WP SportoweFakty

Jedyne takie mistrzostwa, z których autokary polskich kibiców wracały puste

Marek Bobakowski

Komunistyczne władze internowały kolejnych opozycjonistów, na sklepowych półkach był tylko ocet, a po ulicach jeździły czołgi. W takiej atmosferze polscy piłkarze wywalczyli jeden z największych sukcesów w historii - trzecie miejsce podczas MŚ.

Poniedziałkowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co poniedziałek znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisanymi tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na temat tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

- Obywatelki i Obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Zwracam się dziś do was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego (...) Polski dom ulega ruinie, struktury państwa przestają działać, gasnącej gospodarce zadawane są kolejne ciosy (...) W tej sytuacji bezczynność byłaby wobec narodu przestępstwem, trzeba powiedzieć dość (...) Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami Konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju...

Antoni Piechniczek z przerażeniem słuchał po raz kolejny przemówienia generała Wojciecha Jaruzelskiego. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.

- Antek, ileż razy można? Uczysz się na pamięć tych słów? Ty się lepiej zastanów, gdzie my jutro bochenek chleba kupimy? - żona polskiego selekcjonera, Zyta, nie ukrywała zdenerwowania. - Stan wojenny to nie są przelewki.

- Kobieto, przestań mi truć o chlebie. Ja się zastanawiam czy z mistrzostw świata nas nie wyrzucą! - odburknął, podszedł do kredensu, wyłączył radio i wyszedł z kuchni. Nie omieszkał trzasnąć drzwiami w taki sposób, że tynk posypał się na podłogę.

***

ZOBACZ WIDEO Higuain bohaterem derbów. Zobacz skrót meczu Torino FC - Juventus Turyn [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Mogło dojść do "odstrzelenia" piłkarzy reprezentacji

Dzień 13 grudnia 1981 roku na zawsze zapisał się w polskiej historii. Nasz kraj wszedł w stan wojny. Polityczne, społeczne i ekonomiczne restrykcje odbiły się bardzo mocno w większości domów. Nie inaczej było ze sportem. Co prawda w tym czasie polski futbol był pogrążony już w zimowym śnie, ale przez kilka tygodni kibice nie mogli kupić w kioskach "Przeglądu Sportowego" czy katowickiego "Sportu". Władze PRL-u zawiesiły wydawanie prasy, oczywiście poza reżimowymi: "Trybuną Ludu" czy "Żołnierzem Wolności".

Nie odbył się również coroczny Bal Mistrzów Sportu, w telewizji podano jedynie kolejność. - Mieliśmy nadzieję, że stan wojenny potrwa miesiąc, góra dwa i wrócimy do normalności - wspominał w jednym z wywiadów Grzegorz Lato, który wraz z reprezentacją szykował się do mistrzostw świata w Hiszpanii (13.06.-11.07.1982). - Nikt z nas nie myślał o tym, że będą większe problemy.

Nie do końca nikt. Wspomniany Antoni Piechniczek od początku miał złe przeczucia. Selekcjoner reprezentacji Polski zaplanował zgrupowania zagraniczne, mecze międzypaństwowe. Wiedział, że od realizacji tych celów zależy końcowy wynik. A chciał z Hiszpanii przywieźć medal. - Zdawałem sobie sprawę, że nas stać na wielki wynik. Nie zamierzałem jechać tam jako turysta - przyznał po latach. Tym bardziej przejmował się słowami gen. Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 i tym, co działo się później.

W styczniu 1982 roku nasza kadra została skoszarowana w Wiśle. To nie było normalne zgrupowanie reprezentacji. - Jak chcieliśmy przeprowadzić marszobieg na Stożek, to musieliśmy taki fakt zgłaszać w dowództwie Wojska Ochrony Pogranicza. Żeby nas przypadkowo nie "odstrzelono" w strefie granicznej, albo żeby ktoś z piłkarzy nie zechciał uciec do Czechosłowacji. Chociaż nie wiem po co miałby to robić - dodawał Piechniczek.

Lato pomógł w ucieczce?

Wiosną 1982 roku "czarny scenariusz" Piechniczka sprawdził się w 100 procentach. Co prawda w kioskach znów można było kupić sportowe gazety, obejrzeć ligowe spotkania, ale z meczów towarzyskich wycofali się Belgowie, nikt nie chciał ich zastąpić, a nawet plany sprowadzenia do Warszawy Rumunów spełzły na niczym.

Jedynie w maju i czerwcu udało się zorganizować kilka meczów z zespołami z lig hiszpańskich i niemieckich. Podczas ostatniego zgrupowania przed mundialem, w Murrhardt w RFN, doszło do kolejnego zgrzytu. Otóż pensjonat "Sonne Post" opuścił trzeci bramkarz kadry - Jacek Jarecki. Choć nie było to łatwe.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O DLACZEGO NAGLE PRZERWANO RELACJĘ TELEWIZYJNĄ Z MECZU ZE ZWIĄZKIEM RADZIECKIM I CO Z TYM MIAŁ WSPÓLNEGO PEWIEN MIESZKANIEC PARYŻA ORAZ NIECODZIENNEJ PROŚBIE HISZPANÓW DO KOMUNISTYCZNYCH WŁADZ POLSKI.

[nextpage]

Wedle jednej z wersji miał mu w tym pomóc Lato. Wedle innej, bramkarz Śląska Wrocław skorzystał z panującego w pensjonacie zamieszania. Piechniczek po męczącym zgrupowaniu zarządził luźniejszą noc, więc kilku piłkarzy piło alkohol w pokojach, inni poszli na dyskotekę. A golkiper skorzystał z braku rygoru.

***
- Grzesiu, to ja - Jarecki szeptał przez uchylone drzwi pokoju, w którym mieszkał Grzegorz Lato. - Grzeeeeeesiu, jesteś tam?

- No jestem, a gdzie mam być, przecież się umawialiśmy - odpowiedział również ściszonym głosem król strzelców z mistrzostw świata sprzed ośmiu lat. - Jesteś pewny, chcesz uciec?

- Stary, przemyślałem to już tysiąc razy. Pod drzwiami czeka na mnie dziewczyna Gabryśka, ona już tutaj się urządziła, będziemy razem mieszkali, mam więc świetny start. A do kraju po co mam wracać? Żeby prosić się o talon na malucha, o kartki na mięso, czekać do usranej śmierci na klucze do spółdzielczego mieszkania?

Piłkarze zdążyli już przemknąć przez korytarz, dotarli do zamkniętych na noc drzwi wyjściowych. Lato wyciągnął klucze, przekręcił zamek, a przed Jareckim stanął świat, ten lepszy świat.

- Grzesiu, nigdy ci tego nie zapomnę - w oczach uciekiniera pojawiły się łzy.

- Idź już, bo się rozkleję, a jeszcze na dodatek ktoś nas nakryje. Wyślij kartkę, jak ci się tam ułożyło w tym kapitalizmie.

Jarecki zniknął w ciemności.

***

Co ciekawe, nie udało się również zorganizować meczu ze Związkiem Radzieckim. Komunistyczne władze obawiały się, że na trybunach dojdzie do zamieszek, do incydentów, które spowodowałby gniew "towarzyszy z Moskwy". - Niestety, było to możliwe - opowiadał później Marian Renke, który w 1982 roku pełnił funkcję Przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu. - Trybuny obiektów sportowych były jednym z niewielu katalizatorów emocji, które aż kipiały w społeczeństwie. O ile mogliśmy sobie pozwolić na pojedyncze incydenty podczas meczów ligowych, o tyle skandal podczas spotkania z ZSRR nie był nam potrzebny. Mogło nawet dojść do wejścia na teren Polski wojsk radzieckich.

Bilet w jedną stronę

Niespodziewanie wielu polskich kibiców postanowiło kibicować naszej reprezentacji podczas MŚ w Hiszpanii. Oczywiście biorąc pod uwagę trudności w codziennym życiu, zdobyciu paszportu, czy odłożeniu pieniędzy na niezwykle drogą wycieczkę. Podróż na mundial nie była taka prosta, jak obecnie. Ostatecznie władze PRL-u wydały zgodę na wyjazd kilkudziesięciu autokarów. Wycieczki były oczywiście zorganizowane oficjalnie, a pojazdy jechały w eskorcie samochodów z pracownikami służb PRL. Funkcjonariusze mieli zadbać, aby do kraju wszyscy wrócili.

- Wiedzieliśmy, że ludzie będą chcieli zostać w Hiszpanii i tam poprosić o azyl - tłumaczył już po upadku komunizmu Renke. - Kilka tygodni wcześniej aferą zakończył się wyjazd młodzieżowej kadry piłkarskiej do Anglii. Z Londynu nie wróciło dwóch zawodników. Z trudem udało się zatuszować tę informację.

Mimo środków bezpieczeństwa większość polskich fanów dzień po zakończeniu mundialu i wywalczeniu przez Polskę świetnego, trzeciego miejsca poprosiła o azyl. W tej grupie byli również i kierowcy, i funkcjonariusze, którzy mieli pilnować fanów. - Oficjalnie nikt tego nie mówił, ale słyszeliśmy, że do kraju wracały puste autokary - wspomina Stefan Niesołowski, który na początku lat 80. ubiegłego wieku był jednym z bardziej znanych opozycjonistów wobec komunistycznej władzy. - Podobno nie wróciły nawet wszystkie pojazdy, bo niektórzy kierowcy też poprosili o azyl. Wcale się nie dziwiłem. Przecież w Polsce nadal trwał stan wojenny. Przyszłość kraju malowała się w czarnych kolorach. Hiszpańskie władze wystosowały list do Warszawy, aby przysłać ludzi, którzy zabiorą te wraki z parkingu pod Madrytem.

- Te sprawy mnie nie interesowały - przyznał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Piechniczek. - Wiedziałem, że ludzie zostawali w Hiszpanii, ale ja się cieszyłem z sukcesu. Mimo stanu wojennego udało się zrobić dobrą selekcję, doprowadzić do długich zgrupowań i stworzyć świetną atmosferę w zespole. Praktycznie byliśmy jak zespół klubowy. Więcej czasu spędzaliśmy ze sobą, niż w drużynach macierzystych. Trzecie miejsce na świecie tchnęło w ludzi nadzieję. Nadzieję, że mimo przeciwności nadal Polska coś znaczy. Nasze mecze podczas MŚ były najwspanialszym serialem stanu wojennego.

Zobacz materiał TVP Sport dotyczący meczu o 3. miejsce podczas MŚ 1982.

Serialu, który Telewizja Polska musiała ocenzurować. Chodzi o mecz Polska - Związek Radziecki. W tym decydującym o awansie do półfinału spotkaniu doszło do niecodziennej sytuacji. Paryżanin Pascal Rossi (syn Polki) rozwiesił za bramkami ogromne transparenty "Solidarności". Telewizja zareagowała natychmiast: najpierw przerwała transmisję, a następnie kontynuowała ją, ale z dwuminutowym opóźnieniem. Aby móc zareagować na takie właśnie prowokacje. Natomiast ujęcia trybun z banerami "Solidarności" zastąpiono widokiem trybun z ceremonii otwarcia mistrzostw.

***

- Towarzyszu, jaja sobie robicie? Co to kur** jest? - celnik nie ukrywał złości.

Kilka minut wcześniej na granicę w Zgorzelcu wjechał autobus wracający z mistrzostw świata w piłce nożnej. Autobus, który kilkanaście dni wcześniej wiózł do Hiszpanii kilkudziesięciu rozśpiewanych kibiców. Teraz w środku był jeden człowiek - kierowca.

- Gdzie oni są? - celnik zaczynał wchodzić w rolę prokuratora.

- No cóż, nikt nie przyszedł na parking, z którego odjeżdżałem do kraju. Czekałem, czekałem i nic - mocno zgaszony kierowca unikał kontaktu wzrokowego.

- A ty? Po co wróciłeś? Czemu nie zostałeś w lepszym świecie - celnik zmienił ton. - Jesteś idiotą czy co?

- Moja żona jest ciąży. Siódmy miesiąc. Nie mogłem jej zostawić.

***

Marek Bobakowski

Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>

< Przejdź na wp.pl