Jan Kocian: Taka bramka pada raz na dziesięć sezonów

Michał Piegza

Niezbyt udał się Janowi Kocianowi powrót na Cichą po pięciu miesiącach. Słowak z Chorzowa odszedł po porażce 1:2 i taki sam wynik zanotował podczas kolejnej wizyty na stadionie Ruchu.

Tak podłamanego Jana Kociana w Chorzowie, podczas jego pracy z Ruchem, oglądano rzadko. Po przegranej z Niebieskimi trener Pogoni Szczecin był bardzo smutny. - Za łatwo przegraliśmy ten mecz. Praktycznie sami podarowaliśmy Ruchowi dwie bramki. Rzut z autu dla rywala i w takiej sytuacji nie może znaleźć się za plecami wolny gracz, który potem trafił tak, jak trafił. Taka bramka pada raz na dziesięć sezonów - powiedział Kocian.

- Druga bramka to kontra przez całe boisko. Nikt nie potrafił zatrzymać rywala, zabrać mu piłki, albo sfaulować. Co z tego, że potem przez siedemdziesiąt minut dominowaliśmy, mieliśmy piłkę pod kontrolą i strzeliliśmy bramkę na 2:1, skoro nie byliśmy już potem tak efektywni, aby strzelić drugiego gola
- dodał.

Słowak miał sporo uwag do postawy swojego zespołu po przerwie, kiedy Pogoń niemal przez całą drugą połowę miała optyczną przewagę. - Atak pozycyjny mógł być lepszy, bo Ruch tylko się bronił i czekał na kontry. My mieliśmy szanse, ale na pewno nie stuprocentowe. Przez początkowe dwadzieścia minut, które przespaliśmy, przegraliśmy cały mecz - stwierdził Jan Kocian.

Były trener Niebieskich po spotkaniu wyjaśnił także, dlaczego na pozycji stopera w miejsce Hernaniego zagrał Michał Koj. - Analizowaliśmy mecz z Łęczną i podjęliśmy taką decyzję. Mamy jeszcze inne możliwości. Czy to było zaskoczenie dla kogoś? - zapytał na koniec Kocian, który w przeciągu pięciu dni przegrał ze swoją drużyną dwa mecze.

< Przejdź na wp.pl