Od więzienia do walki o mistrzostwo świata. Ostatnia prosta Artura Szpilki

Michał Bugno

- Urodziłem się po to, by zostać pierwszym polskim mistrzem świata kategorii ciężkiej - powtarza od lat Artur Szpilka. 16 stycznia w Nowym Jorku będzie miał szansę spełnić to marzenie. Przygotowania do walki życia wkroczyły w ostatnią fazę.

Życiowa decyzja

- W boksie zawodowym nie ma nic większego niż walka o mistrzostwo świata wagi ciężkiej federacji WBC. To największe osiągnięcie, jakie można zdobyć - podkreśla w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty Andrzej Wasilewski z grupy Sferis KnockOut Promotions, który jest promotorem 26-letniego pięściarza.

16 stycznia w hali Barclays Center w Nowym Jorku Artur Szpilka stanie przed szansą zdobycia tego pasa. Jego rywalem będzie niepokonany do tej pory na zawodowych ringach Amerykanin Deontay Wilder.

Niektórzy eksperci bokserscy są zaskoczeni, że do walki dochodzi już teraz. Podkreślają, że Szpilka wyjechał do Stanów Zjednoczonych dopiero dziewięć miesięcy temu i stoczył zaledwie trzy walki z łatwymi rywalami. Bo właśnie takimi okazali się Ty Cobb, Manuel Quezada i Yasmany Consuegra. Z Polakiem wszyscy przegrywali już w drugiej lub trzeciej rundzie.

- Powiem szczerze, że jako promotor i człowiek odpowiedzialny za karierę swoich pięściarzy, chętnie przesunąłbym tę walkę o pół roku. Chciałbym, żeby wcześniej Artur stoczył inny poważny ośmio- lub dziesięciorundowy pojedynek, przyjął kilka ciosów, poczuł zagrożenie, uspokoił się w narożniku i wrócił do walki. Przed pojedynkiem z Wilderem powinien mieć takie doświadczenie - uważa Andrzej Wasilewski.

Dlaczego więc zgodził się na pojedynek już teraz?

- Podjęcie tej walki było dla Artura decyzją nie tylko biznesową, ale i życiową. Musieliśmy zrobić "rachunek sumienia", przyjrzeć się tej walce w szerszym kontekście i zastanowić się, co może się wydarzyć za kilka miesięcy. Bo to już nie jest tylko sport. Na tym poziomie wagi ciężkiej chodzi o strategię prowadzenia zawodnika. Koniec końców wzięliśmy tę walkę, bo nie mamy pewności, że za pół roku albo za rok również mielibyśmy taką możliwość - wyjaśnia współwłaściciel grupy Sferis KnockOut Promotions.

Trudny czas w więzieniu

23 października 2009 roku. Po wyjściu z ceremonii ważenia przed galą Polsat Boxing Night w Łodzi Artur Szpilka niespodziewanie zostaje zatrzymany przez policję. Dzień później miał walczyć z Wojciechem Bartnikiem na gali, podczas której Tomasz Adamek mierzył się z Andrzej Gołotą. Szybko staje się jasne, że pojedynek dwudziestoletniego wówczas Szpilki, wywodzącego się ze środowiska chuliganów Wisły Kraków, zostanie odwołany.

Zatrzymanie ma związek z wydarzeniami z Wiśniowej (wieś w Małopolsce) z 2007 roku. Pięściarz wziął wtedy udział w bójce, po której usłyszał zarzuty. Został skazany na 18 miesięcy pozbawienia wolności. Ponieważ nie zgłosił się dobrowolnie do odbycia kary, po uprawomocnieniu wyroku interwencję podjęła policja.

- Jestem po aplikacji adwokackiej i moim zdaniem za tę sprawę Artur nie powinien spędzić w zakładzie karnym ani jednego dnia. Pozwalam sobie mieć inne zdanie niż składy sędziowskie, które w tej sprawie orzekały. Dlaczego? Młody człowiek się zagubił, a później przez długi czas nie dawał organom ścigania powodów do żadnych działań. Uważam, że był to przypadek nadający się do wyroku w zawieszeniu - podkreśla Andrzej Wasilewski.

Początkowo Szpilka trafia do Aresztu Śledczego w Krakowie, a następnie zostaje przeniesiony do Zakładu Karnego w Tarnowie. Wychodzi z niego 22 kwietnia 2011 roku. Dziś, z perspektywy kilku lat, uważa, że pobyt w więzieniu bardzo go zmienił jako człowieka.

- Siedząc w ostatnich miesiącach w odosobnieniu, przeczytałem kilka fajnych książek. Wyciągnąłem z nich coś dla siebie. Poza tym cały czas ćwiczyłem pod boks i starałem się ukierunkować na wyjście na wolność. Teraz na wiele rzeczy patrzę z dystansem. Nauczyłem się też, że trzeba być elastycznym i słuchać innych, ale wnioski wyciągać już swoje - mówi Szpilka w rozmowie z WP SportoweFakty.

Fenomen medialny

Po wyjściu z więzienia Szpilka mocno stawia na sport. Wraca do treningów, zrzuca zbędne kilogramy i odnosi kolejne ringowe zwycięstwa. Nie odcina się jednak od swojej więziennej przeszłości. Do ringu wychodzi w pomarańczowym, więziennym uniformie, który w pewnym momencie zamienia na chustę z napisem "PDW" czyli "pozdrowienia do więzienia".

- Mam w więzieniu wielu znajomych, których chcę serdecznie pozdrowić. Po prostu - mówi Szpilka, który czuje, że dla wielu z nich może stanowić wzór do naśladowania. Jest przykładem na to, że po wyjściu z więzienia można odnosić w życiu duże sukcesy.

- Teraz ludzie, którzy wyszli z więzienia, piszą mi, że daję im motywację do życia. To dla mnie miłe. Ale przede wszystkim sam sobie udowodniłem, że można wiele osiągnąć - podkreśla Szpilka.

Jego życiowa historia, pełna ostrych zakrętów, pomaga mu budować rozpoznawalność. Pozostaje kontrowersyjny i nieprzewidywalny. Na oczach kilkudziesięciu dziennikarzy i operatorów kamer rzuca się na Krzysztofa Zimnocha, którego próbuje okładać pięściami. - Zrobię ci dziecko, frajerze! - krzyczy rozwścieczony.

- To była głupota - mówi nam rok później. - Czy żałuję, że tak się zachowałem? Chłopak sobie zarobił za dwie, trzy następne walki. I tyle - dodaje, mając świadomość, że rzucając się na Zimnocha nadał mu medialnego rozgłosu.

Sam staje się medialnym fenomenem i z roku na rok zyskuje coraz większą popularność. Dziś jego profil na Facebooku obserwują 642 tysiące kibiców. Szpilka prowadzi profil osobiście, odsłaniając na nim kulisy życia prywatnego.

- Ten fanpage traktuję jako jedyne źródło informacji, z którego kibice mogą dowiedzieć się wszystkiego bezpośrednio ode mnie. Staram się odpisywać fanom, choć wiadomości napływa całe mnóstwo - wyjaśnia Szpilka.

Zdarza się, że zaskakuje. Czasem rozśmiesza. Bywa, że szokuje. Potrafi wstawić na profil np. zdjęcie narzeczonej w klatce dla psa albo filmik, na którym widać, jak podchodzi do aligatora i łapie go za ogon.

- Muszę przyznać, że po tym filmiku miałem problemy. Dzwonili do mnie ludzie Ala Haymona i pytali, czy Artur zwariował. Oni inwestują w niego setki tysięcy dolarów, a on się wygłupia jak dzieciak. To był idiotyzm. Musiałem naprawdę gęsto się z niego tłumaczyć. To barwny filmik do oglądania, ale z punktu widzenia profesjonalizmu Arturowi należy się szkolna pała - krytykuje jego zachowanie Andrzej Wasilewski.

Mimo to, uważa go za prawdziwy fenomen medialny.

- Artur ma w sobie coś, co wzbudza emocje. Przyznam, że od pewnego momentu przestałem kontrolować jego wypowiedzi i zachowania mimo, że część bardzo mi się nie podoba. Chciałem zobaczyć, jak samo będzie to działało i dziś widzę, że działa to w sposób niesamowity - przyznaje.

Zobacz także: Wasilewski: wyjazd Szpilki do USA to dla nas wielki eksperyment
 

[nextpage]

Jennings, Adamek i eksperyment z przeprowadzką

W 2014 roku Szpilka toczy tylko dwie walki, ale obie dają mu niezwykle dużo. Porażka z Amerykaninem Bryantem Jenningsem uczy go przegrywać i pokazuje miejsce w szyku. Zwycięstwo z Tomaszem Adamkiem - pozwala na nowo uwierzyć w siebie i daje poczucie, że staje się najlepszym polskim pięściarzem wagi ciężkiej.

- Po porażce z Jenningsem miałem chwilę załamki. To był straszy kryzys. Myślałem, że z tego nie wyjdę, aż nagle dostałem silny bodziec - walkę z Adamkiem. Potrafiłem się wziąć w garść, przygotować się, a podczas pojedynku trzymać ustalonej taktyki. W efekcie odniosłem zwycięstwo - mówi Szpilka.

Od razu po walce zapowiada, że chce przeprowadzić się do Stanów Zjednoczonych i tam rozwijać swoje bokserskie umiejętności. Kilka miesięcy później podpisuje kontrakt z Alem  Haymonem i zamieszkuje pod Houston. Jego nowym szkoleniowcem zostaje Ronnie Shields, były trener m.in. Mike'a Tysona i Evandera Holyfielda.

Odtąd Artur żyje i trenuje na zasadach, jakich po wyjeździe do USA nigdy nie miał żaden polski pięściarz. Ani Tomasz Adamek, ani Andrzej Gołota.

- Wyjazd do USA to dla nas jeden wielki eksperyment. Nigdy jeszcze nie wysyłaliśmy na takich zasadach na stałe żadnego pięściarza. Artur wyjechał z ukochaną narzeczoną i psem. Zorganizowaliśmy mu miejsce zamieszkania, samochód i wspaniałe warunki szkoleniowe. To jeden wielki "american dream" - mówi Andrzej Wasilewski.

By to amerykańskie marzenie spełniło się w pełni, Artur potrzebuje teraz jednego - zwycięstwa w walce z Deontayem Wilderem.

"Szpila" pewny swego. "Zniszczę Wildera!"

Andrzej Wasilewski zdaje sobie sprawę, że postawa Artura Szpilki w walce z Deontayem Wilderem do samego końca będzie wielką niewiadomą.

- Dziś nie wiemy, jakie efekty przyniosła praca Artura z nowym trenerem. Ronnie Shields wprowadza nowe elementy taktyczne i próbuje przestawić go trochę boksersko. Poza tym Artur - od kiedy trenuje z tym szkoleniowcem - podczas żadnej z walk nie był jeszcze w sytuacji zagrożenia. Nie wiemy, jak w takiej sytuacji będzie wyglądać ich komunikacja. To wszystko jest dla nas nowym obszarem - podkreśla współwłaściciel grupy Sferis KnockOut Promotions.

Sam Szpilka pozostaje optymistą. Ma poczucie, że w ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy zrobił bardzo duże postępy bokserskie.

- Wiele osób, widząc moją formę na sparingach podchodzi do mnie i mówi, że jeśli w trakcie walki będę tak boksował, to będzie ona dla mnie bardzo łatwa. I nie mówią tak, żeby mnie podbudować, tylko naprawdę w to wierzą. Wiem, że Wilder jest silny i ma olbrzymi zasięg ramion, ale nie robi mi to żadnej różnicy. Mamy przygotowaną taktykę i jeśli będę się jej trzymał, to po prostu go zniszczę - mówi 26-letni pięściarz w rozmowie z Przemkiem Garczarczykiem, zamieszczonej w serwisie ringpolska.pl.

Szpilka jest pewny swego, choć zdaje sobie sprawę, że odważnymi zapowiedziami może sobie zaszkodzić.

- Nauczyłem się już, że gadaniem przed walką sam sobie narzucam presję. Powiedziałem, że zamierzam mu skopać tyłek i nic więcej nie powiem, ale… tego się trzymam. Wiem, co to znaczy smak porażki. On jeszcze nie, ale to się zmieni 16 stycznia. Będzie go to bardzo bolało - zapowiada.

Michał Bugno

Zobacz także: Wasilewski: wyjazd Szpilki do USA to dla nas wielki eksperyment 

 

< Przejdź na wp.pl