Materiały prasowe / Rafał Kurek Fotografia / Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski z dyplomem za trzecie miejsce w Driftingowych Mistrzostwach Polski 2019

Rywale, pasażerowie i policjanci są zdumieni. Bartosz Ostałowski prowadzi auto stopą. I to jak!

Michał Fabian

- Był tak szybki, że prawie przegrałem - mówił Andreas Bakkerud. - A wiesz, że gość nie ma rąk - odpowiedź wstrząsnęła rajdowym kierowcą z Norwegii. Polak tak prowadzi samochód stopą, że zdobył w tym roku brąz Driftingowych Mistrzostw Polski.

Od dawna marzył o karierze zawodowego kierowcy wyścigowego. Startował w półamatorskich rajdach, przygotowywał się do zdobycia licencji. Studiował mechanikę i budowę maszyn, by jeszcze lepiej zgłębić temat. 

- W jednym momencie wszystko straciło sens - Bartosz Ostałowski wraca pamięcią do pewnego sierpniowego dnia w 2006 r.

Michał Fabian, WP SportoweFakty: To miała być zwykła przejażdżka, a zmieniła całe pana życie.

Bartosz Ostałowski: Pracowałem w warsztacie przy samochodzie rajdowym, którym wtedy startowałem. Mieliśmy pojechać do Nowego Sącza. Przyjechał kolega na motocyklu, ja wsiadłem na swój. Znam tę drogę od dziecka. Przejeżdżałem tam tysiące razy. Nic nie wskazywało, że może się zakończyć tragedią.

ZOBACZ WIDEO: Peter Schmeichel i jego "Brudna robota". "Powiedziałem im, że tego nie zrobię" 

Co się wówczas wydarzyło?

Kolega jechał przede mną, skręciliśmy w drogę prowadzącą do centrum. Po parunastu metrach z drogi podporządkowanej wjechał między nas samochód osobowy. Pamiętam tylko, że pojawił się nagle czerwony kształt. Wskoczył z lewej strony, z impetem. Zacząłem bardzo mocno hamować, ale zobaczyłem, że nie ma już miejsca. Położyłem motocykl ślizgiem, na prawą stronę, żeby obronić się przed bezpośrednim uderzeniem w ten samochód. Wydawało się, że wszystko może się skończyć dobrze. Niestety na poboczu była taka stara barierka, zespawana z rurek, zardzewiała, zarośnięta, słabo widoczna. Wpadłem na nią, pewnie rękami się zasłoniłem... Dalszego ciągu nie pamiętam. Gdy obudziłem się, lekarze powiedzieli, że musieli mi amputować ręce.

Miał pan wówczas niespełna 20 lat.

To był ogromny szok. Świat mi się zawalił. Przez całe życie robiłem wszystko po to, by zostać kierowcą sportowym. Kierunek studiów miał mi pomóc merytorycznie, chciałem zdobyć wiedzę i doświadczenie w konstrukcji samochodów. Nagle wszystko straciło sens. Wypadek był z jednej strony nieoczekiwany, a z drugiej kuriozalny.

Dlaczego?

Bo nie doszło do niego na żadnym odcinku rajdowym, na żadnych testach, na żadnej trasie, gdzie człowiek porusza się jednak z większą prędkością. To była zwykła przejażdżka. Biegły, który badał sprawę, stwierdził później, że nawet gdybym poruszał się rowerem, przy prędkości 15-20 km/h, mógłbym się nabić na tę barierkę. Była tak niebezpiecznie przymocowana. Później, po wypadku, została wymieniona na taką szarą, z pasem energochłonnym.

Okazało się jednak, że rozdział "motoryzacja" nie jest w pana życiu zakończony. Kiedy odkrył pan, że można prowadzić samochód mimo utraty rąk?

Pewnego dnia znalazłem na YouTube film, na którym kierowca ze Stanów Zjednoczonych prowadził stopą samochód z automatyczną skrzynią biegów. Kilka razy obejrzałem filmik. Byłem podekscytowany. Od razu poprosiłem ojca, żebyśmy pojechali kupić jakiś samochód w automacie i żebym mógł zacząć się uczyć takiej jazdy. Bardzo szybko poczułem, że jestem w stanie zapanować nad samochodem. Pamiętam ten pierwszy moment, gdy na jakimś lotnisku wsiadłem do auta. Puściłem pedał hamulca, samochód ruszył. Dodałem gazu, zacząłem skręcać, poczułem niesamowitą radość. Powróciła nadzieja, że ta motoryzacja jednak nie jest jeszcze dla mnie skończona.

Fot. Rafał Kurek Fotografia
Zdarzało się pewnie, że policjanci zatrzymywali pana do kontroli.

Na początku byli mocno zaskoczeni. Prowadziłem samochód stopą, do tego z niezapiętymi pasami. Miałem bowiem początkowo zgodę od lekarza, by jeździć bez pasów. Zastanawiali się, jak to w ogóle jest możliwe. Pokazywałem prawo jazdy, kręcili głową z niedowierzaniem. Ostatnio osoby z niepełnosprawnością za kierownicą budzą coraz mniejsze zaskoczenie, natomiast kierowca bez obydwu rąk nadal działa na wyobraźnię.

Wrócił pan także do sportu. Dlaczego wybrał pan drift?

Jestem jedyną osobą z międzynarodową licencją wyścigową, która prowadzi samochód jedną stopą. Na początku startowałem w rallycrossie, ale ten w Polsce szybko upadł. Później próbowałem sił w wyścigach, w mistrzostwach Polski na torze w Poznaniu. Finalnie wybrałem drift, czyli nową, świeżą dyscyplinę, która akurat wtedy się pojawiła. Łączy ona frajdę z jazdy, poślizgi, duże moce i precyzję.

W drifcie startuje pan Nissanem Skyline R34, o pseudonimie "Bandzior". Taki groźny?

Jest groźny i robi dobrą zadymę na torze (śmiech). "Bandzior" to kultowy japoński samochód, który pojawiał się w serii "Szybcy i wściekli". Oprócz dużego amerykańskiego silnika V8 z Chevroleta Corvette ma ośmiobiegową automatyczną skrzynię biegów ZF 8HP90. Opracowaliśmy komputer sterujący tą skrzynią w ten sposób, że można indywidualnie dopasować jej pracę do moich potrzeb. Często jest tak, że coś przygotowujemy, testujemy w serwisie i to działa, ale kiedy sprawdzamy to w akcji i pojawiają się przeciążenia, coś nie wychodzi. Musimy wrócić, poprawić i zrobić finalny produkt. Jestem wdzięczny moim partnerom i sponsorom, bez nich byłoby bardzo ciężko to zrealizować.

Tak prezentuje się "Bandzior", którego prowadzi Bartosz Ostałowski. Fot. Rafał Kurek Fotografia.
Jak to wygląda od strony technicznej? Lewa stopa na kierownicy…

...prawa obsługuje gaz, hamulec i hamulec ręczny, który został zamontowany jako dodatkowy pedał nad pedałem gazu. Barkiem zmieniam biegi w systemie manualnym za pomocą specjalnych łopatek, które sami opracowaliśmy. Ta skrzynia otworzyła mi drogę do zupełnie nowej jakości, jeśli chodzi o rywalizację z pozostałymi zawodnikami, którzy mają dwie kończyny więcej i jest im łatwiej wykonywać różne manewry.

Co mówili rywale, gdy zaczął pan startować w drifcie?

W 2015 roku startowałem w mistrzostwach Europy, pojechaliśmy na pierwszą rundę. Kierowcy, którzy o mnie nie słyszeli, myśleli, że jestem członkiem ekipy, ale nie kierowcą. Później przebierałem się w kombinezon i jeździłem w treningach. Po nich przybiegali do mnie do padoku, chcieli zobaczyć, jak jest zbudowany samochód. Mówili, że trzymają za mnie kciuki. Fajnie odbierają to także kierowcy spoza driftu.

Zobacz, jak Bartosz Ostałowski prowadzi samochód stopą

Miał pan okazję poznać wiele gwiazd sportów motorowych, a z niektórymi nawet się pościgać.

Niedawno w Polsce odbył się finał zawodów Gymkhana GRiD 2019. Odwiedzili mnie kierowcy rajdowi Petter Solberg i Ken Block czy kierowcy z rallycrossu jak Andreas Bakkerud. Z Andreasem mieliśmy jeden przejazd. Wiedział, że jestem w parku maszyn, ale nie wiedział, którym samochodem pojadę. Na metę wjechaliśmy zderzak w zderzak. Norweg powiedział: "Ten gość w Nissanie Skyline był szybki. Prawie z nim przegrałem". Dostał odpowiedź: "Ten gość nie ma rąk". Mówił: "Co? To niemożliwe!". Przybiegł do nas, chciał zobaczyć auto. Powiedział, że jest naprawdę pod wrażeniem. Z kolei Ken Block zamieścił w mediach społecznościowych zestawienie dwóch onboardów. Pierwszy widok jest z mojej kabiny, drugi z jego. Jedziemy dokładnie po tym samym torze, widać, jak Ken przebija ręką bieg, ja wtedy barkiem naciskam łopatkę. Wszystko dokładnie w tym samym czasie. Gdy Ken zaciąga hamulec ręczny i wchodzi w trasę, ja robię to samo. Cieszę się, że to pokazał.

Ken Block i Bartosz Ostałowski. Fot. Rafał Kurek Fotografia
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., CO MÓWIĄ LUDZIE, KTÓRYCH BARTOSZ OSTAŁOWSKI ZABIERA NA POKAZOWY PRZEJAZD, JAK POLSKI DRIFTER PORADZIŁ SOBIE Z WYZWANIEM NICO HULKENBERGA I JAK OCENIA WYSTĘPY ROBERTA KUBICY W TYM SEZONIE F1

[nextpage]

Kiedyś wyzwanie rzucił panu kierowca Formuły 1 Nico Hulkenberg z teamu Renault.

To był projekt "Stronger under pressure", robiliśmy go z teamem Renault oraz marką Castrol. Nico rzucił mi wyzwanie, żebym przejechał driftem między bolidami Formuły 1. Była ułożona trasa, pewna sekwencja. Zazwyczaj podczas pokazów mamy ustawione pachołki, kosteczki. Zamiast nich stały bolidy. Miałem stresik przed przejazdem, bo wszyscy wiemy, jak te bolidy są piekielnie drogie. Jakikolwiek mój kontakt z nimi mógłby spowodować znaczne straty dla Renault. Musiałem przejechać "ósemkę" między bolidami. Później ustawiono bramę, w którą musiałem się wstrzelić. Miałem zaledwie parę centymetrów luzu, żeby nie uszkodzić bolidu. Zrobiłem to praktycznie perfekcyjnie.

Roberta Kubicę też pan poznał?

Poznaliśmy się z Robertem podczas Rajdu Polski. To był chyba jego pierwszy występ w tych zawodach po jego wypadku. Mówił, że mi kibicuje i śledzi moje poczynania.

Pan z kolei śledzi zapewne jego występy w Formule 1. Co pan czuł w tym sezonie, oglądając Kubicę na torze?

Robert ma dużego pecha do samochodu i teamu. Widać, że Williams traktuje go po macoszemu, odkąd ogłosił, że nie będzie kontynuować współpracy. Moim zdaniem profesjonalizm wymagałby, żeby doprowadzić ten sezon do końca, w miarę sprawiedliwie traktując obu kierowców. Tymczasem władze zespołu już bez żadnego ukrywania degradują Kubicę. Szkoda, bo Robert nie miał czym pokazać, w jakiej jest formie.

Czy to prawda, że z Richardem Hammondem, byłym prezenterem programu "Top Gear", jesteście przyjaciółmi?

Odkąd wystąpiłem z nim w pierwszym sezonie "The Grand Tour" (Bartosz Ostałowski pokonał Hammonda w drift battle - przyp. red.), bardzo się polubiliśmy. Zawsze się spotykamy, kiedy przyjeżdża do Polski. W zeszłym roku odbierałem go z lotniska, kiedy przyleciał na Warsaw Motor Show. Rozmawialiśmy wtedy o tym, że już jestem gotowy, by wygrywać. Opowiadałem mu, że chciałbym powalczyć o miejsce na podium w Driftingowych Mistrzostwach Polski. W tym roku powiedział mi: "No i jesteś na podium. Niesamowita sprawa".

W tym sezonie zajął pan trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej DMP.

Odczuwam niedosyt. Do ostatniej rundy byłem drugi, aspirowaliśmy nawet do pierwszego miejsca. Ostatecznie było trzecie, ale to i tak wielki sukces. W stawce było ok. 50 kierowców z Polski i zagranicy. Cel, który sobie wcześniej postawiłem, żeby z nimi wygrywać, można już odhaczyć.

Bartosz Ostałowski z nagrodą za 3. miejsce w Driftingowych Mistrzostwach Polski. Fot. Archiwum prywatne/Ostałowski Motosport
Zdarza się, że zaprasza pan ludzi do swojego samochodu na pokazowy przejazd. Jakie mają miny po wszystkim?

Bardzo często organizujemy eventy, na których goście mogą poczuć na własnej skórze, jak wygląda przejazd z kierowcą, który prowadzi stopą. Pytamy ich później o odczucia. Najczęściej odpowiadają, że ich mózg jest zupełnie rozsadzony (śmiech). Na początku nie wiedzą, jak wprowadzę samochód w poślizg, jak będę go przerzucał. Trudno im to sobie wyobrazić. Ale po pierwszych paru zakrętach wszyscy twierdzą, że zupełnie zapominają o tym, że prowadzę samochód stopą. Cieszą się z jazdy. To miłe, gdy słyszę od nich, że w ogóle nie czuć tego ekstremum, jakie oferuje drift.

Fot. Rafał Kurek Fotografia
Do jakiej prędkości rozpędza pan samochód?
Najszybszy przejazd był na torze Slovakia Ring. Jest tam naprawdę bardzo szeroki pierwszy zakręt, bardzo długa prosta. Zainicjowałem poślizg przy około 180 km/h. Przy tej prędkości samochód dosłownie frunie nad torem, gdy nagle ustawi się go w poprzek do kierunku jazdy. Wrażenia z wnętrza kabiny są niesamowite. Taka przygoda działa także motywująco na moich pasażerów, którzy mówią, że z czymś sobie w życiu nie radzą. Po takim przejeździe zmienia się ich spojrzenie na świat i na ich możliwości.

Pana historia może być inspiracją dla innych.

Początkowo nie sądziłem, że to, co robię, będzie stanowiło jakąś wartość. Coraz częściej jestem proszony o wygłoszenie wykładu motywacyjnego czy coachingowego. Oprócz sportu jest też element misji, który zmienia ludzi.

Sporty motorowe to nie jedyna pana pasja. Druga - malarstwo - może się wydawać dość zaskakująca.

Na pierwszy rzut oka są to dwie zupełnie różne pasje i zajęcia. Tak naprawdę bardzo fajnie się uzupełniają. Kiedy teraz kończę bardzo intensywny sezon, mam trochę więcej luzu. Mogę poświęcić więcej czasu na malarstwo, przygotowanie obrazów czy jakiejś wystawy. Myślę, że w tym przypadku - podobnie jak z prowadzeniem samochodu stopą - także jest pewien element zaskoczenia. Wielu odbiorców nie wie, jak można malować obrazy bez rąk. A najfajniejsze jest to, że te prace nie odbiegają - zarówno wyglądem, jak i pod względem technicznym - od tych, które tworzą artyści pełnosprawni. Jestem członkiem wydawnictwa AMUN, które jest polskim oddziałem międzynarodowego związku VDMFK (Światowe Stowarzyszenie Artystów Malujących Stopami i Ustami - przyp. red.). Dzięki temu nasze obrazy nie trafiają do szuflady czy na ścianę, ale są reprodukowane. Powstają z nich kartki z życzeniami, widokówki, kalendarze. Cieszy, gdy znajdują się odbiorcy, którzy chcą mieć pracę artysty, który stworzył ją troszeczkę inaczej.

Fot. Rafał Kurek Fotografia
Zobacz także: Dramat Bartosza Ostałowskiego. Spłonął samochód polskiego kierowcy (wideo)
Zobacz także: Bartosz Ostałowski gościem Renault. Polak w specjalnym filmie z Nico Hulkenbergiem (wideo)
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl