26 stycznia Elisabeth Revol ostatni raz widziała Tomasza Mackiewicza. Niedługo później cały świat żył wydarzeniami na Nanga Parbat. Następnego dnia na akcję ratunkową wysłano uczestników Narodowej Wyprawy Zimowej na K2. W czteroosobowym zespole był Adam Bielecki, który z Denisem Urubko wyruszył na ratunek swojemu koledze.
Mackewicza nie udało się znaleźć. Pakistańczycy jako datę śmierci wpisali 30 stycznia. Teraz wiele osób wraca do tamtych wydarzeń. Także Bielecki, który ma żal, że dopiero po śmierci wiele osób zaczęło szanować "Czapkinsa".
- To smutne, że często ludzie zostają naprawdę docenieni dopiero po śmierci i znaczące, że ci, którzy podśmiewywali się z Tomka - dzisiaj wypowiadają się o nim w zupełnie innym tonie. Lekcja, którą dał nam Tomek, mówi, że nie ma rzeczy niemożliwych, a marzenia są po to, żeby je spełniać, trzeba tylko wytrwale robić swoje i nie słuchać podszeptów "życzliwych", którzy mówią, że się nie da - pisze polski himalaista na Facebooku.
Bielecki dodał, że zawsze będzie pamiętać o swoim przyjacielu. Jednocześnie wspomina chwile, gdy wszystko się zaczęło. - Dokładnie rok temu siedzieliśmy w bazie pod K2 i niecierpliwie czekaliśmy na helikoptery, które miały nas zabrać pod Nangę. Wtedy wciąż jeszcze płonęła w nas nadzieja, że uda się uratować zarówno Tomka, jak i Eli. Niestety, nie daliśmy rady - dodaje.
Ostatecznie udało się odnaleźć i uratować Revol. Po zakończeniu akcji ratunkowej Bielecki wrócił na K2, ale próba historycznego zdobycia szczytu zimą zakończyła się niepowodzeniem.
ZOBACZ WIDEO Stefan Horngacher kolejnym trenerem niemieckich skoczków? Sven Hannawald zabrał głos