrik Lindgren. Mistrz obudził się jednak we właściwym momencie. Zwyciężył, awansując tym samym do dalszej fazy zawodów. Był to niezwykle istotny moment, bowiem jeden punkt mniej oznaczałby dla niego koniec turnieju już po fazie zasadniczej. Ostatecznie udało się mu zająć niezłe 4. miejsce i utrzymać przewagę w klasyfikacji generalnej.
Półfinał, w którym zapewnił sobie tytuł
Drugi turniej także nie wyglądał idealnie w wykonaniu Zmarzlika. Tym razem nie musieliśmy jednak drżeć o półfinał. Wszystko ułożyło się jak w dobrym filmie. Decydujące momenty w walce o złoto, a w 21. biegu przed taśmą stanęło trzech, bezpośrednio walczących o tytuł żużlowców. Na dokładkę groźny Leon Madsen.
Reprezentant Polski wiedział, że awans do finału zapewni mu mistrzostwo. Ze startu znakomicie wyszedł Fredrik Lindgren, natomiast Zmarzlik musiał bronić się przed Duńczykiem. Podobnie jak rok temu, marzyliśmy tylko o tym, aby Polak spokojnie dojechał do mety. I dojechał, zapewniając sobie drugi z rzędu tytuł Indywidualnego Mistrza Świata na żużlu. Na stadionie zapanowała ogromna radość, a mistrz przeszedł do historii czarnego sportu!
Piękne zakończenie, czyli zwycięstwo w Toruniu
Emocje po przypieczętowaniu zdobycia złota powoli opadały, wtedy jednak Zmarzlik znów pokazał, dlaczego jest najlepszym żużlowcem świata. Polak w finale popisał się pięknym atakiem i wyszedł na prowadzenie, którego nie oddał już do samego końca. Tym samym stanął tego dnia na najwyższym stopniu podium dwukrotnie, w znakomitym stylu zamykając rozdział pt. "Grand Prix 2020".