Materiały prasowe / MKS Zagłębie Lubin / Na zdjęciu: Bożena Karkut

Środkowy palec Bożeny Karkut. Lubelscy "kibice" sami sobie winni. Trenerka pokazuje ich prawdziwe oblicze

Krzysztof Kempski

Niecodzienne emocje towarzyszyły spotkaniu MKS-u Perły z Metraco Zagłębiem Lubin. Lubelscy kibice obrażali trenerkę Miedziowych, Bożenę Karkut. Ta w końcu nie wytrzymała. - To trwa już 18 lat - powiedziała dla WP SportoweFakty.

Spotkania pomiędzy MKS-em Perłą a Metraco Zagłębiem od zawsze niosą za sobą dodatkowy ładunek emocjonalny. To dwie drużyny w PGNiG Superlidze Kobiet, które najczęściej rozdają między sobą złote i srebrne medale mistrzostw Polski. Bardziej utytułowana jest siódemka z Lubelszczyzny. Przed piątkowym spotkaniem wszystko było jasne, tytuły przyznane, tym bardziej dziwi to, co się działo w czasie meczu.

Według "Kuriera Lubelskiego", Bożena Karkut obraziła miejscowych kibiców, pokazując im środkowy palec za przyśpiewki w stosunku do swojej osoby. - "Kurier Lubelski" opisał to bardzo stronniczo. Jeśli ja się tak zachowałam, to nie bez przyczyny. Pseudoklub kibica, bo tak ich muszę nazwać, przez godzinę mnie obrażał. Znoszę to już od 18 lat. W człowieku kończy się cierpliwość - skomentowała trenerka Miedziowych.

- Z drugiej strony powiem tak, powinno mnie to "łechtać", bo najwyraźniej jestem dla nich tak ważną osobą. Specjalnie dla mnie przynoszą na mecze megafony, układają piosenki. Niestety nie są to przyjemne teksty, tylko wulgaryzmy. Ubliżają mi, mojej drużynie. Co ja mogę zrobić przeciw takiej rzeszy ludzi? Nie zamierzam ich przekrzykiwać. Jeśli "Kurier Lubelski" po takim sukcesie lublinianek ma tylko tyle do powiedzenia, to się dziwię - dodała.

Zachowanie kibiców mistrzyń Polski idealnie oddaje jeszcze jedna sytuacja. - Parę lat temu ich zawodniczka, która była w ciąży, a której nie płacono, postanowiła odejść do Szczecina. Czego się doczekała? Wyzwisk, wulgaryzmów, piętnowania i skończyło się tym, że podała ich do sądu. Ona już nie wytrzymała - opisała najbardziej doświadczona polska trenerka.

- Z jednej strony pomyślałam sobie, że dobrze, że zrobiła to zawodniczka, która dla tego klubu grała tyle lat, osiągnęła sporo sukcesów, straciła dużo zdrowia. Została potraktowana tak tylko dlatego, że odeszła z klubu, bo nie miała płacone. To nie jest jakiś odosobniony przypadek. Kibice na parę meczów zostali ukarani i przez jakiś czas był spokój. Ja znoszę to już 18 lat - zaznaczyła.

Doping w hali Globus nie podobał się Mirosławowi Baumowi. - Muszę mu podziękować. Jest chyba pierwszym od tylu lat obserwatorem, który w drugim meczu z kolei, jaki rozgrywałam w Lublinie, zareagował do spikera zawodów, żeby łaskawie uspokajał kibiców. Jeżeli delegat ZPRP kilkakrotnie upomina spikera, a ten zwraca się do publiczności słowami: "proszę o kulturalny doping" i to trwa przez cały mecz, to chyba nie wszystko było tam w porządku - zauważyła Karkut.

Emocji w głosie pani szkoleniowiec nie brakowało. - Stoję z córką wieczorem w sklepie, a oni mnie tam napadają, wyzywają. Staram się wytrzymywać wiele rzeczy. Ale po prostu są pewne granice.

Ta została przekroczona. Karkut rozważa podjęcie kroków prawnych - Po tym meczu postanowiłam sobie, że jednak poproszę osobę, która nagrywa mecz, żeby zajęła się tym tematem. Pozbieram stosowne materiały. Szkoda mi tylko tych prawdziwych kibiców z Lublina. Nie raz przychodzą do mnie i przepraszają za zachowanie innych.

- Mimo że nie byli dla nas mili, gratulowałam im zwycięstwa, a kibicom, że mają taką drużynę. Wyciągałam rękę. Mimo wszystko nic się nie zmieniło. Za każdym razem nie pokazywali klasy. W tym tłumie ludzi są tacy, którzy są inni. Szkoda mi tego, że ta mniejszość jest "zalana" chamstwem tej reszty.

Same drużyny z Lubina i Lublina podchodzą do siebie z wielkim uznaniem i szacunkiem. - Tam gra Kinga Achruk, która przyszła do mnie jako dziecko. Na początku, jak objęłam Zagłębie Lubin, z częścią tych dziewczyn grałam na parkiecie, przeciwko nim, czy też w kadrze. Np. z Wiolą Luberecką, Iwoną Nabożną. To były moje koleżanki. Sport jest taki, że wychodzi się walczyć o wygraną. Ale to wszystko jest w granicach przyzwoitości.

- Nie raz walczymy ze sobą. W piątek (18 maja) na parkiet wybiegły dziewczyny, które oni pożegnali i moje podopieczne się z nimi wyściskały. Zawsze mówię, że sport to nie wojna. Nie sprowadzajmy tego do widowiska gladiatorów. To nie ta "działka". Ja jestem chamska, bo pokazałam palec, a nie jest chamskie, jak trener drużyny z Lublina, stojąc przy linii krzyczy: "Rosa" ty graj jak z Lublina, a nie jak te "cioty" z Lubina. To jest w porządku? Tak to trwało przez cały mecz. Fajnie, że wygrał, ale klasę trzeba mieć - podsumowała Karkut.

ZOBACZ WIDEO Cztery gole! Wściekły pościg Villarrealu za Realem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

< Przejdź na wp.pl