/ Prezes Legii Dariusz Mioduski

Właściciel Legii chce, by polskie drużyny miały łatwiejszy dostęp do pucharów

Marek Wawrzynowski

Dariusz Mioduski, właściciel warszawskiej Legii, wszedł do zarządu ECA, Europejskiego Stowarzyszenia Klubów Piłkarskich. Powalczy tam m.in. o ułatwienia dla polskich klubów w europejskich pucharach.

Dariusz Mioduski, właściciel warszawskiej Legii, wszedł do zarządu ECA, Europejskiego Stowarzyszenia Klubów Piłkarskich. Powalczy tam, jak mówi, "o wzrost konkurencyjności w europejskich rozgrywkach", co oznacza również ułatwienia dla polskich klubów.

ECA jest najpoważniejszym partnerem rozmów z UEFA czy FIFA. To właśnie ta organizacja wywalczyła niedawno, że kluby które wysyłają swoich piłkarzy na mundial w 2018 i 2022 roku dostaną do podziału 209 milionów euro (za każdy turniej). Do tej pory było to do 60 milionów euro na turniej. Z punktu widzenia mniejszych krajów, jak Polska, chodzi o inne sprawy.

- Na rynku piłkarskim tworzy się ogromna przewaga klubów bogatych nad resztą. Chcemy by mniejsze kluby, jak np. Legia Warszawa , miały większe szanse w rywalizacji z najbogatszymi - mówi Dariusz Mioduski w rozmowie z WP Sportowymi Faktami.

Mioduski w zarządzie ECA będzie przy jednym stole z Peterem Lawwellem, szefem Celtiku Glasgow, a więc klubu który wyeliminował Legię przy okrągłym stoliku po "sprawie Bereszyńskiego".

- Nie wracamy do tamtego tematu. Dziś mamy zbieżne interesy - mówi nam Mioduski. To oznacza przede wszystkim ułatwienie wejścia klubów takich ja Celtic czy Legia do Ligi Mistrzów. Sprawa jest więc bardzo poważna, a rola Mioduskiego nie sprowadza się jedynie do prestiżu.

Chodzi choćby o to, że dziś o tym ile drużyn z danego kraju może wejść do Ligi Mistrzów, decyduje ranking krajów.

- To oznacza, że jeśli kraj ma słabszą ligę, a jedną silną drużynę, to ta drużyna musi zaczynać niżej niż słabsze zespoły z silnych lig. Celtic czy Legia są tu dobrymi przykładami - mówi Dariusz Mioduski.

Tak więc razem z szefem Celticu mają być "głosem ludu" w debatach z możnymi tego świata. Kluby z mniejszych krajów na starcie przegrywają w wielu sytuacjach.

- Prostym przykładem są kartki. Żeby Śląsk Wrocław mógł wejść tylko do play-offu o prawo gry w fazie grupowej Ligi Europy, do tego momentu musi już rozegrać 6 spotkań. W tych spotkaniach zawodnicy złapali już kartki. Łatwo ustawić strategię gry na zawodnika, który w pierwszym meczu już ma 2 kartki. Jeżeli dostanie trzecią, nie będzie mógł grać w rewanżu. W efekcie już na starcie Śląsk jest w gorszej sytuacji od klubów, które dopiero zaczynają rozgrywki od tego momentu - mówi Mioduski.

Marek Wawrzynowski

< Przejdź na wp.pl