Michał Kołodziejczyk: Jazda figurowa na panczenach (komentarz)

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

Na miejscu Bogusława Leśnodorskiego w niedzielę napiłbym się szampana. A w poniedziałek zamknąłbym się w gabinecie nie tylko po to, żeby wytrzeźwieć, ale żeby trzeźwo spojrzeć na sukces Legii. Bo na trzeźwo niektóre rzeczy bolą dużo bardziej.

To był sezon, w którym rywale, z którymi Legia w ostatnich latach walczyła o mistrzostwo Polski, wyglądali nie jak drużyny, ale zlepek piłkarzy. Wisła Kraków i Śląsk Wrocław nie awansowały do pierwszej ósemki, Lech Poznań skończył rozgrywki na siódmym miejscu. To był sezon, w którym Piast Gliwice i Zagłębie Lubin okazały się być wystarczająco silne, by trafić na podium. To był słaby sezon, w którym tak silna drużyna jak Legia, od kilku tygodni powinna cieszyć się niezagrożonym mistrzostwem, a nie drżeć do ostatniej niedzieli, sprawdzając w komórkach czy Piast przypadkiem nie postanowił ścigać się do końca.

Mistrzostwo Polski na stulecie klubu zostało wyszarpane pazurami, wyglądało jak próba jazdy figurowej na nienaostrzonych panczenach - topornie, czasami pokracznie, w bólu i zębami zaciśniętymi z wysiłku. Legia miała zrywy, ale nie rozegrała sezonu płynnie. 4:0 z Piastem, 4:0 z Cracovią, 0:3 z Termalicą, 0:2 z Zagłębiem, 0:2 z Lechią. A przecież Stanisław Czerczesow miał nie tylko przygotować zespół idealnie pod względem fizycznym, ale miał też go poukładać taktycznie. Legioniści sił rzeczywiście mieli dużo, ale przy rozegraniu akcji momentami wydawali się tak bezradni, że lepiej zrobiliby oddając piłkę rywalowi.

Czerczesow na konferencji prasowej był butny, jak zawsze, ale zaimponował mi jednym. Nie burzył się na pytania o poziom meczu z Pogonią Szczecin, o to czy jego drużyna jest gotowa do walki o Ligę Mistrzów. Poziom był słaby, potrzeba wzmocnień i dużo pracy. Gratulując Legii mistrzostwa Polski, na pewno zastanowiłbym się nad wzmocnieniami, ale przemyślałbym także co innego - takiej ławki rezerwowych, jaka jest w Warszawie, zazdrości Legii cała liga. Liga, która kazała czekać do ostatniego gwizdka, by w końcu dać się pokonać.

Michał Kołodziejczyk

ZOBACZ WIDEO Michał Pazdan: pokazaliśmy, że potrafimy stanąć na wyskości zadania (Źródło: TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: