Final Four Euroligi: Slavko Vranes liczy na niespodziankę

Michał Fałkowski

Mierzący 229 cm wzrostu Slavko Vranes to najwyższy koszykarz, który kiedykolwiek osiągnął pułap Final Four Euroligi. Zawodnik Partizana Belgrad to prawdziwy dominator strefy podkoszowej i trener Dusko Vujosević chce wykorzystać jego gabaryty w walce przeciwko środkowym Olympiacosu Pireus.

Nie ma co ukrywać - przed rozpoczęciem sezonu 2009/2010 żaden z koszykarskich ekspertów nie postawiłby złamanego grosza na to, że Partizan Belgrad zagra w Final Four Euroligi w Paryżu. Podopieczni Dusko Vujosevicia nie dość, że sprawili największą niespodziankę rozgrywek to jeszcze wyeliminowali po drodze Maccabi Tel Awiw czy Panathinaikos Ateny. - Zaczynaliśmy jako outsiderzy, którzy będą cieszyć się z byle jakiego zwycięstwa. Tymczasem nie tylko wygrywaliśmy z lepszymi potencjalnie zespołami, ale awansowaliśmy do play-off i przeciwko Maccabi okazaliśmy się lepsi bez większych wątpliwości - mówi Slavko Vranes, jeden z autorów sukcesu drużyny.

Mierzący 229 cm wzrostu koszykarz spełnia w Partizanie rolę wybitnie defensywą, polegającą na maksymalnym utrudnianiu gry podkoszowym w zespole przeciwnika. To właśnie w stolicy Serbii trener Vujosević jako pierwszy szkoleniowiec, z którym Vranes miał do czynienia, potrafił ustawić go w drużynie tak, aby wykorzystać jego gabaryty i zakryć wady: brak szybkości, zwrotności czy umiejętności czysto technicznych. - Grałem dla wielu trenerów w wielu klubach, ale myślę, że w podświadomości zawsze chciałem pracować z takim szkoleniowcem jakim jest Dusko. W różnych miejscach czułem się dobrze, ale dopiero jak przyszedłem do Partizana poczułem, że to jest właśnie to - wyjaśnia 27-letni koszykarz.

Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, że taka sama grupa koszykarzy pod wodzą innego opiekuna z pewnością nie byłaby w stanie osiągnąć takiego pułapu. 51-letni trener Vujosević umiejętnie połączył gniewną młodzież w postaci Jana Veselyego czy Branislava Djekicia z dwoma nieznanymi szerzej Amerykanami Bo McCalebbem i Lawrence’m Robertsem oraz grupką zawodników już ogranych w Europie: Dusanem Kecmanem, Aleksem Mariciem czy Aleksandarem Rasiciem. - Ten turniej będzie dla niektórych z nas szansą, jakiej nie dostaliby w żadnym innym klubie. Mówię tu o doświadczonych graczach, a także o grupce młodych. Zwłaszcza dla nich to bezcenna lekcja - tłumaczy Serb.

- Postaramy się użyć szybkość Bo, strzeleckich umiejętności Aleksandara i Dusana, ich doświadczenia, a także instynktu do zbiórek Aleksa i mojego wzrostu. Jeśli to wszystko razem zagra jak należy, wówczas nie będziemy musieli myśleć za dużo o naszych przeciwnikach - zapewnia Vranes, lecz ten koncept ma poważną lukę. Dla wszystkich wyżej wymienionych koszykarzy, poza Kecmanem, impreza w Paryżu będzie debiutancką i trudno się spodziewać, by unieśli ciężar tego turnieju. - Cóż, wszystkie zespoły mają szanse, ale nas skazuje się na szybkie pożarcie i w sumie się temu nie dziwię. Mamy niewiele doświadczenia, drużyna zbudowana jest za małe, w porównaniu z innymi, pieniądze - dodaje serbski środkowy.

Z drugiej jednak strony Partizan uważany jest za outsidera już od dobrych kilku miesięcy i ta powszechna opinia nie przeszkodziła drużynie w awansie do Final Four. Podopiecznym Dusko Vujosevicia odpowiada atakowanie mistrzowskiego tronu z pozycji outsidera. - Inne drużyny już dzielą skórę na niedźwiedziu, dyskutują na temat mocnych i słabych stron rywala, lecz nam jest to bardzo na rękę. Wolimy nie być brani pod uwagę i liczymy, że rywale nas trochę zlekceważą. Wówczas będziemy mogli ugryźć... bardzo mocno - uśmiecha się Vranes.

- Poza tym jest jeszcze jeden ważny aspekt, którego mogą pozazdrościć nam przeciwnicy - fani. Nikt nie ma takiego wsparcia jak my. Oczywiście w hali w Paryżu nie zmieści się 20 tysięcy serbskich kibiców, tak jak w Pionir, ale wielu z nich na pewno przyjedzie do stolicy Francji dopingować nas z całych sił. Czując ich wsparcie, damy z siebie więcej niż wszystko - kończy z optymizmem swój wątek serbski wieżowiec.

< Przejdź na wp.pl