Materiały prasowe / Twitter / Na zdjęciu: Cosmin Lambru

Cosmin Lambru. W "nogę" bez ręki. Wpadł pod ciężarówkę, wrócił do gry

Paweł Kapusta

Cosmin Lambru wpadł po ciężarówkę, stracił rękę. Uratował jednak życie. Teraz się okazało, że uratował też piłkarską karierę. Kilka dni temu zagrał w dorosłej drużynie.

10-letni Cosmin szedł z kolegami wzdłuż ulicy, gdy kierowca ciężarówki stracił panowanie nad maszyną. Dzieciak zdążył odskoczyć - na tyle skutecznie, by uratować życie i jednocześnie na tyle nieskutecznie, by nie uratować ręki.

- Widziałem, jak ciężarówka jedzie prosto na mnie. Rzuciłem się pod nią, wtedy poczułem ogromny ból. Cały czas byłem świadomy, wiedziałem, że jestem zabierany do szpitala. Tam przeszedłem operację - wspominał niedawno piłkarz w wywiadzie dla rumuńskiej gazety "Daily Sport".

Doktor Otilia Racasa przez kilka godzin walczyła o to, aby chłopca nie trzeba było pozbawiać ręki, ostatecznie jednak to się nie udało.

Mimo tragicznego zdarzenia, Lambru nie zrezygnował z marzeń o zostaniu piłkarzem. Rumun przeszedł przez wszystkie juniorskie szczeble drużyny Petrolul Ploeszti z południowej Rumunii. We wtorek dostał szansę debiutu (pojawił się na murawie w 81. minucie) w meczu 1/8 finału Pucharu Rumunii przeciwko CS Dacia Mioveni. Ostatecznie drużyna Lambru odpadła z rozgrywek, o awansie zadecydował konkurs rzutów karnych.

ZOBACZ WIDEO: Hat-trick Driesa Mertensa. Napoli wygrało z Zielińskim w składzie. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]

Jego historia obiegła zachodnie media (zdjęcia protezy zamieszczono na większości poważnych stron piłkarskich) jako przykład dążenia do realizacji dziecięcych marzeń. 18-letni gracz marzy o występach w najwyższej, rumuńskiej klasie rozgrywkowej (Petrolul występuje w 3.lidze). - Wiem, że stać mnie na grę w ekstraklasie - uważa zawodnik. To bardzo ambitne plany, bo w całej Europie próżno szukać najwyższej klasy rozgrywkowej, w której grałby piłkarz bez ręki.

Historia nie zna wielu przypadków zawodników, którzy pomimo takiego dramatu radzili sobie w profesjonalnym futbolu. Robert Schlienz był zawodnikiem VfB Stuttgart, w sierpniu 1948 roku uczestniczył w wypadku samochodowym. Stracił przedramię. Zawodnik wpadł w depresję, myślał o zakończeniu kariery, odwiódł go jednak od tego trener Georg Wurzer. I dobrze, bo Niemiec występował później na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech oraz w reprezentacji aż do 1960 roku.

Uli Hesse, autor książki "Tor"  cytuje dziennikarza Hansa Blickendoerfera, który powiedział o Schlienzu: "Stanowił większe zagrożenie w polu karnym niż Uwe Seeler czy Gerd Mueller".

"Mogło to być prawdą. W ciągu następnych dwóch sezonów Schlienz strzelił niemal 50 kolejnych goli, a nawet dekadę później, po towarzyskim meczu Stuttgartu z Realem Madryt, Alfredo Di Stefano mówił: - Był najlepszy na boisku. W życiu bym nie puszczał, że ktoś może robić takie rzeczy, jak on" - czytamy w Torze.

Książka przytacza także historię Georga Koehla, bramkarza FC Nuernberg jeszcze z czasów przedwojennych. Koehl rozegrał dla VfB prawie 500 (!) meczów, w 1939 roku został wcielony do Wehrmachtu. Został jednak postrzelony w Krakowie w rękę. W obawie przed koniecznością zakończenia kariery, zabronił lekarzom dokonania amputacji ramienia, w które wdarło się zakażenie. Było to bezpośrednią przyczyną jego śmierci.

W Polsce swojej szansy szukali w futbolu Paweł Cwaliński (startował ze Sparty Augustów) oraz Bartłomiej Kędzierski (przez pewien czas w GKS Katowice), obaj urodzili się bez ręki. Nie udało im się jednak zrobić kariery. Być może 18-letni Rumun będzie pierwszym zawodnikiem, któremu uda się ta sztuka.

< Przejdź na wp.pl