Najważniejszym startem będzie ten w Szklarskiej Porębie - rozmowa z Pauliną Maciuszek, polską biegaczką narciarską

Ubiegły sezon był najlepszym w karierze Pauliny Maciuszek - polska biegaczka kilkakrotnie punktowała w zawodach Pucharu Świata, kończąc w najlepszej trzydziestce między innymi prestiżowy cykl Tour de Ski. W nowym sezonie najważniejszym startem będą dla niej pucharowe biegi, które w lutym odbędą się w Szklarskiej Porębie.

W tym artykule dowiesz się o:

Daniel Ludwiński: Jak podsumujesz cały okres przygotowań do nowego sezonu? Czy jesteś z niego zadowolona?

Paulina Maciuszek: Okres przygotowań rozpoczął się małymi kontuzjami. Zaczęliśmy od połowy maja i niestety brakło "fundamentów" i może prawdziwej regeneracji organizmu po sezonie. Treningi rozpoczęliśmy w Spale z dodatkowym trenerem - Andrzejem Kupczykiem. Nowości jakie wprowadził bardzo mi się podobały, mimo iż sprawiały czasami ból, ponieważ niestety sprawności i skoczności nie robiłam nigdy i teraz bywało ciężko. Trener cierpliwie tłumaczył wszystko, mimo że nieraz załamywał nad nami ręce. Uważam, że zrobiłam kawał dobrej roboty. Solidnie i z pasją wykonywałam każdy trening. W tym roku trenerzy postawili na siłę i sprawność. Bardzo dobrze, bo tego mi brakowało, jednak obawiałam się, czy to wszystko oby nie kosztem wybiegania. Dużo mniej biegałam, jednak badania w instytucie sportu wykazały, że wydolność poszła w górę razem z siłą. Latem urozmaicałam treningi startami w teamie biegowym Salomon Suunto. Startowałam w dwóch maratonach górskich, trochę w ten sposób chciałam nadrobić moją stronę biegową. Sprawdziłam się w Szwecji w AXA Maratonie, gdzie byłam druga, i w Maratonie Gorce, który wygrałam, w Polsce. Zaliczyłam również parę innych biegów górskich, m.in trzy biegi pod górę, w których też zajmowałam pierwsze i drugie miejsca. Biegi te musiałam traktować czysto treningowo, jako że moje prawdziwe starty zaczynają się w listopadzie natomiast w okresie letnim budujemy formę. Tak więc każdy start był wpisany w plan jako marszobieg, takie miłe urozmaicenie treningu.

Niedawno mówiłaś, że chwalisz sobie współpracę z trenerem Kupczykiem. Czy w trakcie sezonu również będzie współpracował z kadrą, a jeśli tak to w jak dużym stopniu?

- Niestety, trener Kupczyk od miesiąca już z nami nie jeździ. Szkoda, brakuje mi jego zaangażowania w trening, opieki i tego zdecydowania. W tym sezonie z nami nie będzie, ponieważ ma swoją grupę bobsleistów, którzy też go potrzebują. Ale trzymam za słowo, że od przyszłego roku zaczniemy już od roztrenowania wiosennego, które zawsze się omija.

Jak oceniasz swoją formę u progu sezonu?

- Jeszcze tydzień temu czułam się silna, przygotowana i gotowa do boju. Ale na dzień dzisiejszy nie wiem co mam myśleć po tym pierwszym starcie, który był totalna klapą. Różnice czasowe do Kalli są olbrzymie, porównując poprzedni rok to dwie minuty do tyłu. Pozbierałam się jednak szybko, bo wykonałam taką robotę, że to niemalże niemożliwe, przyczyna złego startu nie może być tylko w moim złym przygotowaniu. Mam na razie bardzo mało treningów na śniegu, a mi potrzeba śniegu do życia pełną parą, wtedy jadę pewnie na narcie. W Bruksvallarnie jest za to trasa dwukilometrowa, w tym większość oblodzonych zjazdów, na których stłukłam już chyba wszystko co możliwe. Nie wiem co było lepsze dla mnie - to, czy treningi na nartorolkach. Mam nadzieję, że śnieg w końcu uraczy nas swoją obecnością i w Sjusjoen będzie normalna trasa, ale co będzie to będzie. Trzeba pozytywnie myśleć i nie dać się tym głosom, co obok skrzeczą że jestem pokonana.

W Bruksvallarnie upadłaś na trasie w trakcie biegu FIS na 10 kilometrów, mówiłaś potem, że stłukłaś kolano. Czy uraz nie jest poważny?

- Bruksvallarna jest dla mnie nieszczęśliwa w tym roku. Myślę, że to trochę przyczyna złych warunków. Nie ma śniegu, trasę usypali dopiero dzień przed zawodami, wcześniej były nartorolki i marszobiegi po górach. Najpierw nadwyrężyłam łokieć, kontuzja sprzed lat wróciła, później od biegania dużej ilości marszobiegów były przeciążenia kolan, no a na starcie nieszczęśliwie upadłam uderzając kolanem o nartę. Ale podobno co mnie nie zabije to mnie wzmocni.

Jakie zawody będą dla Ciebie najważniejszymi w nowym sezonie i jakie wyniki będą Cię satysfakcjonowały?

- Najważniejsze dla mnie są biegi w których dobrze się czuję. To znaczy moje ulubione trasy: w Otepaeae, Kuusamo, bardzo chciałabym pokazać się tam z dobrej strony, tak jak oczywiście również w Szklarskiej Porębie. Liczę także na Tour de Ski. Satysfakcję będę miała jak będę na tyle wytrenowana, by paść na mecie ze zmęczenia.

W lutym Puchar Świata zawita do Szklarskiej Poręby. Czy będziesz traktować szczególnie te zawody?

- Jak już wspomniałam, tak. Na pewno najważniejszym startem będzie Szklarska Poręba, czyli start w ojczyźnie, zawody pucharowe w Polsce. Chyba każdy o tym marzył. Cieszę się na ten start. Bardzo lubię Polanę Jakuszycką, mam związane z nią miłe wspomnienia i mam nadzieję mieć nadal tylko te miłe.

Dzień po polskich zawodach PŚ odbędzie się bieg World Uphill Trophy na Szrenicy. Jakie jest Twoje zdanie na temat tego typu rywalizacji? Czy planujesz start w tym biegu?

- Ciekawa impreza. Uczestniczyłam tej wiosny w Davos Nordix Red Bulla, to zjazd ze skoczniami, mega zakrętami, do tego jeden duży podbieg. Startowali czołowi zawodnicy Pucharu Świata. Na Szrenicy będzie trochę inaczej, bo to tylko podbieg i zjazd. Chętnie wzięłabym udział, ale nie w sezonie. Na tego typu imprezach bardzo łatwo o kontuzję, czego w sezonie zawodnicy się obawiają. Myślę, że takie zawody w kwietniu cieszyłyby się zainteresowaniem wśród czołówki świata, bo to ciekawa rywalizacja, ale dla nich już zabawa w okresie kiedy napięcie sezonowymi startami opada. To przede wszystkim taka odskocznia od zwykłych startów.

Z uwagi na nowe przepisy polska reprezentacja będzie musiała startować praktycznie w każdych zawodach PŚ. Justyna Kowalczyk mówi, że zrezygnuje z biegów w Duesseldorfie i Mediolanie, a we wszystkich pozostałych ma zamiar pobiec. Jak będzie w Twoim przypadku?

- Tak jest w planie co bardzo mnie cieszy. Mnie trener odpuszcza z pewnością Duesseldorf, Mediolan i może jeszcze jakieś sprinty z wiadomego powodu. Mam nadzieję, że pojedziemy do Rybińska. Do tej pory było to dla nas zbyt daleko i bez sensu, a szkoda - ja jak najbardziej widzę sens w każdym starcie, bo wiem, że im więcej startów mam za sobą, tym lepiej i pewniej czuję się w każdym kolejnym. Tak jak udowodniłam na i po Tour de Ski.

W Pucharze Świata Twój najlepszy wynik to 21 miejsce w La Clusaz w biegu łączonym na 15 kilometrów. W czołowej trzydziestce byłaś też np. na igrzyskach w biegu na 30 kilometrów, czyli również na długim dystansie. Odpowiadają Ci szczególnie właśnie najdłuższe biegi?

- Ze mną jest tak, że dużo zależy od warunków śniegowych. Jak jest lód na zakrętach to nie mam szans, po prostu jestem jak sparaliżowana. W La Clusaz były ciężkie warunki, wolne i miękkie, więc mogłam lecieć na swoje sto procent, bez turystycznych akcentów na zjazdach Poza tym tak, czuję się silniejsza na 10 i 15 km,

Do reprezentacji po kontuzji wraca Sylwia Jaśkowiec. Jak oceniasz szanse polskiej sztafety w PŚ?

- Tak, Sylwia wróciła do nas, Myślę, że sztafetę stać na dobre biegi.

W wywiadzie dla SportoweFakty.pl pod koniec ubiegłego sezonu mówiłaś: "to już nie jest kadra, a domowe przedszkole. Trener postawił na juniorów i młodzieżowców, a my seniorzy byliśmy tak jakby pozostawieni sami sobie, ze swoimi startami. [...] Dlatego też są zgrzyty w grupie. Jedni chcą trenować, a inni bawić się. Trzeba się zdecydować, bo to nie zabawa, to reprezentacja i jak samemu nie ma się zapału i pasji to trzeba pozwolić, zrobić po prostu miejsce dla innych." Jak to wygląda obecnie? Czy podtrzymujesz swoją opinię czy też sytuacja zmieniła się na lepszą?

- Bez komentarza.

Źródło artykułu: