Piotr Mandrysz porównał Ruch Chorzów do Barcelony

Michał Piegza

Beniaminek ekstraklasy Termalica Bruk-Bet Nieciecza w Chorzowie zagrała otwartą piłkę i w końcówce słono za to zapłaciła. - To nie było frycowe - stwierdził Piotr Mandrysz.

Termalica Bruk-Bet Nieciecza w meczu z Ruchem Chorzów poszła na wymianę ciosów i sromotnie poległa, ale również dobrze przy Cichej mogła... wygrać. - Według mnie porażka była zbyt wysoka. Jak mówi piłkarska prawda, jak nie dasz to dostaniesz. I tak było z nami. Chwilę przed golem Lipskiego Dawid Plizga powinien zdobyć bramkę. Wówczas mogliśmy zmienić swoją grę i inaczej ustawić się pod rywala. A tak to powtórzyła się sytuacja z pierwszej części, kiedy musieliśmy gonić wynik - stwierdził Piotr Mandrysz.

W drugiej części, po wspomnianym trafieniu Patryka Lipskiego, goście przez wiele minut nie potrafili stworzyć zagrożenia pod bramką Niebieskich. - Dokonaliśmy zmian i staraliśmy się jeszcze coś zmienić, ale nie udało się - żałował trener.

W końcówce Ruch piłkarsko dobił rywala. - Nie powinniśmy tak wysoko przegrać. To nie było frycowe, bo przecież rozegraliśmy już piąty mecz w ekstraklasie. Przy ostatnim trafieniu gospodarze rozklepali nas jak Barcelona. Nasza obrona, ostatnio grająca pewnie, wyglądała szwajcarski ser. A czwarty gol był konsekwencją tego, że nie było na boisku lewego obrońca - powiedział Mandrysz, który miał pretensję do Sebastiana Ziajki o niepotrzebną czerwoną kartkę. - To był przejaw frustracji. To doświadczony zawodnik, a zachował się jak nastolatek i sprowokował sytuację. Wykluczenie to duży problem dla nas, bo nie mamy zbyt wielu obrońców - dodał na koniec trener Termalicy.


< Przejdź na wp.pl