Newspix / Michał Nowak / Na zdjęciu: Anna Lewandowska

Dorota Banaszczyk zaatakowała Annę Lewandowską. "Ona nie jest prawdziwą mistrzynią"

Karol Wasiek

Od kilku dni trwa medialny spór między Dorotą Banaszczyk a Anną Lewandowską. Ta pierwsza uważa, że żona polskiego piłkarza nie zasłużyła na miano "prawdziwej mistrzyni karate". Długo nie trzeba było czekać na jej odpowiedź.

W zeszłym roku Dorota Banaszczyk osiągnęła najlepszy rezultat w swojej karierze. Została mistrzynią świata w karate olimpijskim. Jednak dla większości kibiców - pierwszą mistrzynią w tej dziedzinie jest Anna Lewandowska.

Banaszczyk bardzo denerwuje się na takie opinie. W rozmowie z portalem sport.pl zaatakowała żonę piłkarza reprezentacji Polski.

- Jak komuś mówię, że zdobyłam historyczny złoty medal dla Polski w prawdziwym karate, to najczęściej dziwią się tylko i mówią: "Ale jak to? Przecież Ania Lewandowska była mistrzynią w karate". Ręce mi opadają jak coś takiego słyszę. No właśnie nie, ona uprawiała karate tradycyjne i nie jest prawdziwą mistrzynią - przyznaje Banaszczyk.

ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (highlights): widowiskowy nokaut "latającym kolanem" 

Jej wywiad nie przeszedł bez echa. Był szeroko komentowany. Na odpowiedź Lewandowskiej nie trzeba było długo czekać. Żona Roberta opublikowała na swoim koncie na Instagramie zdjęcie z Zakopanego. W opisie wspomina czasy zgrupowań kadry narodowej.

"Pamiętam, jak spędzałam tutaj całe lata na obozach, zgrupowaniach kadry narodowej, wylewając litry potu. To były piękne czasy i tęsknię" - napisała Lewandowska.

Jeden z internautów komentując jej wpis, wstawił link do wywiadu z Banaszczyk. Lewandowska odpowiedziała: "Prawdziwy Samuraj zawsze z pokorą".

Spór między Banaszczyk i Lewandowską dotyczy podziału karate. Sporo osób ma problem z rozróżnieniem stylów karate, dlatego uznaje właśnie Lewandowską jako "mistrzynię polskiego karate". Tak naprawdę trudno porównać obie zawodniczki, bo jedna walczy z przeciwnikiem, a druga z cieniem.

- Karate można podzielić na trzy główne dyscypliny. Jest karate kyokushin. To bardzo kontaktowe karate, ale nie jest to dyscyplina olimpijska. Kolejną odmianą jest karate shōtōkan, które jest punktowane. Ostatnia dyscyplina to "karate WKF", które widzimy podczas igrzysk olimpijskich. Pani Banaszczyk jest w tej ostatniej grupie - mówi nam pracownik Polskiego Związku Karate.

- Trenuję kumite, które polega na walce z przeciwnikiem. To jest prawdziwe karate, które uznane jest na całym świecie. Niestety, w Polsce bardzo rozpoznawalne jest "karate tradycyjne", które tak naprawdę jest jakimś dziwnym bytem - podkreśla Banaszczyk w rozmowie z portalem sport.pl.

W niedzielę na stronie "polskizwiazekkarate.org.pl" prowadzonej przez Andrzeja Drewniaka (wiceprezes Polskiego Związku Karate) pojawiło się oświadczenie, które odnosi się do ostatnich wywiadów Banaszczyk. Drewniak pisze w nim: "W czasie ponad 40 lat funkcjonowania w karate, kilkanaście razy spotkałem się ludźmi, którzy twierdzili, że tylko oni uprawiają prawdziwe karate, a inni nie uprawiają prawdziwego karate, albo że tylko oni są prawdziwymi mistrzami a inni są nieprawdziwymi mistrzami. Szybko okazywało się, że szybko znikali z karate i że mieli jakiś wewnętrzny deficyt z którym nie mogli sobie poradzić i w ten sposób go manifestowali. Bardzo przykre."

Warto odnotować, że o ostatnim sukcesie Banaszczyk więcej mówiło się w kontekście konfliktu z polskim karate. Na MŚ zawodniczka startowała bowiem z ramienia Polskiej Unii Karate, ponieważ Polski Związek Karate został wiosną wykluczony ze struktur światowej federacji.

Od polskiej federacji nie otrzymała żadnych pieniędzy. Starty musiała opłacać z własnej kieszeni. Sama musi też dbać o przygotowania do igrzysk olimpijskich w Tokio. Banaszczyk to ścisła światowa czołówka i medalowa nadzieja.

Zobacz także: Dyrektor wydziału sportu w Łodzi odpowiedział Dorocie Banaszczyk. "Naruszyła zasadę fair play"

< Przejdź na wp.pl