Podczas najbliższego wyścigu Formuły 1 nie dojdzie do zbiórki na kampanię prezydencką Donalda Trumpa - poinformował "Washington Post". Dziennikarze gazety ustalili, że Steve Witkoff wynajął lożę na torze wybudowanym wokół Hard Rock Stadium i chciał ją wykorzystać do gromadzenia funduszy na rzecz kandydata Republikanów.
Witkoff jest wieloletnim przyjacielem Trumpa. W jego posiadaniu znajduje się m.in. ekskluzywny klub golfowy na Florydzie. 67-letni biznesmen zaprosił do siebie wielu przyjaciół i oferował im oglądanie GP Miami w obecności byłego prezydenta USA. Wspólna impreza miała też obejmować przelot helikopterem nad torem wyścigowym.
Pomysłodawca imprezy żądał po 250 tys. dolarów od każdego gościa za możliwość oglądania wyścigu F1 w towarzystwie Trumpa. Nie wspominał w żadnym momencie, że zebrane w ten sposób środki mają wesprzeć kampanię prezydencką kandydata Republikanów, który stara się o powrót do Białego Domu po czteroletniej przerwie.
ZOBACZ WIDEO: Hampel miał ogromne problemy przed sezonem. Zmienił niemal wszystko
Organizatorzy GP Miami mają jednak "wystarczające dowody", że wyścig F1 miał służyć Witkoffowi do agitacji wyborczej, a tego zabrania regulamin Formuły 1.
"Dotarła do nas informacja, że możesz wykorzystać swoją lożę w Paddock Club do celów politycznych, a mianowicie do zbierania pieniędzy na wybory prezydencie i oczekujesz po 250 tys. dolarów od osoby. To wyraźnie narusza umowę licencyjną F1 i GP Miami" - napisali organizatorzy wyścigu do Witkoffa.
"Jeśli to prawda, z przykrością informujemy, że twoja licencja na lożę zostanie cofnięta, nie będziesz mógł uczestniczyć w wyścigu, a my zwrócimy ci pełną kwotę wydaną na ten cel - dodali promotorzy GP Miami.
"Washington Post" skontaktował się z Witkoffem, aby ten odniósł się do pisma przedstawionego przez organizatorów GP Miami. - To jakiś fake news - powiedział zwolennik Trumpa i zakończył rozmowę. W tej sytuacji nie jest jasne, czy kandydat Republikanów pojawi się na wyścigu. Wiadomo jednak, że tajne służby skontaktowały się z Formułą 1, aby skoordynować wizytę polityka na torze.
To kolejny cios dla Donalda Trumpa w ostatnich dniach. Magazyn "RACER" ujawnił, że amerykańska seria wyścigowa IndyCar odrzuciła w tym tygodniu wniosek jednego z zespołów. Chciał on pomalować swoje samochody w barwy, które nawiązywałyby do byłego prezydenta USA i wspierały jego kampanię wyborczą.
"IndyCar nie popiera sponsoringu, który związany jest z wybranymi politykami, urzędnikami, kandydatami na stanowiska publiczne ani partiami politycznymi" - można przeczytać w oświadczeniu IndyCar.
Czytaj także:
- Kolejny transfer w F1 potwierdzony. Niemiecki gigant wybrał kierowcę
- Hitowy transfer Ferrari? To może być brakujący element