Stanisław Marusarz. "Dziadek", co wyskoczył z objęć śmierci

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Pamiętnik z oblężonego miasta

Po ucieczce z Montelupich Marusarz wyemigrował na Węgry. Początkowo parał się pracą dorywczą, później pomagał przy budowie skoczni oraz jako Stanisław Przystalski szkolił tamtejszych skoczków i zjazdowców. Pomógł mu kolega ze skoczni Gyula Beloni.

Podczas oblężenia Budapesztu na dom jego przyjaciół spadł pocisk artyleryjski. - Dwa piętra runęły w dół, a mieszkanie znajdowało się na czwartym. Związaliśmy błyskawicznie kilka prześcieradeł i opuściliśmy się w dół, zabierając żywność, odzież i co cenniejsze rzeczy - mówił Marusarz. Zamieszkali w piwnicy, ale nie na długo. Po wysadzeniu mostu na Dunaju schronienie zalała woda. Grupa musiała więc wrócić na piętro.

Tydzień przed zakończeniem oblężenia jego znów życie wisiało na włosku. Młodzi sąsiedzi, którzy postrzelili z okna żołnierza Wermachtu, postanowili zwalić winę na "Polaka z sąsiedniej kamienicy". Marusarza pojmali trzej Niemcy. Kiedy prowadzili go na rozstrzelanie, nagle ziemia zadrżała. Nieopodal pocisk wysadził ogromne działo. Stanisław rzucił się do ucieczki i znów skoczył; tym razem do pobliskiej sutereny. Stamtąd wbiegł na parter, po czym spokojnie wyszedł na sąsiednią ulicę.

ZOBACZ WIDEO Małysz, Stoch, Kowalczyk i... Jan Paweł II. Niezwykła ekspozycja Wojciecha Fortuny

Dryf na krze

Marusarz najważniejsze skoki w życiu oddał podczas wojny, ale był przecież gwiazdą sportu. Dziewiętnaście razy zdobywał mistrzostwo Polski (jedenaście w skokach narciarskich, cztery w kombinacji, trzy w zjeździe), czterokrotnie startował na igrzyskach olimpijskich. Najwyższe miejsce - piąte - zajął na IO w Garmish-Partenkirchen. Podium przegrał o półtora metra, wyprzedzili go czterej Norwegowie.

A już pierwszy olimpijski wypad - do Lake Placid - mógł być dla niego ostatnim. Marusarz razem z kolegami z kadry zgubił się podczas treningu biegowego. Narciarze kluczyli przez cały dzień. W pewnym momencie znaleźli się na środku zamarzniętego jeziora, a lód zaczął pękać. Stanisław szedł na końcu i został sam na krze. Na szczęście była na tle duża, że zdołał dopłynąć do brzegu.

Natura była dla niego łaskawa. Kiedyś szusował po... lawinie. Był wówczas na Przełęczy Szpiglasowej - Nagle usłyszałem charakterystyczne, głuche zapadnięcie się śniegu pode mną. Spojrzałem w górę. Zwały śniegu ruszyły na mnie - mówił. Pędził po kotłującej się śnieżnej masie, omijając wyrastające spod ziemi kopce. Po kilkudziesięciu metrach lawina się zatrzymała, zostawiając go w śniegu po pas.

Oszukany

Marusarz pięć razy startował na mistrzostwach świata. W Chamonix (1937) miał pecha. Podczas biegu zjazdowego doznał urazu barku. W drodze do szpitala zemdlał z bólu. Kilka dni później stanął jednak na rozbiegu, choć rękę miał przywiązaną do tułowia. A za jego czasów - w erze narciarstwa archaicznego - skakano przecież z rozpostartymi ramionami. Mimo tego w pierwszej serii miał trzecią odległość, całe zawody kończąc na dwunastym miejscu.

Rok później do Lahti leciał już jako gwiazda. Na zawodach rozdawał autografy, otrzymywał listy z ofertami matrymonialnymi. Jeden z nich zawierał nawet spis włości potencjalnej małżonki.

W Finlandii Marusarz pokazał klasę. Dwa razy bił rekord skoczni, drugiego zawodnika wyprzedził w sumie o pięć i pół metra. Zdobył jednak srebro, bo notami za styl pokonał go Norweg Asbjorn Ruud. Werdykt wygwizdali nawet rodacy zwycięzcy.

Kilka lat wcześniej we znaki dał się Marusarzowi inny Norweg, Raidar Andersen. Obaj zawodnicy w Planicy walczyli o rekord świata. Rywalizacja toczyła się poza konkursem. Skoczkowie za każdym razem poprawiali swoje wyniki; na skoczni robiło się coraz chłodniej, dzięki czemu tory były coraz szybsze. Kiedy Polak wylądował na dziewięćdziesiątym siódmym metrze, wydawało się, że to koniec. Przeciwnik dołożył mu jednak kolejne dwa metry. To było ostatnie słowo.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×