Rumunia wzięła na cel TBL. Dlaczego Liga Nationala jest trendy?

Michał Fałkowski

Dziewięciu zawodników, którzy w zeszłym sezonie grali w Tauron Basket Lidze, tego lata wybrało ligę rumuńską. Skąd bierze się fenomen tamtejszej Liga Nationala i dlaczego Rumunia jest trendy?

Willie Kemp, Kyle Shiloh, Aleksandar Mladenović, Callistus Eziukwu, Anthony Miles, Lazar Radosavljević, Denis Ikovlev, William Franklin, Jamar Diggs - sześciu Amerykanów, dwóch Serbów i jeden Ukrainiec. Co łączy tych zawodników? Wszyscy w poprzednim sezonie grali w Tauron Basket Lidze. I to - poza Kempem oraz Radosavljeviciem - grali na tyle skutecznie, że po zakończonych rozgrywkach nadal znajdowali się w kręgu zainteresowań polskich klubów. Jednakże, bardzo krótko. Wszyscy bowiem szybko zdecydowali się podpisać kontrakty w lidze rumuńskiej.

Co zatem sprawiło, że rumuńska Liga Nationala stała się kierunkiem numer jeden dla koszykarzy zagranicznych, którzy w zeszłym sezonie biegali po parkietach Tauron Basket Ligi? 

Polska ekstraklasa od wielu lat mieni się - słowami cudzoziemców i ich agentów - trampoliną do lig bogatszych, bardziej konkurencyjnych. Problem w tym, że o ile do niedawna myśleliśmy w tych kategoriach o Francji, Włoszech, Niemczech czy Turcji, o tyle dzisiaj sytuacja się zmieniła. Czy to, że ekstraklasa Rumunii, której drużyna narodowa po raz ostatnia zakwalifikowała się na EuroBasket w 1987 roku, zaczyna wygrywać z polskimi klubami w wyścigu o zawodników zagranicznych oznacza automatycznie spadek atrakcyjności TBL?

- Ja poszedłem do Rumunii, bo z Rovinari będziemy walczyć o mistrzostwo tego kraju oraz będziemy brać udział w FIBA Europe Cup. To było dla mnie kluczowe. Chciałbym w końcu zanotować sezon, w którym będę wygrywał częściej, niż przegrywał - mówi Anthony Miles, były rzucający Polpharmy Starogard Gdański, który latem podpisał kontrakt w ekipie Energia Rovinari Targu Jiu, ubiegłorocznym półfinaliście ligi oraz EuroChallenge. W przypadku Amerykanina nie ma więc zaskoczenia - w rumuńskim klubie uznali, że koszykarz ma umiejętności by grać w lepszym zespole, niż przedostatnia ekipa w TBL.

Anthony Miles zagra o medale w lidze rumuńskiej
W Rovinari Miles będzie występował obok Lazara Radosavljevicia z Asseco Gdynia, Callistusa Eziukwu z Energi Czarnych Słupsk oraz Jamara Diggsa (w pierwszej połowie sezonu Polski Cukier Toruń). - Głównym powodem, dla którego podpisałem kontrakt z CS Energia Rovinari, było to, że zespół będzie grał w FIBA Europe Cup. Szansa rywalizacji nie tylko w jednych krajowych rozgrywkach to zawsze jest bodziec, który kusi. Będę mógł sprawdzić swoje umiejętności nie tylko w lidze, ale również w Europie - mówi Serb. Podobnie swoją decyzję tłumaczy amerykański środkowy. - Grając w Rovinari, będę mógł pokazać się również w Europie. To bardzo istotne dla mojej dalszej kariery.

Powszechnie wiadomo, że europejskie puchary zawsze były bodźcem, który działał na korzyść drużyn uczestniczących w rozgrywkach międzynarodowej. - W zeszłym sezonie cztery zespoły z Rumunii grały w Europie. Mistrz Asesoft Ploeszti awansował do drugiej rundy EuroCup, a Rovinari zdobyło brązowy medal EuroChallenge. A ile polskich drużyn grało w pucharach w zeszłym sezonie? - pyta retorycznie Aleksandar Avlijas, agent działający i w Polsce, i w Rumunii.

O ile w zeszłym sezonie sytuacja była korzystniejsza dla rumuńskich zespołów, o tyle jednak zmieniło się to tego lata. W europejskich pucharach zagrają: Stelmet Zielona Góra (Euroliga), PGE Turów Zgorzelec, Rosa Radom i Śląsk Wrocław (FIBA Europe Cup). A z Rumunii? Steaua Bukareszt będzie walczyć w EuroCup, a Rovinari i BC Timisoara w FIBA Europe Cup. Jest jeszcze CSU Craiova, ale ona zagra w lokalnej Lidze Bałkańskiej, czyli rozgrywkach zdecydowanie niższego kalibru. 

W nowym sezonie barwy wspomnianej Timisoary (w poprzednim sezonie ledwo zakwalifikowała się do play-off) przywdzieje były snajper Energi Czarnych, Kyle Shiloh. Amerykanin ma inne spojrzenie na kwestię europejskich pucharach i zwraca uwagę na jedną zasadniczą różnicę między polskimi, a rumuńskimi klubami: samouświadomienie, że droga do stabilnej ligi wiedzie przez Europę.

[nextpage]

- Podejmując decyzję, patrzę na ligę w kontekście kilku ostatnich lat. Czy się rozwija, czy przeciwnie. Jacy zawodnicy przyjeżdżają do tej ligi, jakie są perspektywy dla zawodników. Grałem już wcześniej w Rumunii i sądzę, że tamtejsza liga robi po prostu wszystko, by być coraz lepszą. Kluby chcą grać w pucharach. W Polsce nigdy nie wiesz jak to będzie. W Słupsku zdobyliśmy trzecie miejsce, ale klub nie zdecydował się na grę w Europie. W Rumunii natomiast jest tendencja, by - jeśli już wywalczysz możliwość rywalizacji w pucharach - korzystać z tego przywileju - komentuje Amerykanin, który, podobnie jak jego były kolega z Energi Czarnych Will Franklin, wraca do Rumunii po roku przerwy. 

- Podpisując kontrakt, musisz myśleć przede wszystkim o sobie. Taka jest prawda. Patrzysz na to, co dany klub czy dana liga może ci dać i co możesz z tego wynieść jako sportowiec w przyszłości. Każdy chce się rozwijać, każdy chce grać przeciwko najlepszym i być dostrzeganym przez jak najszersze spektrum. I każdy chce zarabiać jak najwięcej. A w Rumunii płace są wyższe z roku na rok - mówi były rozgrywający Polskiego Cukru Toruń, płynnie przechodząc do kolejnego aspektu: pensji.

- Tak, kluby z Rumunii przebijają polskie pod względem płacowym. Oczywiście poza Stelmetem Zielona Góra. Niemniej reszta jest w stanie przebić finansowo polskie kluby - mówi Avlijas.

Średnia pensji koszykarzy z zagranicy, którzy przyjeżdżają do Polski rywalizować w Tauron Basket Lidze to około 5 tysięcy dolarów miesięcznie. - Myślę, że tak to można ująć. W lidze rumuńskiej średnia płacowa nie jest dużo większa, ale jednak jest. Szacunkowo można powiedzieć, że jakieś 15-20 procent większa. To plus obecność w europejskich pucharach wystarczy, by Amerykanin czy Serb uznał, że woli tam grać. Bo trzeba zaznaczyć, że ta proporcja drużyn grających w Europie dotychczas przez lata była na korzyść Rumunii. Dopiero w tym roku to się zmienia. Oczywiście nie bierzemy tu pod uwagę, że Stelmet czy Turów grały w Eurolidze i budżety były sporo wyższe od drużyn rumuńskich. Mówimy o pozostałych pucharach. Nasza liga będzie z pewnością bardzo konkurencyjna, jeśli utrzymamy poziom czterech klubów grających w Europie - mówi inny agent działający na obu rynkach, Grzegorz Piekoszewski.

W ostatnich latach wielki kryzys finansowy wstrząsnął światem piłki nożnej w Rumunii, czyli sportem numer 1 w kraju. Tamtejsze kluby są w większości zadłużone, doszło nawet do tego, że wielokrotna marka ligi - Steaua Bukareszt - musiała sprzedać prawa do swojego herbu. Sytuację tę chcą wykorzystać inne sporty, w tym koszykówka, czyli sport numer 3. Władze ligi postawiły na bardzo konkretne działania, o czym przekonał się ostatnio Asesoft Ploeszti.

Aleksandar Mladenović wrócił do Rumunii po roku przerwy
Klub ten, sponsorowany rękoma prywatnych inwestorów ale także władz lokalnych, wygrał 11 mistrzostw kraju w ostatnich 12 latach. To jedna z bardziej imponujących serii w Europie. Asesoft zdobył mistrzostwo również w ostatnim sezonie (w składzie z Ivanem Zigeranoviciem), ale od pewnego czasu miał problemy finansowe. Decyzja ligi była jednoznaczna i zdecydowana: relegacja do niższej klasy rozgrywkowej. Takie działanie to jasny sygnał dla agentów i zawodników. W lidze 12 zespołów - z których przynajmniej 10 ma budżet na poziomie minimum wymaganego w lidze polskiej (2 milionów złotych) - ważniejsza jednak od wielkości budżetu jest jego gwarancja.

- Ja mam o tyle łatwiej, że mnie w Rumunii znają. Trenerzy, prezesi. Grałem tutaj już trzy lata i teraz spędzę czwarty sezon w tym kraju - mówi Aleksandar Mladenović, nowy zawodnik BC Pitesti, puentując: - Znają mnie jednak i w Polsce... Sprawa więc jest prosta. Pieniądze oraz warunki gry są w Rumunii lepsze, niż w TBL. Poza tym, w lidze rumuńskiej musisz płacić na czas, bo jak nie, to cię zdegradują. W Polsce wszyscy wiemy jak z tym jest. Większość graczy, którzy tak jak ja wybrali Ligę Nationala, dostali lepsze warunki finansowe i sportowe, niż mogliby dostać w Polsce. I choć nie ma co porównywać lig zanim nie rozpoczął się sezon, to jednak uważam, że w tym momencie liga rumuńska jest bardziej atrakcyjna, niż polska.

Dekadę temu Polska Liga Koszykówki była porównywana - poziomem sportowym czy finansowym - do niemieckiej Bundesligi. Obecnie o jakimkolwiek porównaniu z rozgrywkami za Odrą nie ma co nawet wspominać. Obecnie w pierwszej kolejności TBL musi gonić Ligę Nationala.

***

W sobotę opublikujemy wywiad z Vladem-Sorinem Moldoveanu, jedynym Rumunem w Tauron Basket Lidze, w którym koszykarz opowie o rozgrywkach w swoim kraju i porówna je do polskiej ekstraklasy.

< Przejdź na wp.pl