Michał Bugno, WP SportoweFakty: Czas lecieć do Pakistanu i rozpocząć narciarską wyprawę na legendarnej górze K2. Są duże emocje?
Andrzej Bargiel: Są emocje, ale bardziej związane z przygotowaniami. Zdobycie finansowania na wyprawę to chyba dziesięć razy większy wyczyn niż samo wejście na K2. W Polsce ciągle są z tym duże problemy. A jeżeli chodzi o samą wyprawę, to wyzwanie faktycznie jest wielkie. Widziałem K2, kiedy byłem na znajdującym się w pobliżu Broad Peak i wydaje mi się, że da się stamtąd zjechać na nartach. Oczywiście, trzeba mieć sporo szczęścia do warunków i precyzyjnie wybierać momenty, w których można będzie działać.
Rosnące zainteresowanie mediów na pewno może w tym pomóc. Dwa tygodnie temu spotkaliśmy się na konferencji prasowej, po której było sporo wywiadów. Teraz spotykamy się na lotnisku tuż przed pana wylotem, a zainteresowanie mediów znów jest spore. Aż strach myśleć, co będzie się działo po powrocie, jeżeli uda się panu dokonać narciarskiego zjazdu z K2.
W tej chwili o tym nie myślę i w stu procentach koncentruję się na przygotowaniach do wyprawy. Sam nie szukam na siłę rozpoznawalności. Dla mnie kluczem jest to, żebym mógł realizować swoje górskie cele. Żeby tak było, wszystko musi spinać się biznesowo. Żeby inwestować pieniądze, potencjalni sponsorzy muszą widzieć w tym wartość. Spółki skarbu państwa rzadko angażują się w takie projekty. Poszukiwanie finansowania wiąże się z wielką walką i dużą pracą. Na szczęście na koniec udaje się znaleźć ludzi, którzy w to wierzą i widzą w tym wartość. Koniec końców wszyscy tworzymy nową historię.
Jak wyglądały pana przygotowania do wyprawy w ostatnich tygodniach?
Miałem okazję przygotowywać się we Francji w rejonie Chamonix i Mont Blanc, gdzie panują optymalne warunki śniegowe. Dzięki temu mogłem przedłużyć swóój sezon narciarski i sporo pojeździć na nartach. Bo przed wyprawą na K2 najważniejsze jest, żeby świetnie się czuć w trudnym terenie na eksponowanych zboczach. Biegałem na Mont Blanc, jeździłem na rowerze i wspinałem się. Myślę, że moje przygotowanie fizyczne przełoży się na działania górskie w Pakistanie.
ZOBACZ WIDEO: Polak chce dokonać niemożliwego na K2. "To bardzo trudne wyzwanie, ale uważam, że da się to zrobić"
Zjazd na nartach ze szczytu K2 to oczywiście absolutne ekstremum, ale już samo zdobywanie wierzchołka tak trudnej góry to wielkie wyzwanie sportowe. Planuje pan zdobywać tę górę w stylu zbliżonym do alpejskiego? Co z aklimatyzacją?
Określenie "styl alpejski" bardzo się rozmyło. Generalnie polega on na tym, że przyjeżdża się pod górę i od razu idzie się na szczyt. W tym przypadku zadanie jest zbyt trudne, żeby sobie na coś takiego pozwolić. Celem numer jeden jest dla nas zjazd narciarski z wierzchołka. Chcę go zrealizować niezależnie od tego, jak długo i w jakim stylu będę miał wchodzić na szczyt. Chodzi o to, żeby na wierzchołku K2 być w jak najlepszej kondycji i być w stanie zjechać z niego na nartach.
Zdobywanie aklimatyzacji planuje pan bezpośrednio na K2 czy w innym miejscu?
Będziemy aklimatyzować się po drodze. Lecimy do Islamabadu, a później do Skardu. Następnie maszerujemy przez sto kilometrów maszerujemy po najdłuższym lodowcu świata. Tam będę wbiegał na szczyty leżących w pobliżu gór. Na miejscu planujemy też zrobić kilka wyjść aklimatyzacyjnych i założyć trzy obozy, które będą zabezpieczeniem podczas samego ataku. Będziemy zabezpieczać trudne miejsca na ścianie, bo koniec końców bezpieczeństwo jest najważniejsze.
Słyszałem, że bilety powrotne do Polski macie zarezerwowane na 9 sierpnia, ale pan ma zamiar "uwinąć się" z tym K2 wcześniej.
Zakładam, że potrwa to krócej. Mam nadzieję, że już pod koniec lipca będę z powrotem w Warszawie jako zdobywca K2, który zjechał ze szczytu tej legendarnej góry zjechał na nartach.