Newspix / GRZEGORZ RADTKE / 058sport.pl / Na zdjęciu: Tomasz Musiał

Czołowy polski sędzia wraca po kolejnej chorobie. "Znów zaczynałem od zera"

Maciej Siemiątkowski

Tomasz Musiał najpierw pokonał boreliozę, przez którą stracił poprzedni sezon. Teraz czołowy polski sędzia piłkarski musiał zmierzyć się ze skutkami kolejnej choroby.

Koronawirus zepsuł plany Tomasza Musiała na początek rundy wiosennej. Przed wylotem na styczniowy obóz przygotowawczy w Turcji otrzymał pozytywny wynik testu na COVID-19. Choć choroba nie przebiegła poważnie, to jej skutki odczuł na pierwszych treningach po kwarantannie. Dlatego zabrakło go w roli arbitra głównego podczas pierwszych meczów wiosennej rundy ekstraklasy.

To była druga choroba, z którą czołowy polski sędzia piłkarski mierzył się w ostatnim czasie. Po sezonie 2019/2020 zachorował na boreliozę, przez co nie poprowadził ani jednego meczu w najwyższej polskiej lidze.

Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Jak przeszedł pan COVID-19?

Tomasz Musiał, sędzia piłkarski: Sama choroba nie dała mi mocno w kość. Pojawiła się jedynie lekka gorączka. Problemy zaczęły się, kiedy po kwarantannie chciałem wrócić do treningów. Przepadło wszystko, co przepracowałem w styczniu. Znów zaczynałem od zera. Po zwykłym truchcie przez dwa dni dochodziłem do siebie. Tak mnie mięśnie bolały. Było jednak łatwiej niż po boreliozie, którą przeszedłem w 2020 roku. 

Po niej wrócił pan do sędziowania w ekstraklasie dopiero w tym sezonie.

To był jeden z gorszych etapów w moim życiu. Jestem mocno związany ze sportem: ćwiczę, trenuję, a sędziuję od 18. roku życia. A nagle przez pół roku nie mogłem nic zrobić. Tylko dom, lekarz i lekarstwa. To było ogromne obciążenie dla głowy. Do tego ciągłe czekanie na wyniki badań i nadzieja na powrót do treningów. 

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w tej roli Lewandowskiego jeszcze nie widzieliśmy. Co on trzyma w dłoni? 

Dobrze, że w tym czasie mogłem jeździć jako sędzia VAR. Wprawdzie to tylko namiastka adrenaliny, jaką czuje sędzia główny na boisku. Ale już sam powrót do trenowania w ubiegłym sezonie i sędziowanie sparingów, meczów juniorów, kobiet i niższych lig mężczyzn było wspaniałą rzeczą.

Praca w wozie VAR jest dużo spokojniejsza?

Zdecydowanie. Niby jesteś na meczu, ale bardziej na uboczu. Nie czuć do końca atmosfery meczu. Ale w moim przypadku było to świetną opcją. Gdyby nie to, byłbym nadal zamknięty w domu.

Akurat w ostatnim meczu Piasta Gliwice z Górnikiem Zabrze w Pucharze Polski wóz VAR do was nie dojechał.

To była wpadka organizacyjna. W całej tej sytuacji ucieszyłem się jedynie, że Gliwice są blisko Krakowa, gdzie mieszkam. Wóz do nas nie dojechał, więc rozjechaliśmy się do domów.

W jakiej jest pan teraz formie?

W sobotę zaliczyłem już egzaminy biegowe. Żartujemy, że kiedy było się młodszym, można było je spokojnie zaliczyć na kacu. To 48 stumetrowych odcinków. Pierwsze 75 metrów trzeba przebiec w 15 sekund, a kolejne 25 metrów przejść w 18 sekund. Jednak wiek, choroby i przebyte kontuzje robią swoje. Trzeba być w dobrej formie.

Kiedy wraca pan do sędziowania w ekstraklasie i europejskich pucharach?

Borelioza nauczyła mnie cierpliwości, ale nie mogę się już doczekać, bo mam poprowadzić mecz już za tydzień w 23. kolejce. A w europejskich pucharach czekamy na UEFA, która wyznaczy kolejny mecz Szymonowi Marciniakowi. Wtedy pojadę w jego ekipie jako sędzia techniczny. Gdyby nie COVID-19, pojechałbym z nim już na Inter - Liverpool. Ale nawet jako arbiter techniczny muszę być w formie. Ale nawet gdybym miał zastąpić Szymona w tym meczu, to choćbym nie trenował dwa lata, to dostałbym ogromny zastrzyk adrenaliny. Biegałbym jak Usain Bolt.

Robert Lewandowski dokonał wielkiego wyczynu!
Co z meczem Rosja - Polska? Znamy odpowiedź

< Przejdź na wp.pl