Rio 2016 w ruinie. Igrzyska zapomniane
Choć trudno w to uwierzyć, pół roku po największej sportowej imprezie świata większość obiektów olimpijskich w Rio de Janeiro obróciła się w ruinę. A Park Olimpijski w Mieście Boga stał się Miastem Duchów.
W sierpniu, gdy byliśmy w Rio na igrzyskach olimpijskich, okolica tętniła życiem. Nad Parkiem Olimpijskim niosły się chóralne śpiewy, a między arenami kursowały dziesiątki tysięcy sportowców, kibiców i dziennikarzy. Dziś ta ogromna połać terenu (sto dwadzieścia hektarów, czyli sto siedemdziesiąt boisk piłkarskich) przypomina świat po apokalipsie.
Koniec był cichy jak u Miłosza. Ptaki wciąż śpiewają, ogródki z kwiatami są kolorowe. Istnieją same dla siebie. Filmowcy z Hollywood mogliby tu nakręcić kameralny, intymny obraz. Nie byłby to film grozy w stylu J.A. Bayony; raczej egzystencjalny scene-fiction, w którym z powierzchni ziemi zniknęli wszyscy ludzie. Bo nad Parkiem Olimpijskim góruje dziś hasło: "zakaz wstępu". Serce igrzysk z dnia na dzień przestało bić.
Plany były znakomite. Po zakończeniu sportowych zmagań olimpijski kompleks miał stać się Centrum Treningowym dla brazylijskich atletów. Aquatic Stadium planowano rozłożyć i wykorzystać do budowy dwóch basenów z kilkutysięcznymi trybunami, Carioca Arena miała się stać szkołą publiczną, a do stworzenia czterech kolejnych takich placówek planowano przeznaczyć Future Arenę.
Władze miasta liczyły na partnerstwo publiczno-prywatne, dziedzictwo igrzysk miało odmienić Rio i brazylijski sport. Idee kreślone palcem po wodzie. Z wielkich planów na razie nie udało zrealizować się nic.
ZOBACZ WIDEO To dlatego Maja Włoszczowska odniosła życiowy sukces na igrzyskach
Zniknęli ludzie, woda w basenach odzyskała brudną zieleń ("The Sun" pisze o "barwie uryny"), a bramy zamknięto na klucz. Komitet Organizacyjny jest zadłużony na czterdzieści milionów dolarów. Cztery areny, które zostały zbudowane tylko na igrzyska, nie znalazły inwestorów i trafiły w ręce rządu. Centrum Deodoro jest zamknięte, nie ma pieniędzy na utrzymanie pola golfowego.
W ciągu ostatnich tygodni wykorzystano tylko kort centralny Centrum Tenisowego, odbyły się tam zawody siatkówki plażowej. W mieście pełnym piasku i plaż.
[nextpage]
Osiedle bezdomnych
Park Olimpijski to tylko okładka; wizytówka problemów, których przysporzył Rio nagły przyrost infrastruktury. Wioska Olimpijska - trzy i pół tysiąca apartamentów, trzydzieści jeden kilkunastopiętrowych budynków - jest pustostanem. Konsorcjum Ilha Pura wydało na jej budowę około miliarda dolarów. Po zakończeniu IO budynki miały być zwrócone deweloperowi, a mieszkania sprzedane.
Osiedle wygląda bajkowo, ale na razie podobno kręcą się tam głównie bezdomni. Deweloper znalazł kupców na co dwunasty apartament.
- Właściwie jedynymi obiektami, które znajdują się obecnie w użytku, są Pawilony naprzeciwko Wioski Olimpijskiej. Zarządza nimi francuska firma GL, odbywają się tu wydarzenia sportowe i biznesowe - opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty Marcio Salim, dziennikarz brazylijskiego Radia Record. - Reszta została porzucona. To zarówno wina polityków, jak i rekordowej recesji.
Los - w tym wypadku zwany też niegospodarnością - nie oszczędził też Maracany. Obiekt-legenda, który trzy lata temu z okazji mistrzostw świata odnowiono za pół miliarda dolarów, a podczas igrzysk gościł między innymi ceremonie otwarcia i zamknięcia oraz finał turnieju piłkarskiego, dziś staje się ruiną.
Na bramie wisi kłódka, elektrownia odcięła prąd. Nikt nie pielęgnuje murawy. Trawa wyschła i odchodzi płatami. Stadion stał się sypialnią dla bezdomnych kotów, gigantycznym koszem na śmieci. Złodzieje ukradli telewizory, zlewy, kable; powyrywano część krzesełek. Podobno zniknęło nawet popiersie Mario Filho - dziennikarza, którego imię nosi obiekt.
Zadłużenie Maracany sięga miliona dolarów.
Problem zaczął się po igrzyskach. Zarządca - Maracana SA Group, własność spółki Odebrecht - miał przejąć obiekt od Komitetu Organizacyjnego w październiku. Odmówił jednak odebrania kluczy podnosząc, że ten najpierw musi naprawić szkody powstałe w trakcie i po igrzyskach. Druga strona odbiła piłeczkę. Jej zdaniem dostosowanie stadionu do standardów olimpijskich kosztowało prawie cztery razy więcej (około 600 tys. dolarów) niż wyniosłyby koszta ewentualnej naprawy. I sprawa stanęła w miejscu.
[nextpage]
Rozbita fawela
Infrastruktura to nie wszystko, igrzyska zrodziły także ludzkie dramaty.
Podczas budowy obiektów olimpijskich wysiedlono około 70 tysięcy osób. Wielu bezprawnie, wbrew woli. Fawele w Vila Autodromo zostały zrównane z ziemią; w ich miejscu powstał plac dla autobusów przy Parku Olimpijskim. - To była trwająca trzy lata wojna. Czuliśmy się, jakbyśmy mieszkali w Iraku - mówił jeden z mieszkańców reporterowi "The Sydney Moring Herald". W ruch poszły pięści i gumowe kule, wygrała brutalna siła.
Na swoim miejscu pozostał tylko jeden budynek, niemy symbol oporu. Przez całe igrzyska zagraniczni goście mogli czytać transparent: "Rio to fawela, Rio to samba, Rio to pagoda, funk i rap. A wszystko zaczyna się w fawelach. To my".
Sierpniowa impreza nie była dla Brazylijczyków świętem, tubylcy raczej traktowali ją obojętnie. Festiwal toczył się obok codziennego życia. Trudno się dziwić, skoro najważniejsze areny sportowych zmagań powstały w Barra de Tijuca, czyli enklawie klasy średniej i wyższej. Przybyszów od prawdziwego Rio oddzielały płoty, mury i wojsko obecne na każdym skrzyżowaniu, przy każdej ulicy.
I kiedy na olimpijskim polu golfowym największym problemem zawodników były kapibary, kilkanaście kilometrów dalej wciąż na porządku dziennym były kradzieże i napady z bronią w ręku.
Za płotem toczyło się prawdziwe życie. Wystarczyło ruszyć na północ i wstąpić na Sambadromo, by w tle za tarczami łuczników zobaczyć malowniczą ścianę faweli, szerokim gestem błogosławionych przez Chrystusa Wyzwoliciela. Igrzyska były rozpięte na granicy światów bogactwa i biedoty, a oba łączyło jedno - żadnego z nich ten miesiąc nie odmienił.
Znicz zgasł, a największa od 30 lat recesja wróciła na czołówki brazylijskich gazet. Wszystko zostało po staremu. Ulicami Rocinhy (największa fawela w Rio) wciąż płyną ścieki, a zatoka Guanabara jak była brudna, tak dalej jest. Dwa największe problemy miasta to wciąż przestępczość oraz kanalizacja. Wystarczyło, że wojsko opuściło ulice i dzień po igrzyskach na Copacabanie rabusie napadli z nożem dwóch polskich dziennikarzy.