WP SportoweFakty / Daniel Adamiec, dwukrotny mistrz Polski w ringu. (niebieski strój)

Adamiec: Gdy widzę, co dziś się dzieje, żałuję że nie jestem młodszy

RS

– Poświęciłem dla boksu niemal całe życie, trenuję od dziecka. Kocham ten sport, rywalizację, uwielbiam stawać w ringu, czuć tę adrenalinę. Wiem, że mogę jeszcze wnieść dużo dobrego do polskiego boksu – mówi Daniel Adamiec, dwukrotny mistrz Polski.

Daniel Adamiec, to jeden z najlepszych polskich pięściarzy olimpijskich ostatnich lat. Na co dzień zawodnik klubu Rushh Kielce. Mistrz kraju w dwóch kategoriach wagowych. Na swoim koncie ma także srebro oraz brąz zdobyte na krajowym czempionacie. Mulitimedalista w rywalizacji juniorów. Od kilku lat reprezentant Polski w kategorii wagowej do 75 kg. Od grudnia 2019 roku członek wyselekcjonowanej grupy Suzuki Top Team.

Materiał powstał przy współpracy z Suzuki Motor Poland

Rozmowa z Danielem Adamcem, reprezentantem Polski w boksie olimpijskim

Maciej Sierpień: Czym jest Suzuki Top Team?

Daniel Adamiec: Grupa zrzesza najlepszych pięściarzy, z którymi wiąże plany na dalszy rozwój oraz udane starty na arenie krajowej i międzynarodowej. Od kilku miesięcy funkcjonujemy w ośmioosobowym składzie. W najbliższym czasie pewnie dołączą kolejne zawodniczki i zawodnicy.

Jakie korzyści jako pięściarz czerpiesz z obecności w tej grupie?

Nie martwię się o przyszłość. Mogę spokojnie iść na trening i skupiać się tylko na sporcie. Nie muszę szukać pracy, żeby mieć za co żyć. Co miesiąc otrzymuję stypendium od sponsora. To jest dla mnie ogromny plus, bo nie zaprzątam sobie głowy niczym innym. Firma Suzuki udostępniła nam również samochody, którymi dojeżdżamy na obozy, zgrupowania. Dla nas to są rzeczy niezwykle ważne.

Daniel Adamiec - wsparcie sponsora w dzisiejszych czasach to rzecz nieoceniona
Gdy sprawy organizacyjne są tak poukładane czujesz, że jesteś lepszym zawodnikiem?

 Spokojna głowa, którą zapewnia nam ten projekt, zdecydowanie wpływa na nasz rozwój. Oczywiście pandemia koronawirusa pokrzyżowała wiele planów startowych, ale jestem przekonany, że, gdy wszystko wróci do normy, udowodnimy to w ringu. W Polsce sportowcy, poza nielicznymi wyjątkami, nie mają lekko. W boksie olimpijskim trudno było o jakiekolwiek wsparcie sponsorów. Jeszcze kilka lat temu mieliśmy problemy z najprostszymi rzeczami. Dziś, dzięki zaangażowaniu marki Suzuki, nie musimy się już o nic martwić.

Wydaje się, że w ostatnim czasie Polski Związek Bokserski zrobił spory postęp pod względem organizacyjnym.

Odpowiem w ten sposób: żałuję, że mam już 25 lat… Gdyby to wszystko, co dzieje się dziś, miało miejsce, gdy byłem juniorem, to byłbym w zupełnie innym miejscu. Przez tyle lat, rządy w PZB były nieudolne, wszystkiego nam brakowało, na nic nie było stać, nie mogliśmy praktycznie boksować z nikim z zagranicy. Teraz to zupełnie inny świat. Stoczyłem już ponad 300 walk. Jeszcze niedawno dziewczyna i rodzice mówili mi: "Daniel, a może już wystarczy, może już byś się nie bił?". Ale ja nie mogę skończyć! Gdy widzę ten rozwój, możliwości, jakie przed nami stoją, to serce się raduje, a nogi same niosą na trening. Dziś nie muszę się martwić, czy będą miał, gdzie startować. Gdy słyszę słowa: "Skup się tylko na trenowaniu, a my będziemy w ciebie inwestowali", to nie mogę tego zaprzepaścić. W każdej kategorii wagowej mamy ogromną rywalizację, jest mnóstwo utalentowanych zawodników i zawodniczek. Zapewniam, że wkrótce z tej pracy będą owoce, będziemy przywozili medale z najważniejszych światowych imprez.

Jakie Ty stawiasz sobie cele na najbliższe lata?

Ostatnich kilkanaście miesięcy nie było dla mnie szczególnie udanych, powinienem osiągnąć więcej. Ten rok jest kluczowy, wszystko podporządkowałem treningom. Nawet w czasie pandemii cały czas mocno pracowałem, nie odpuściłem sobie ani jednego dnia. Wierzę, że 2020 rok będzie przełomowy. Chcę odzyskać tytuł mistrza Polski, powalczyć o medale na arenie międzynarodowej. Walki o igrzyska olimpijskie też nie odpuszczam. Zrobię wszystko, żeby w przyszłym roku wystartować w Tokio.

Udział w igrzyskach to wciąż twoje największe marzenie?

Jesteśmy krajem, który ma ogromne tradycje w boksie olimpijskim. Z drugiej strony na medal olimpijski czekamy już prawie 30 lat (Wojciech Bartnik zdobył brąz w Barcelonie w 1992 roku – dop. red.). Jestem człowiekiem, który nie odpuszcza. Nigdy nie porzuciłem marzeń o starcie na igrzyskach. Dla sportowca nie ma większego zaszczytu, jak móc reprezentować swój kraj na takiej imprezie. Cztery lata temu – jeszcze w kategorii do 69 kg – odpadłem w kwalifikacjach z Mołdawianinem Wasilijem Belousem. Teraz wszystko jest przede mną. Boks to sport, w którym wszystko może się zmienić w jednej sekundzie. Wystarczy jeden cios, wygrywasz i idziesz dalej.

Po zakończeniu zawodniczej kariery widzisz się dalej w polskim boksie olimpijskim?
Tak jak wspominałem ostatnie dwa lata, to był dla mnie trudny czas. Zdarzyło się kilka bolesnych porażek, a wtedy pojawiają się chwile zwątpienia, zastanawiasz się, czy jest sens to wszystko dalej ciągnąć. Znalezienie się w grupie Suzuki Top Team było dla mnie jak odrodzenie. Utwierdziło mnie, że są ludzie, którzy chcę we mnie inwestować, którzy we mnie wierzą. Poświęciłem dla boksu prawie całe swoje życie, trenuję od dziecka. Kocham ten sport, rywalizację, uwielbiam stawać w ringu, czuć tę adrenalinę. Jak nie boksuję, to mnie nosi, nie mogę ze sobą wytrzymać (śmiech). Nie jestem jeszcze stary, nie czuję się "rozbity". Wiem, że jeszcze dużo dobrego mogę wnieść do polskiego boksu. Gdybyś takie pytania zadał mi półtora roku temu, pewnie odpowiedziałbym, co chcę robić po zakończeniu kariery. Ale dziś nie. Dziś skupiam się tylko na treningach i przygotowaniu do kolejnych startów.

Maciej Sierpień

< Przejdź na wp.pl