Był wielką gwiazdą polskiej piłki i nagle zniknął. Co dzisiaj robi?

Getty Images / Gary M Prior / Na zdjęciu: Jacek Krzynówek
Getty Images / Gary M Prior / Na zdjęciu: Jacek Krzynówek

Jacek Krzynówek zakończył karierę w sierpniu 2011 roku. Kilka lat później był dyrektorem sportowym, a później zupełnie zniknął ze świata piłki nożnej. Jak wyjawił w rozmowie ze Sport.pl - śledzi jednak wyniki, przede wszystkim reprezentacji.

W tym artykule dowiesz się o:

Jacek Krzynówek w 1999 roku po grze w Radomsku, Częstochowie i Bełchatowie dostał szansę na grę w Niemczech.

Wykorzystał ją i spędził tam 11 lat swojej kariery. Grał w 1. FC Nurnberg, Bayerze Leverkusen, VfL Wolfsburg oraz w Hannoverze 96. Występował w Lidze Mistrzów i miał wtedy swój najlepszy czas.

W kadrze w latach 1998-2009 zaliczył 96 występów, zdobył 15 bramek. W sierpniu 2011 roku powiedział pas. Pożegnalny mecz zagrał w Radomsku w maju rok później. A później zniknął.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobił to na siedząco. Po prostu magia

- Po kilkunastu latach gry w piłkę mój organizm, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym, był po prostu przemęczony. Gdy zakończyłem karierę, to miałem taki przesyt piłki, że przez półtora roku żadnego meczu nie obejrzałem. Nie ciągnęło mnie ani do piłki, ani w ogóle do sportu - powiedział w rozmowie ze Sport.pl.

W lipcu 2015 roku przyjął posadę dyrektora ds. sportowych w GKS Bełchatów. Jednak po niespełna roku przestał pełnić tę funkcję i do piłki nożnej już nie wrócił.

Nie chwali się głośno tym, co teraz robi. - Mam swoje rzeczy, których pilnuję, ale o nich nie mówię. I tego się trzymam. Ale wbrew pozorom nie mam wcale wiele wolnego czasu - podkreślił.

- Branża deweloperska to za dużo powiedziane. Mam kilka nieruchomości, które powynajmowałem i tyle. Czasem coś tam kupię, by potem sprzedać, ale nie jest to na wielką skalę. Mało o tym mówię, bo nie mam w tym interesu - zakończył.

Czytaj też: 
Miliony przeszły koło nosa. Kosztowna porażka Barcelony
Piorunujący finisz celem Rakowa Częstochowa w Lidze Europy

Źródło artykułu: WP SportoweFakty