Miał być "warzywem", chciał umrzeć. Wstrząsająca historia polskiego sportowca

Przemek Sibera

Kamil Szadkowski we wrześniu 2013 roku zdobył złoty medal w Pucharze Polski WFF-WBBF w Kulturystyce i Fitness. Aż trudno uwierzyć w to, że osiem lat wcześniej lekarze mówili mu, że do końca życia będzie przykuty do łóżka.

Nie ma rzeczy niemożliwych. Kamil Szadkowski jest tego idealnym przykładem.

Chłopak ze Szczecina miał być przykuty do łóżka do końca życia, ale się nie poddał. Z pomocą rodziny i przyjaciół stanął na nogi, a dziś rywalizuje z powodzeniem w zawodach kulturystycznych.

Na kolejnych stronach poznacie jego wyjątkową historię.

[nextpage]

Życie Szadkowskiego zmieniło się pewnego majowego wieczoru w 2005 roku. 20-letni wówczas Kamil został dotkliwie pobity podczas imprezy w szczecińskim klubie "Soho".

- Przed klubem biłem się z ochroniarzem na równych zasadach. Potem jednak, gdy zostałem obalony, podbiegał, kto chciał, i mógł dokończyć dzieła zniszczenia. Skatowało mnie w sumie około 15 osób - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty.

Szadkowski trafił do szpitala w stanie ciężkim.

- Leżałem w śpiączce przez sześć tygodni. Miałem krwotok wewnętrzny, dwa ataki serca, dwie operacje brzucha i wyciętą nerkę. Doznałem też uszkodzenia mózgu, ale nikt wtedy nie wpadł na to, żeby zrobić mi tomografię głowy - mówi.

[nextpage]

Gdy Szadkowski w końcu wybudził się ze śpiączki, był załamany.

- Na początku myślałem, że to tylko zły sen. Ale później, gdy zdałem sobie sprawę z tego, co się stało, chciałem umrzeć - przyznaje z rozbrajającą szczerością.

Lekarze nie dawali mu większych szans na powrót do normalnego życia.

- Powiedzieli mi, że będę "warzywem". Nie zapomnę słów jednej pielęgniarki do mojej byłej dziewczyny: "Niech go pani zostawi, bo z niego już nic nie będzie" - zdradza.

[nextpage]

Wielu ludzi w takich sytuacjach by się załamało, ale Szadkowski postanowił walczyć. Paradoksalnie siłę dodawały mu negatywne opinie lekarzy.

- Na początku tylko dreptałem. Później wszystko ruszyło "z kopyta". Doszedłem do wniosku, że nie ma innej drogi, jak iść przed siebie - zaznacza.

Szadkowski musiał wszystkiego uczyć się od nowa: mówienia, jedzenia, chodzenia. Z pomocą rodziny i przyjaciół udało mu się wrócić do w miarę normalnego życia. Dziś porusza się z pomocą balkoniku i realizuje marzenia o karierze w kulturystyce.

- Musiałem zrezygnować z koszykówki i deskorolki. Dlatego wybrałem siłownię. Choć i tutaj mam spore problemy z powodu braków w koordynacji oraz drgawek - tłumaczy.

[nextpage]

W 2013 roku Szadkowski postanowił zrobić kolejny krok do przodu i wystartował w Pucharze Polski WFF-WBBF w Kulturystyce i Fitness. Zdobył złoty medal w kategorii zawodników niepełnosprawnych.

- Nie spodziewałem się, że zostanę tak dobrze odebrany przez ludzi. Po zawodach czułem jednak pewien niedosyt, bo nie startował Mariusz Kupczak, prawdziwa sława polskiej kulturystyki niepełnosprawnej. Do tego nie pojechałem na mistrzostwach świata fitness WFF-WBBF na Słowacji - mówi.

Przez kolejne trzy lata Szadkowski rywalizował na scenie kulturystycznej kilkakrotnie.

- Uważam, że pięć tych startów wypadło dla mnie pozytywnie. Kolejny planuję już teraz, 7 maja, w mistrzostwach Polski federacji WPF w Siedlcach. W czerwcu, w tym samym mieście, odbywają się mistrzostwa Europy i też mnie na nich nie zabraknie - wyjaśnia.

[nextpage]

Szadkowski ma bardzo dobrą opinię w środowisku.

- Kamil jest zawodnikiem światowej klasy. Jego umięśnienie górnej części ciała nie ustępuje kulturystom w pełni sprawnym - uważa wielokrotny mistrz świata w kulturystyce Robert Piotrkowicz.

Żeby jednak mógł osiągać sukcesy na arenie międzynarodowej, potrzebuje pieniędzy. A tych ciągle brakuje. Nawet po występie Kamila w telewizji TVN niewiele w tej kwestii się zmieniło.

- Od dłuższego czasu wspierają mnie dwa sklepy kulturystyczne. Żadna poważna firma odżywkowa jednak się mną nie zainteresowała. Żyję z zasiłku, który wynosi niespełna 400 zł. Pomaga mi również rodzina i znajomi - podkreśla.

[nextpage]

Szadkowskiego na siłowni można spotkać co najmniej cztery razy w tygodniu. - Ćwiczę po półtorej godziny z ciężarami. Do tego dokładam aeroby w formie rowerka stacjonarnego - od 20 do 45 minut - zdradza.

A co z dietą? - Jadam głównie wątróbkę drobiową, bo to najtańsze źródło zwierzęcego białka. Żyję z zasiłku, więc na luksusy typu pierś z kurczaka, indyk, tuńczyk czy wieprzowina nie mogę sobie pozwolić - wyjaśnia.

Nie użala się jednak nad sobą i to samo radzi innym. - Nie poddawajcie się nigdy. Innej drogi nie ma - kończy.

Opracował PS

< Przejdź na wp.pl