Brown symbolem słabej gry Anwilu

Michał Fałkowski

Brandon Brown stał się ofiarą słabej gry Anwilu Włocławek. Czy będzie jedyną? O tym zadecydują najbliższe spotkania. Od reszty drużyny wymaga się, by wzięła na swoje barki odpowiedzialność za wyniki.

Postawa Anwilu Włocławek w dwóch meczach ligowych była zatrważająca. Po porażce w fatalnym stylu z Polskim Cukrem Toruń, w którym drużyna zanotowała aż 18 strat, wydawało się, że drugi tak słaby mecz już się nie przytrafi. I rzeczywiście, słaby się nie przytrafił. Przytrafił się jeszcze słabszy. 58 punktów zdobytych we własnej hali, 3/26 za trzy oraz 19 strat to liczby niedzieli, które świadczą przeciwko wszystkiemu, co próbowano zbudować we Włocławku w ostatnich tygodniach.

- Na pewno będą wyciągnięte konsekwencje - powiedział na konferencji prasowej trener Mariusz Niedbalski, nie precyzując dokładnie co miał na myśli. W poniedziałek jednak decyzja zapadła. Na wniosek szkoleniowca klub odsunął od drużyny amerykańskiego skrzydłowego Brandona Browna.

Nie jest tajemnicą, że 29-latek był już blisko opuszczenia Anwilu Włocławek w okresie przygotowawczym. Amerykanin rozegrał fatalny turniej w Toruniu, gdzie w meczu z Treflem Sopot trener Niedbalski posadził go na ławce w drugiej części i w ogóle nie wypuścił na parkiet. To było pokłosie chaosu i dezorganizacji gry zespołu, którą powodował zawodnik. Co ciekawe, Anwil tamten mecz wygrał i w klubie mocno zastanawiano się nad rozstaniem z graczem.

Ostatecznie sztab trenerski uznał, że najlepszym lekarstwem są czas i praca i Brown pozostał w zespole, a przez moment - patrz: turnieje w Kutnie i Włocławku - wydawało się nawet, że decyzja okazała się słuszna. W ostatnich dwóch meczach jednak zmory wróciły i obecnie koszykarz trenuje indywidualnie, bez kontaktu z resztą zespołu, a obie strony - klub oraz agent zawodnika - podjęły rozmowy w sprawie polubownego rozwiązania umowy.

Brandon Brown został odsunięty od zespołu Anwilu Włocławek
Brown stał się zatem "kozłem ofiarnym" dwóch porażek, gdyż sam, swoją postawą, symbolizował największy problem w grze Anwilu, a więc chaos w ofensywie, łamanie zagrywek i nieegzekwowanie poleceń trenera. Czy to jednak koniec zmian w zespole? Odpowiedź na to pytanie poznamy po dwóch najbliższych meczach. W nadchodzący weekend Anwil zagra na wyjeździe z Rosą Radom, a następnie podejmie King Wilki Morskie Szczecin. Po przegranych na rozpoczęcie rozgrywek chwieje się krzesło pod trenerem zespołu Mariuszem Niedbalskim i choć w klubie nie myślą póki co o zmianie szkoleniowca, to jednak każda kolejna porażka, a co ważniejsze - kontynuacja fatalnego stylu gry - będzie argumentem przeciw trenerowi.

Odsunięcie od drużyny Browna, co wkrótce zamieni się w rozwiązanie kontraktu, nie oznacza jednak, że pozostali zawodnicy mogą czuć się bezpieczni. Nie trzeba nikogo przekonywać, że najbardziej rozczarowuje dwóch graczy, którzy mieli prowadzić grę: Deonta Vaughn i Arvydas Eitutavicius. Amerykanin trafił dotychczas tylko pięć z 20 rzutów z gry, a przy 11 stratach rozdał tylko dziewięć asyst. Litwin strat zaliczył zdecydowanie mniej (tylko dwie), ale też kompletnie zapomniał o kreowaniu pozycji partnerom (trzy), a dodatkowo trafiał jeszcze rzadziej (3/15 z gry).

< Przejdź na wp.pl