Zuzanna Efimienko: Spokój trenera jest dla nas bardzo ważny
Środkowa PGE Atomu Trefla Sopot przekonuje, że Biało-Czerwone stać na znacznie lepszą grę, niż tę zaprezentowaną w sobotnim półfinale II dywizji World Grand Prix przeciwko Portoryko.
Polki po ciężkim boju ostatecznie pokonały zespół Jose Mielesa w czterech setach i awansowały do finału lubelskiego turnieju, którego główną nagrodą jest awans do elity World Grand Prix i możliwość bezpośredniej rywalizacji w przyszłym sezonie z najlepszymi zespołami globu. Żeby jednak wygrać Final Four podopieczne Jacka Nawrockiego muszą w niedzielnym finale zagrać znacznie lepiej, niż dzień wcześniej. Zawodniczki zdają sobie z tego doskonale sprawę.
- Gra była bardzo szarpana, ale był to niewątpliwie skutek nerwowości. Według mnie zagrałyśmy dzisiaj na nie więcej niż 50 procent naszych możliwości, bo wiem jak to wyglądało w Szczyrku na treningach i w meczach sparingowych z Holenderkami. Tutaj, w meczu z Portoryko, nie pokazałyśmy wszystkiego. Było zdecydowanie za dużo przestojów. Rywalki też grały nerwowo. Na pierwszym turnieju interkontynentalnym u siebie były tak naładowane energią, że dzisiaj ciężko było je poznać. Sprawiały wrażenie mocno stonowanych - przyznała Zuzanna Efimienko w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl.
Sobotni rywal w ostatnim czasie dla Polek był bardzo niewygodny. Nasz zespół uległ Portorykankom w fazie interkontynentalnej WGP 2015, ale też dwukrotnie musiał uznać wyższość siatkarek z Ameryki Środkowej w zeszłorocznej edycji rozgrywek. - Ktoś może powiedzieć, że to orientalny zespół, którego w ogóle nie podejrzewałoby się o grę w siatkówkę, ale ludzie, którzy interesują się tym sportem, doskonale znają takie zawodniczki, jak Aurea Cruz czy Karina Ocasio. Portorykanki bardzo mocno atakują i są znakomicie wyszkolone techniczne, co jest podstawą ich gry. Dlatego cieszymy się, że udało się wygrać wolą walki i chęcią zwycięstwa - podkreśliła 25-letnia środkowa bloku.
W finale poprzeczka zawieszona będzie znacznie wyżej niż w sobotę, bo po drugiej stronie siatki stanie niepokonana w tegorocznej WGP ekipa Oranje. - Drużynę Holandii znam bardzo dobrze. Grałam przeciwko jej zawodniczkom w klubie i reprezentacji na przestrzeni ostatnich kilku lat parokrotnie. Podobnie zresztą moje koleżanki z reprezentacji. Trzeba jednak pamiętać, że to nowy zespół, tworzony zupełnie od początku. Trener Guidetti wprowadza sporo zmian i nietypowych ustawień. My jednak w pierwszej kolejności musimy skupić się na swojej postawie i grać przede wszystkim konsekwentnie. To jest podstawa. Nie mogą zdarzać nam się takie przestoje, jak w sobotę, bo Holenderki bezwzględnie je wykorzystają. Jeżeli zachowamy chłodną głowę, powinno być ok - zapewniła sympatyczna "Atomówka".
Charakterystyczna dla trenera Nawrockiego wydaje się być niechęć do rotowania składem w trakcie meczu. Choć obserwatorów może to irytować, dla samych zawodniczek zaufanie szkoleniowca ma olbrzymie znaczenie. - Spokój trenera - to, że nie robi gwałtownych zmian - na pewno cieszy. Jak któraś zaatakuje w aut to selekcjoner, zamiast od razu ściągać ją z boiska, kibicuje jej, by spróbowała jeszcze raz. To jest dla naszej psychiki na pewno bardzo korzystne, bo czasem łatwo się zupełnie niepotrzebnie "podpalić" i zdenerwować - stwierdziła środkowa.