Jacek Zieliński dotrwa do wiosny?

Michał Piegza

Rzadko się zdarza, aby zespół na własnym boisku tracił cztery gole. Ruch w niedzielę przegrał z Lechem i zaczął drżeć o ligowy byt. Przewaga nad piętnastym Podbeskidziem zmniejszyła się do 6 punktów.

Trybuny niemal pełne, nadzieje na dobry wynik i... wielka klapa. Ruch Chorzów został wypunktowany na własnym stadionie przez Lecha Poznań. Kolejorz obnażył wszystkie niedoskonałości Niebieskich i pewnie zgarnął komplet punktów.

Nie dziwi więc, że po spotkaniu część piłkarzy gospodarzy szybko zeszła do szatni. Ci którzy zostali, sporo się nasłuchali od kibiców. Szczególnie Marcin Kikut, któremu fani wicemistrzów Polski mają za złe, że nie gra ambitnie oraz brak mu szybkości i dynamiki. - Mieliśmy kilka sytuacji bramkowych i nic nie zapowiadało, że tak się wszystko zakończy. Lech grał mądrze i przede wszystkim dojrzale. Wykorzystał nasze słabości. My aż tak klarownych okazji nie mieliśmy. Kilka groźnych strzałów było, ale nic poza tym. W końcówce dodatkowo opadliśmy z sił - stwierdził po spotkaniu były zawodnik Kolejorza.

W niedzielę w zespole z Cichej zadebiutowało kilku nowych graczy. Poprawny występ zaliczył obrońca Martin Konczkowski. Po przerwie na boisku pojawił się Robert Chwastek. Pomocnik starał się poderwać kolegów, pokazał, że posiada dobrą technikę, ale na twardych obrońców gości to nie wystarczyło. - Nie był to dla mnie łatwy debiut. Zasłużenie zeszliśmy z boiska pokonani. Nie zrealizowaliśmy założeń taktycznych. Na pewno nie jesteśmy tak słabi jak na to wskazuje wynik. Lech to zespół mocny piłkarsko i żeby im się przeciwstawić to trzeba grać na 120 procent swoich możliwości - stwierdził pochodzący z Chorzowa piłkarz.

Winnych porażki nie szukał ten, do którego po spotkaniu nikt nie mógł mieć pretensji, czyli bramkarz Michal Pesković. Słowak w kilku sytuacjach uratował Ruch przed wyższą porażką. - Wszyscy wygrywamy i wszyscy przegrywamy. Nie można tracić goli już na początku meczu. Do tego doszła bramka tuż przed przerwą. I to po stałym fragmencie gry - rozkładał ręce golkiper.

Pomimo sromotnej porażki Niebiescy z optymizmem patrzą w przyszłość. - Przed nami czternaście meczów, nie można się załamywać. Na pewno porażka boli. Nie takiej inauguracji się spodziewaliśmy. Nie możemy jednak dopuścić do siebie chwili słabości i zwątpienia - zakończył Marcin Kikut.

Już w środę Ruch w ćwierćfinale Pucharu Polski zagra w Lubinie z Zagłębiem. W sobotę na Cichą przyjedzie Widzew Łódź, a w kolejną Śląsk Wrocław. W Chorzowie wróble zaczynają ćwierkać, że te spotkania mogą zadecydować o przyszłości w Ruchu Jacka Zielińskiego. Pytanie czy obecny trener dotrwa do kalendarzowej wiosny na razie pozostaje bez odpowiedzi.

< Przejdź na wp.pl