Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VI

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Sezon 1998/99 z powodu lokautu ruszył dopiero na początku lutego, a "Black Mamba" wreszcie stał się startowym graczem Jeziorowców. Swojego nastawionego na indywidualizm stylu nie zmienił jednak ani o jotę. - To typ zawodnika, który w każdych kolejnych rozgrywkach musi uczyć się na tych samych błędach - mówił Shaquille O'Neal. Pomiędzy rzucającym obrońcą a środkowym wielokrotnie wrzało, a podczas jednego z treningów "Shaq" nie wytrzymał i walnął młodszego kolegę prosto w twarz. Niezdrowa atmosfera nie sprzyja wygrywaniu tytułów. Po dwunastu meczach sezonu zasadniczego Del Harris stracił posadę głównego trenera, a na jego miejsce wskoczył Kurt Rambis. Team z Los Angeles zakończył zmagania z bilansem 31-19, dającym czwarte miejsce na Zachodzie. Kobe tymczasem znów zanotował progres, dostarczając 19,9 punktu, 5,3 zbiórki, 3,8 asysty oraz 1,4 przechwytu. Co najważniejsze, we wszystkich spotkaniach wybiegał na boisko w pierwszej piątce, grając średnio przez niemal 38 minut.

Szamotanina z O'Nealem nie stanowiła dla Bryanta swego rodzaju uwolnienia złej energii oraz oczyszczenia umysłu. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej, a "Black Mamba" nadal izolował się od reszty zespołu, od czasu do czasu spotykając się tylko z Derekiem Fischerem lub Travisem Knightem. Ten pierwszy również nie był duszą towarzystwa i bardziej skupiał się na modlitwie oraz czytaniu biblii niż na imprezowaniu. Potrafił jednak żyć w zgodzie z kumplami, biorąc udział w drużynowych obiadach i rezygnując przy tym z wyjść do klubu. Kobemu nie mieściło się to w głowie. - On nawet w szkole średniej nie był typem gościa, z którym dało się wyskoczyć na miasto - opowiada Cuttino Mobley, znany koszykarz pochodzący z Filadelfii. - Cenił sobie prywatność i wydaja mi się, że innym ciężko to było zrozumieć. A jeśli czegoś się nie rozumie, to zazwyczaj się tego nie lubi.

"Czarna Mamba" nie praktykował imprezowania z kolegami z drużyny nie dlatego, że uważał ich za gorszych od siebie. Młodzieniec po prostu starał skupiać się tylko i wyłącznie na grze. Nie chciał być również postrzegany jako typowy gracz NBA, który wchodząc do klubu nocnego otoczony jest kumplami z dzielnicy oraz wianuszkiem dziewczyn. - Nie zamierzam wpaść w takie kłopoty jak Mike Tyson - zwykł mawiać. Życie uczy jednak, że nie wolno przesadzać ani w jedną, ani w drugą stronę. Izolowanie się Kobego od zespołu może i pomagało mu skupiać się na indywidualnych zdobyczach, ale mistrzostwa ligi nie da się wywalczyć w pojedynkę. W dwóch poprzednich kampaniach Lakersi kończyli swoją przygodę z play-off's na późniejszych finalistach ligi, Utah Jazz, doznając przy tym dość bolesnych porażek. W sezonie 1998/99 sytuacja w pewnym sensie się powtórzyła, gdyż Jeziorowcy w półfinale Konferencji Zachodniej musieli uznać wyższość późniejszych czempionów, San Antonio Spurs, ulegając im aż 0-4.

Stwierdzenie, że nie samą koszykówką człowiek żyje, to w przypadku Kobego Bryanta spore nadużycie. "Black Mamba" przez cztery lata spotykał się z Jocelyn Ebron, a ślepo zakochana dziewczyna na każdym kroku doświadczała tego, że to nie ona jest najważniejsza dla swojego chłopaka. Z tego powodu niemal każda randka kończyła się na tym, czego chciał Kobe, czyli na oglądaniu kaset wideo z popisami Michaela Jordana oraz "Magica" Johnsona. - W kółko chciał to oglądać - opowiada. - Wtedy nie przeszkadzało mi to, bo pragnęłam po prostu wspólnie spędzać z nim czas. Patrząc jednak z dzisiejszej perspektywy, był to z jego strony czysty egoizm.

Podczas nielicznych chwil, w których Kobe nie myślał o baskecie, wyobrażał sobie siebie jako gwiazdę rapu. Będąc zawodnikiem Lakersów nadal należał do grupy CHEIZAW, którą oprócz niego tworzyli wówczas: Broady Boy, Anthony Bannister, Russell Howard, Akia Stone oraz Sai Bey. Tuż przed podpisaniem umowy z firmą Sony ze składu odszedł Jester, któremu nie podobały się warunki kontraktu. Wielkiemu wydawcy prawdopodobnie nie zależało jednak na wypromowaniu CHEIZAW, a zarobieniu grubej kasy na znanym sportowcu, jakim bez dwóch zdań był już wtedy Kobe. Specjaliści od marketingu wiedzieli też co robią, kiedy nagle głos "Black Mamby" pojawił się w utworze "3 X’s Dope" na albumie "Respect", należącym do dyskografii... Shaquille'a O'Neala. - Wiesz, co jest najzabawniejsze? On brzmiał naprawdę zarąbiście - wspomina z rozbawieniem współpracująca z "Shaqiem" raperka Sonja Blade. - W porównaniu do dzisiejszych MC's wręcz fenomenalnie, totalny underground. W ogóle nie miało się wrażenia, że to Kobe Bryant. Gdybym przesłuchała jego fragment i nie wiedziała, kto go wykonuje, to chciałabym więcej. Dziś już nikt tak nie rapuje. Przez te wszystkie lata nie słyszałam, żeby ktokolwiek nabijał się z tamtego wykonania, bo było naprawdę dobre.

Sony zawsze było twardym graczem na rynku muzycznym. Projekt potencjalnego albumu CHEIZAW najpierw przekształcił się w płytę grupy z gościnnym występem Kobego Bryanta, a następnie w... solowe dzieło koszykarza Los Angeles Lakers. Gdy jednak wydawca zaczął naciskać na zmianę stylu z surowego rapu na bardziej popowy, wtedy założyciel CHEIZAW, Anthony Bannister, powiedział "pas". Zanim na dobre wrócił do Filadelfii, w listopadzie 1999 roku spotkał się jeszcze z "Black Mambą" w Santa Monica. Panowie zjedli wspólnie śniadanie, po czym udali się na zakupy. W sklepie Kobe pokazał przyjacielowi okładkę jednego z kolorowych pism, na której widniał Will Smith. Stwierdził przy tym, że chciałby podążać jego drogą. Anthony'emu nie spodobały się te słowa. Próbował uzmysłowić przyjacielowi, żeby nie zdradzał ideałów, lecz jego starania okazały się daremne.
Mniej więcej w tym samym czasie Bryant poznał szesnastoletnią Vanessę Laine - aspirującą modelkę, która występowała wówczas jako tancerka w jednym z teledysków Snoop Dogga. Dziewczyna od razu wpadła w oko młodemu koszykarzowi Lakersów, a ten również jej się spodobał. Niedługo później Kobe zaczął regularnie podjeżdżać swoim czarnym mercedesem pod liceum, w którym uczyła się jego nowa sympatia. Mieszkała ze swoim przybranym dziadkiem, więc miała sporo swobody i nie musiała przejmować się głosami osób nieprzychylnie patrzących na jej relację z o pięć lat starszym facetem. Sielanka trwała jednak do momentu, w którym o romansie dowiedziały media. Niedługo później nad Marina High w Huntington Beach zaczęły latać helikoptery, z których paparazzi próbowali robić parze zdjęcia. Sytuacja stała się na tyle uciążliwa, że w końcu władze liceum zakazały Bryantowi zbliżania się do kampusu oraz towarzyszenia Vanessie podczas szkolnych uroczystości.

Koniec części szóstej. Kolejna już w najbliższy poniedziałek.

Bibliografia: Los Angeles Times, New York Times, Newsweek, Slam Magazine, Sports Illustrated, grantland.com, nba.com, basketball-reference.com.

Poprzednie części:
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. I
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. II
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. III
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. IV
Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. V

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×