Ojciec Tomasza Mackiewicza: Pogrzeb byłby jakimś teatrem. Słowa pana Wielickiego były nożem w serce

Tomasz Mackiewicz został na Nanga Parbat. Jego ojciec otrzymał już akt zgonu, ale wciąż nie pogodził się ze śmiercią syna. - Ja go kochałem, kocham go i dla mnie on żyje - przyznał Witold Mackiewicz.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Msza w intencji Tomasza Mackiewicza w Warszawie East News / Tomasz Jastrzębowski/REPORTER / Msza w intencji Tomasza Mackiewicza w Warszawie
Tomasz Mackiewicz na zawsze pozostał na Nanga Parbat. - Pogrzeb byłby jakimś teatrem. Jeżeli są ludzie, którzy oferują się, że pójdą po Tomka, to ja mówię "nie". Niech on zostanie tam, gdzie jest - przyznał Witold Mackiewicz w programie "Uwaga" emitowanym na antenie TVN. Zapytany, czy nie wierzy do końca w śmierć syna, odpowiedział: uczucia mówią nie, rozum mówi tak. Witold Mackiewicz otrzymał już akt zgonu swojego syna. Oficjalnie za datę śmierci uznano 30 stycznia.

W styczniu Tomasz Mackiewicz wraz z Elisabeth Revol zdobył Nanga Parbat. Himalaista pełnił swoje marzenie, ale nie mógł się z tego cieszyć. Na szczycie powiedział Francuzce, że nie widzi jej. Ta zaczęła go sprowadzać w bezpieczne miejsce. Gdy otrzymała zapewnienie, że po polskiego himalaistę przyleci helikopter, zostawiła go w szczelinie i sama ruszyła na dół. Uratowali ją Adam Bielecki i Denis Urubko.

Po rozmowie z Revol zdecydowano, że Bielecki i Urubko nie ruszą na ratunek Mackiewiczowi. - Słowa pana Wielickiego, że on nie pozwoli, by szli po Tomka, były dla mnie nożem w serce - przyznał.

- Była zdecydowana reakcja, że ze względu na pogodę nie pójdą. Nie oceniam tego, bo nigdy nie byłem powyżej Kasprowego Wierchu, a wtedy była piękna pogoda. Nie wiem, jak jest w górach, gdy jest śnieżyca i minus 40 stopni. Decyzja mogła być słuszna, ale oni siedzieli cztery dni pod Nangą i mogli podjąć próbę. Tkwi we mnie potężny niedosyt. To strasznie zabolało - powiedział Witold Mackiewicz.

Ojciec Tomasza Mackiewicza zwrócił też uwagę na różne wieści dostarczane do rodziny. Inną informację przekazano do mediów, a inną miała otrzymać partnerka himalaisty. - Gdy zaczęła się akcja ratunkowa, moja żona była w złej kondycji psychicznej. Medialna informacja była taka, że Elisabeth zostawiła Tomka w stanie agonalnym. Ania - partnerka Tomka - dostała informację, że on jest do uratowania. Dopadła go ślepota śnieżna, ale przy pomocy był w stanie zejść - stwierdził Mackiewicz.

ZOBACZ WIDEO: Denis Urubko o samotnym ataku na K2: "Nie chciałem, żeby ktoś mnie ratował, jak będą problemy"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×