Instagram / Na zdjęciu: Sophia Floersch

To cud, że żyje. Wypadek Sophii Floersch pokazuje jak wiele zmieniło się w motorsporcie

Łukasz Kuczera

Zdaniem wielu ekspertów, wypadek Sophii Floersch był groźniejszy od tego, jaki w 2007 roku przeżył Robert Kubica. Niemka złamała w Makau kręgosłup, ale rdzeń jest cały i powinna wrócić do ścigania. W kategoriach cudu można mówić o tym, że żyje.

W niedzielę kibice obserwujący zmagania kierowców Formuły 3 w Grand Prix Makau zamarli na trybunach toru Guia, gdy w zakręcie Lisboa Sophia Floersch uderzyła w tył samochodu prowadzonego przez Sho Tsuboi. Pojazd młodej Niemki wystrzelił w powietrze i trafił w bariery ochronne. Do zdarzenia doszło przy prędkości 276,2 km/h.

Zdaniem wielu ekspertów, wypadek 17-latki wyglądał dużo gorzej niż ten, który przeżył Robert Kubica w Grand Prix Kanady w roku 2007. Powód jest prozaiczny. Obiekt uliczny, na którym odbywa się Grand Prix Makau, jest dużo bardziej niebezpieczny. Ze względu na swoją charakterystykę i wąską nitkę wyścigową, nie można tam zapewnić kierowcom szerokich poboczy.

Floersch wskutek wypadku złamała kręgosłup, ale rdzeń kręgowy nie uległ uszkodzeniu, więc po kilkumiesięcznej rehabilitacji będzie mogła wrócić do ścigania. W poniedziałek Niemka przeszła operację, która trwała ponad siedem godzin. Co najważniejsze, znajduje się w dobrym humorze. Ma świadomość, że to cud, iż w ogóle żyje.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Piłka odbiła się od "kreta". Kapitan apeluje o cierpliwość
 

Poprawa bezpieczeństwa

Wyścig o poprawę bezpieczeństwa w motorsporcie nigdy się nie skończy. Tak naprawdę zawsze będzie można coś poprawić, o czym doskonale wiedzą w FIA. Nieprzypadkowo od tego sezonu w F1 zaczął obowiązywać system Halo. Lada moment zostaną też wprowadzone nowe wersje kasków, w których wzmocniony zostanie wizjer oraz fragment chroniący czoło.

Organizatorzy Grand Prix Makau już poinformowali, że będą współpracować z federacją, aby dokładnie zbadać przyczyny wypadku Floersch. Każda ze stron chce wyciągnąć wnioski, aby uniknąć podobnych zdarzeń w przyszłości.

Przyczyny wypadku

Niedzielny karambol nie został zarejestrowany przez kamery telewizyjne w trakcie relacji na żywo, ale sieć zaczęły podbijać nagrania kibiców, którzy siedzieli w zakręcie Lisboa i uwiecznili wypadek Floersch. Wiele wskazuje na to, że wszystko zaczęło się od Jehana Daruvala. Niemiec zwolnił, bo zobaczył żółte flagi. To samo zrobił Guan Yu Zhou.

- Sophia była bardzo blisko Jehana, więc kiedy zwolnił, to nie miała czasu na reakcję. Uderzyła w prawą tylną część jego samochodu. Jej pojazd obróciło i znalazł się w przeciwnym kierunku do jazdy. Siłą rozpędu trafiła w kolejny - opisał zajście Yu Zhou.

Floersch uderzyła w bandy ochronne, wskutek czego urwały się koła w lewej części jej samochodu. Niemka powinna zacząć hamować, ale w tej sytuacji było to niemożliwe. Dlatego też jej maszyna zaczęła sunąć po asfalcie z prędkością ponad 270 km/h bez jakiejkolwiek kontroli.

Na kolejnej stronie przeczytasz, z jakich powodów samochód Floersch pofrunął w powietrze i dlaczego uratowało to życie Niemki. Zapraszamy! -->

[nextpage]

Rola krawężników

Organizatorzy Grand Prix Makau zainstalowali w tym roku nowe krawężniki. Wszystko po to, aby zmusić kierowców do tego, by nie oszukiwali i nie ścinali zakrętów. W poprzednich edycjach problem ten dotyczył zwłaszcza zawodników rywalizujących w samochodach turystycznych i GT.

Nowe krawężniki są zaokrąglone i nieco wyższe. Ostatnimi czasy są widywane w F1, bo w ten sposób szefowie królowej motorsportu również walczą z tym, by kierowcy nie przekraczali limitów toru. Samochód Floersch uderzył w nie i został podbity do góry. Paradoksalnie, być może dzięki temu Niemka oraz Sho Tsuboi w ogóle żyją.

Jonathan Noble z "Motorsportu" sugeruje, że gdyby nie ten fakt, to Floersch trafiłaby z pełnym impetem w Japończyka i ta dwójka razem poleciałaby w kierunku band. Tymczasem pojazd Tsuboi został tylko trafiony w górną część kokpitu.

W Makau wydarzył się cud

Zdjęcia samochodu Tsuboi pokazują, że FIA potrafi wyciągać wnioski z wcześniejszych wypadków. Prace nad wzmocnieniem kokpitów w górnej części rozpoczęły się po wypadku, do którego doszło w Grand Prix Austrii w roku 2002. Wtedy Nick Heidfeld w podobnych okolicznościach uderzył w Takumę Sato i pracownicy federacji zdali sobie sprawę, że niewiele brakowało, a bylibyśmy świadkami tragedii.

W Makau doszło do cudu. Nietrudno sobie wyobrazić jak poważnych obrażeń doznaliby Floersch i Tsuboi, gdyby trafili w stertę opon, które były ułożone w zakręcie Lisboa. Niemka miała szczęście, że uderzyła w wyżej umieszczone siatki. Co więcej, jeszcze do niedawna nie sięgały one na tak wysoko. Organizatorzy postanowili jednak je zmodyfikować, bo takie były zalecenia, co do poprawy bezpieczeństwa.

Specjalnie zamontowane siatki, choć samochód Floersch je przebił, spełniły swoją rolę. Pochłonęły bowiem znaczną część energii, jaka wytworzyła się w trakcie wypadku. Widać to bowiem po odkształceniach i zniszczeniach słupków mocujących.

W wypadku ucierpiało też dwóch fotografów oraz osoba funkcyjna. W tym miejscu organizatorzy zbudowali przed laty specjalny bunkier, w którym mogą znajdować się przedstawiciele mediów. On też spełnił swoją rolę, bo bez tego zabezpieczenia, dwóch fotoreporterów z Chin odniosłoby szereg poważnych obrażeń.

Co więcej, gdyby nie specjalny bunkier, to samochód Floersch leciałby dalej w powietrzu i zatrzymałby się dopiero na znajdującym się w pobliżu budynku. To znacznie mocniejsza konstrukcja, więc obrażenia Niemki byłyby większe.

Organizatorzy Grand Prix Makau i przedstawiciele FIA już badają przyczyny wypadku Floersch i chcą wyciągnąć wnioski przed kolejną edycją ulicznego wyścigu. To cieszy, bo jak pokazał przykład młodej Niemki, to właśnie dzięki doświadczeniom z minionych lat, jest ona ciągle na tym świecie.

< Przejdź na wp.pl