Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. IX

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA /  / Na zdjęciu: Kobe Bryant
PAP/EPA / / Na zdjęciu: Kobe Bryant
zdjęcie autora artykułu

Po wywalczeniu three-peat atmosfera w teamie Jeziorowców stawała się coraz gorsza, a Kobe Bryant popadł w problemy osobiste i nie potrafił poświęcić swego ego dla dobra drużyny.

W tym artykule dowiesz się o:

Kampanię 2002/03 "Black Mamba" zakończył w pierwszej piątce NBA i pierwszym zespole obrońców oraz wziął udział w swoim piątym w karierze Meczu Gwiazd. Dostarczał zespołowi średnio 30 punktów, 6,9 zbiórki, 5,9 asysty i 2,2 przechwytu, lecz Los Angeles Lakers w sezonie zasadniczym wygrali zaledwie 50 z 82 gier, a w play-off's dotarli tylko do półfinału konferencji, gdzie ulegli 2-4 późniejszemu mistrzowi, czyli San Antonio Spurs z Timem Duncanem oraz Davidem Robinsonem na pokładzie. Ekipa pod wodzą Phila Jacksona tak naprawdę miała dwóch liderów, ale ani Kobe, ani "Shaq" w głębi duszy nie byli w stanie zaakceptować takiego stanu rzeczy. Ten drugi nawet otwarcie wypowiadał się, iż to on jest mózgiem drużyny.

- To nie ma znaczenia, do kogo tak naprawdę należy ten zespół - twierdził ironicznie Bryant przed dziennikarzami. - Nikogo to nie obchodzi. Ale OK, to jego team, więc niech on wreszcie zacznie się zachowywać jak na lidera przystało. Koniec z przybywaniem na obóz przygotowawczy w opłakanym stanie fizycznym, kiedy twój zespół liczy na ciebie zarówno na parkiecie, jak i poza nim. Koniec również z obwinianiem innych za swoje porażki oraz pracowników klubu za bagatelizowanie twoich kontuzji i w efekcie tego niemożność zatuszowania swoich zaniedbań kondycyjnych. Miano lidera oznacza też, że jest się z teamem nie tylko wtedy, gdy wygrywa. Ciężar porażki trzeba potrafić unieść tak samo jak mistrzowskie trofeum. Lider nie prosi również o przedłużenie umowy i nie negocjuje w mediach ponad trzydziestomilionowego kontraktu, kiedy w teamie jest oprócz niego dwóch przyszłych członków Koszykarskiej Galerii Sław grających niemal za darmo. Mając obok siebie takich zawodników jak Karl Malone, Gary Payton czy Kobe Bryant lider nie może również żądać, żeby każdą piłkę kierować do niego i grozić, że w przeciwnym razie nie będzie pracował w defensywie i na tablicach.

Nikomu nie trzeba uzmysławiać, że "Czarna Mamba" był zawodnikiem o specyficznym charakterze, lecz jego spór z "Shaqiem" miał różne oblicza i ciężko stanąć po stronie któregokolwiek z nich. Gracze ci zdobyli wspólnie aż trzy mistrzowskie pierścienie, dlatego prawdopodobnie obaj w wielu punktach mieli rację i racji tej nie mieli. Różnica zdań przez trzy kampanie napędzała ich do wielkich sukcesów, ale w pewnym momencie coś pękło. Zanim jednak nastały rozgrywki 2003/04, to w życiu Kobego Bryanta nastąpiło prawdziwe trzęsienie ziemi. Na początku lipca 2003 roku słynny koszykarz został bowiem aresztowany w Eagle w stanie Kolorado i oskarżony o gwałt na dziewiętnastoletniej pracownicy hotelu The Lodge and Spa at Cordillera, gdzie przygotowywał się do czekającej go operacji kolana pod okiem doktora Richarda Steadmana. Po wpłaceniu kaucji w wysokości dwudziestu pięciu tysięcy dolarów sportowiec został momentalnie zwolniony, ale zawisło nad nim widmo poważnego wyroku.

18 lipca 2003 roku, gdy cała sprawa wyszła już na jaw, Kobe zwołał konferencję prasową, na której przyznał, iż zdradził z Katelyn Faber swoją żonę, która zaledwie pół roku wcześniej urodziła mu córkę. Twierdził jednak, że stało się to za zgodą pracownicy hotelu. - Nie zmusiłem jej do zrobienia czegokolwiek wbrew jej woli. Jestem niewinny. Siedzę tu teraz przed tłumem ludzi i jestem na siebie wściekły z powodu tego, że dopuściłem się zdrady. Kocham swoją żonę z całego serca - mówił ze łzami w oczach i Vanessą u boku. Tymczasem dziewczyna oskarżająca Bryanta oglądała tamto wystąpienie z wielkim zdumieniem: - Nie mogłam uwierzyć w to, że ona tam siedziała i w ogóle nie przejmowała się tym, że mąż ją zdradził.

ZOBACZ WIDEO Tak kibicowaliśmy Biało-Czerwonym. "To był nieprawdopodobny szok, wszyscy zamarliśmy"

Cofnijmy się jednak do 30 czerwca 2003 roku, kiedy cała sprawa miała swój początek. Wtedy właśnie Bryant przybył do The Lodge and Spa at Cordillera, gdzie przywitała go młoda konsjerżka, która momentalnie wpadła mu w oko. Gdy dziewczyna odprowadziła Kobego i jego ochronę do apartamentów, koszykarz wziął ją na bok i poprosił, żeby pokazała mu cały obiekt. Ta się zgodziła, poflirtowali trochę, a po wszystkim sportowiec zaprosił Katelyn do swojego pokoju. Zaledwie pięć minut później rozczochrana i zrozpaczona dziewiętnastolatka wybiegła z pomieszczenia. Jej bielizna była zakrwawiona, podobnie jak koszulka Bryanta. Młoda kobieta opowiedziała o zajściu swojemu przyjacielowi, boyowi hotelowemu, który odprowadził ją do domu, a następnie wrócił do siebie i zdał relację ojcu. Następnego dnia Faber powiadomiła o sprawie matkę i zgłosiła się na policję.

Gdy znany sportowiec zostaje oskarżony o przestępstwo na tle seksualnym, to zazwyczaj od razu odzywa się grono jego obrońców, próbujących szukać dziury w całym. Nie minęło kilka dni, a w prasie zaczęły pojawiać się artykuły mające na celu podważenie wiarygodności domniemanej ofiary. Pisano o tym, że panna Faber miała za sobą dwie próby samobójcze, pobyt w szpitalu psychiatrycznym oraz nieudany występ w talent show "Idol", co miało budzić dość poważne wątpliwości odnośnie jej prawdomówności. Najzwyczajniej w świecie namalowano obraz niestabilnej emocjonalnie nastolatki, która jest w stanie zrobić wszystko, żeby zaistnieć.

Wstępna rozprawa odbyła się w październiku 2003 roku i miała na celu rozstrzygnięcie czy zasadnym będzie wszczęcie procesu przeciwko Bryantowi. Wtedy do akcji wkroczyła adwokat Kobego - Pamela Mackey. Kobieta postanowiła zrobić wszystko, żeby zniszczyć reputację potencjalnej ofiary i zaczęła kwestionować wyniki obdukcji Katelyn Faber w oparciu o jej bogatą przeszłość seksualną. Co ważne, taktyka ta dawała jej przewagę w starciu z dowodami posiadanymi przez prokuratora Gregga Crittendena oraz szeryfa Douga Wintersa. - Gdy Bryant zaczął ją obmacywać, kobieta próbowała uciekać, lecz sportowiec zagrodził jej drogę i chwycił za szyję - Winters przywołuje zeznania domniemanej ofiary. - Bała się, że ją udusi. Powiedziała też, że następnie ją obrócił, pchnął w kierunku krzesła i zgwałcił. Dwa razy ze łzami w oczach prosiła, żeby tego nie robił, ale on to zignorował. Pięć minut później było już po wszystkim i kazał jej posprzątać.

Prawdopodobnie już nigdy nie dowiemy się, co dokładnie wydarzyło się w pokoju numer "35", gdyż relacje obu stron drastycznie się różniły, a Bryant i Faber zawarli w końcu porozumienie, którego treść nie została podana do publicznej wiadomości. Spekuluje się, że rzucający obrońca Los Angeles Lakers musiał wyłożyć na stół ponad dwa i pół miliona dolarów. - Na początku chciałbym serdecznie przeprosić tę młodą kobietę za ten incydent - oznajmił "Black Mamba" jeszcze zanim ruszył przeciwko niemu proces cywilny. - Przepraszam ją za moje zachowanie tamtej nocy i za wszelkie konsekwencje, które się z tym wiązały. Miniony rok był dla mnie bardzo ciężki, ale nawet nie wyobrażam sobie przez co ona musiała przejść. Pragnę również przeprosić jej rodziców i przyjaciół, a także moją rodzinę, przyjaciół oraz wszystkich mieszkańców Eagle. Naprawdę wierzyłem, że to zajście między nami było za obopólną zgodą, lecz teraz wiem, iż ona widziała tę sprawę inaczej. Słuchając jej adwokata i zeznań zrozumiałem jej punkt widzenia.

Ostateczne porozumienie pomiędzy Kobem Bryantem a Katelyn Faber zostało osiągnięte dopiero w marcu 2005 roku, a w międzyczasie na parkietach NBA miały miejsce rozgrywki 2003/04, w których Jeziorowcy najpierw osiągnęli bilans 56-26, a następnie dotarli do wielkiego finału ligi, eliminując w play-off's kolejno Houston Rockets, San Antonio Spurs oraz Minnesotę Timberwolves. W wielkim finale przeciwko Detroit Pistons podopieczni Phila Jacksona nie mieli jednak zbyt wiele do powiedzenia, przegrywając aż 1-4. Dla "Black Mamby" seria przeciwko Tłokom miała dodatkowy smaczek, gdyż rywali do triumfu poprowadził jego wielki przyjaciel oraz oponent z dzieciństwa - Richard "Rip" Hamilton.

Gdyby "Shaq" i Kobe potrafili się dogadać, Lakersi mieliby zdecydowanie większe szanse na czwarty tytuł w ciągu pięciu lat. Kiedy jednak Kobe został oskarżony o gwałt, to O'Neal nie potrafił współczuć koledze, czemu w sumie trudno się dziwić. W końcu doszło do sytuacji, w której klubowe władze nakazały zawodnikom powstrzymać się od sporów na forum publicznym, w efekcie czego rosły środkowy zaczął pomijać Bryanta we wszelkich swoich wypowiedziach. Po porażce z Detroit Pistons "Shaq" ostatecznie spasował i poprosił o wymianę do innego klubu. - Jeśli pędząc Chevroletem Corvette zbliżasz się do betonowej ściany, to masz świadomość, co się wydarzy po uderzeniu - mówił. - W zaistniałej sytuacji on jest tym Chevroletem, a ja ścianą.

Koniec pewnej epoki w dziejach Los Angeles Lakers stał się faktem, którego tak naprawdę chyba nie dało się uniknąć. - Kiedy w zespole jest dwóch zawodników o tak silnym ego i pragnących zawsze być na czele, to w końcu musi dojść pomiędzy nimi do sprzeczki. Zresztą tak się dzieje w każdej dziedzinie życia, kiedy gra toczy się o wisienkę na torcie - zauważa Horace Grant, wówczas rezerwowy center Jeziorowców. Konflikt z udziałem liderów zespołu mocno dawał się również we znaki "Zen Masterowi", który musiał zapanować nad dwoma wielkimi graczami o charakterach różnych od siebie niczym ogień i woda. - "Shaq" może powiedzieć: "Nie chcę tego robić, nie podoba mi się to", ale zawsze mnie słucha. Kobe natomiast mówi "OK, nie ma problemu", a następnie robi wszystko po swojemu - opowiada Jackson.

Po sezonie 2003/04 z Jeziorowcami pożegnał się nie tylko Shaquille O'Neal. W kolejnej kampanii w składzie teamu z "Miasta Aniołów" próżno było szukać także Dereka Fischera, Ricka Foxa, Horace'a Granta, Karla Malone czy Gary'ego Paytona, a ze stanowiska głównego coacha ustąpił Phil Jackson. Ten ostatni otwarcie przyznał, że głównym powodem jego decyzji była niesubordynacja "Black Mamby". - W tym roku wielokrotnie czułem się tak, jakby pomiędzy nami toczyła się jakaś wojna psychologiczna. O dziwo w pewnym momencie doszliśmy do konsensusu, który pozwolił nam konkurować o tytuł - wspominał "Zen Master". Frustracja Jacksona osiągnęła punkt kulminacyjny w styczniu 2004 roku, kiedy to zakomunikował generalnemu menadżerowi Mitchowi Kupchakowi, że zrezygnuje z posady, jeśli w przyszłym sezonie Kobe nadal będzie zawodnikiem Lakersów. Właściciel zespołu, Jerry Buss, miał tymczasem trochę inną wizję budowy składu, więc w LA został Bryant, a Jackson i O'Neal postanowili szukać innych wyzwań.

Reputacja Kobego Bryanta jako dobrego męża i ojca została brutalnie zniszczona, a sezon 2004/05 zapamiętany zostanie również jako wielki upadek Los Angeles Lakers. Ze średnimi na poziomie 27,6 "oczka", 5,9 zbiórki, 6 asyst oraz 1,3 przechwytu "Czarna Mamba" był zawodnikiem na poziomie All-Star i trzeciej piątki NBA, lecz jego zespół zanotował potworny regres, kończąc kampanię zasadniczą z bilansem 34-48. Jeziorowców prowadziło przez ten czas dwóch szkoleniowców, Rudy Tomjanovich i Frank Hamblen, a zespół znalazł się poza fazą play-off i kierownictwo musiało podjąć radykalne kroki w celu odbudowy dawnej potęgi. Podobno dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, ale od każdej reguły są wyjątki. Nowym coachem purpurowo-złotych został więc... Phil Jackson! Wprawdzie o momentalnym powrocie do czołówki nie mogło być mowy ze względu na potrzebę zbudowania składu, ale "Zen Master" nigdy nie potrzebował zbyt wiele czasu na zaprowadzenie swoich porządków.

- Myślałem, że to jedna z tych rzeczy, które nigdy się nie wydarzą. Ważne jest również to, iż czuję się w tej sytuacji bardzo komfortowo. Czuję wsparcie całej organizacji i o wiele większy komfort niż wtedy, gdy przychodziłem tu po raz pierwszy - mówił legendarny coach o swoim rychłym powrocie do "Miasta Aniołów". A co na to wszystko Kobe? - Czy dogadujemy się jak człowiek z człowiekiem? Nie, ale mamy dobre relacje na płaszczyźnie trener-zawodnik - twierdził. - Bez pomocy Phila nigdy nie zgłębiłbym psychologicznych aspektów koszykówki. Phil pokazał mi grę na zupełnie innym poziomie i dzięki niemu zrozumiałem te wszystkie zmiany tempa oraz inne niuanse. To wszystko dzięki niemu i jego asystentom. Powiedzieć, że on mnie ogranicza byłoby więc szaleństwem, ale też nie będziemy wspólnie jeść kolacji.

Koniec części dziewiątej. Kolejna już w najbliższy poniedziałek.

Bibliografia: Chicago Tribune, Los Angeles Times, Newsweek, Sports Illustrated, USA Today, nba.com, thinkprogress.org, basketball-reference.com.

Poprzednie części: Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. I Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. II Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. III Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. IV Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. V Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VI Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VII Kobe Bryant - w blasku purpury i złota cz. VIII

Źródło artykułu:
Komentarze (0)